"Piersi moich pracownic sam kontroluję" - hasło promujące kampanię zachęcającą pracodawców, aby polecali swoim pracownicom badania wczesnego wykrywania raka piersi, wywołało bunt w środowiskach feministycznych.
Jerzy Giermek kierownik Centralnego Ośrodka Koordynującego program profilaktyczny wczesnego wykrywania raka piersi powiedział w Jedynce, że szum medialny, jaki się narodził wokół niego, wpłynie tylko na korzyść całej akcji. – Wiele kobiet zainspirowane kampanią wykona badania, które i tak powinny wykonać – powiedział.
Giermek nie spodziewał się, że wywoła ono takie zamieszanie. Wcześniej nie było podobnych kontrowersji. – W zeszłym roku promowaliśmy podobnie brzmiące hasło „Badam piersi mojej żony” – powiedział.
- Feministki zapomniały również, że szefami w zakładach są często panie - dodał.
Gość Jedynki podaje, że tylko 40 proc. kobiet, do których zostało w zeszłym roku wysłane imienne zaproszenie na badanie, skorzystało z niego. – Minimum powinno ich być między 70-75 proc. - mówi.
Te same środowiska feministyczne blokują pomysł, aby te badania były wpisane do listy badań okresowych, ponieważ według nich naruszają one kobiecą godność.
Tymczasem współczynnik w Szwecji, gdzie płaci się za badanie profilaktyczne, wynosi ponad 90 proc. - podaje gość Jedynki.