Louis Leakey. Źr. Wikipedia.
Louis dowiódł, że Darwin się nie mylił, twierdząc, iż pochodzimy z Afryki. Mary odnalazła pierwszy bezsprzeczny dowód na dwunożność naszych dalekich przodków – australopiteków. Razem odkryli najstarszego przedstawiciela rodzaju Homo i rozkopali jedno z najbardziej rozpoznawalnych stanowisk na świecie – wąwóz Olduvai. Ich syn Richard udowodnił, że to właśnie wschodnia Afryka jest kolebką kolejnego gatunku człowieka, Homo erectus, a jego żona przez lata prowadziła badania na najważniejszych stanowiskach archeologicznych regionu. W 1977 roku, mając zaledwie sześć lat, Louise, przedstawicielka trzeciego już pokolenia, ustanowiła kolejny rekord – została najmłodszym człowiekiem, który odkrył szczątki hominida. Nic dziwnego, że przeciętnemu studentowi ewolucji naszego gatunku uginają się kolana na sam dźwięk nazwiska „Leakey”.
Afrykańska kolebka
Louis, bo to od niego wszystko się zaczęło, urodził i wychował się w Kenii. Kraju, który w ciągu kilku następnych kilku dekad stał się polem sukcesów zarówno protoplasty, jak i całego jego rodu. Początki były jednak bardziej niż skromne – rodzice Luisa byli misjonarzami, więc klepisko zamiast podłogi, wiecznie cieknący dach i uporczywe insekty, były dla nich chlebem powszednim. Ich syn wychowywał się razem z miejscowymi chłopcami i wraz z nimi przeszedł obrzęd inicjacji, stając się członkiem plemienia Kikuyu. Po powrocie do Anglii, rodzice wysłali szesnastoletniego Louisa do typowej angielskiej szkoły dla dorastających młodzieńców, ale on, przyzwyczajony do pełnej wolności, nie radził sobie najlepiej, niezmiennie narzekając na otaczający go dryl i ograniczanie praw uczniów. Jedna z nauczycielek zasugerowała mu nawet, by zaczął szukać pracy w banku i gdyby nie nauczycielka angielskiego, która namówiła go na złożenie dokumentów na uniwersytecie w Cambridge, kto wie, czy historia antropologii nie potoczyłaby się zupełnie inaczej. Louis, wbrew wcześniejszym obawom, zdał egzaminy wstępnie znakomicie, czym zapewnił sobie stypendium i tym samym środki do życia na kilka następnych lat.
W tym czasie Azja była głównym podejrzanym w poszukiwaniu kolebki ludzkości. Bezkresne przestrzenie stepów i wciąż aktualne hasło Ex oriente lux – światło ze wschodu, skupiały spojrzenia naukowców właśnie na tej stronie świata. Gdy 1931, Louis po raz pierwszy wyruszył do Olduvai, większość jego przyjaciół i nauczycieli odradzała mu ten wyjazd. Jak się okazało, niesłusznie. Oprócz szczątków kostnych, zaklasyfikowanych przez Leakey’a jako Homo kanamensis, ekspedycja odkryła liczne narzędzia, ówcześnie zwane aszelskimi. Jednak po powrocie głosy sceptyków odezwały się ze zdwojoną siłą i dopiero 20 lat później udało się je uciszyć. Drugie podejście do Olduvai Louis przeprowadził wraz z Mary, wcześniej ilustratorką jego książek, a w tym czasie już jego żoną. W 1959 roku, gdy Louis leżał w obozie przywalony chorobą, to właśnie ona dokonała odkrycia, które zmieniło bieg historii. Zinjanthropus boisei (teraz przemianowany na Paranthropus boisei) ujrzał światło dzienne w bardzo spektakularny sposób, to znaczy w obecności kamer, a konkretnie jednej obsługiwanej przez Des’a Barlett’a, pracującego dla National Geographic – Our Dear Boy, bo tak Leakeyowie nazwali swoje odkrycie, stał się gwiazdą. Tym większą, że wkrótce okazało się, że sedymenty, w których był uwięziony, mają blisko dwa miliony lat.
Głupie zabawy i ich efekty
Już przed śmiercią Louisa Mary stała się poważaną samodzielną badaczką ludzkich korzeni. Podczas gdy jej mąż wdał się w politykę i obronę praw swojego plemienia, Mary przejęła kierownictwo badań w wąwozie Olduvai i rozpoczęła wykopaliska na innych stanowiskach. Największy sukces przyniosło jedno z nich – w Leatoli, na północy Tanzanii, zaledwie 50 km od Olduvai. Uderzenie łajnem słoni nie należy do przyjemnych, nie ma się więc co dziwić, że jeden z członków ekipy Mary rzucił się na ziemię, by uniknąć ciosu. W ten właśnie sposób, dzięki beztroskiej zabawie, dokonano jednego z najważniejszych odkryć w historii antropologii. Odciski stóp odbite w miękkim tufie, które zauważył w trakcie upadku amator gier w rodzaju dwóch ogni, zostały zostawione przez dwa australopiteki. Dowiodły one ponad wszelką wątpliwość, że gatunek ten nie tylko był zdolny do dwunożnej lokomocji, ale, co więcej, chodził dokładnie tak samo jak my. Kolejna zagadka antropologii, została rozwiązana, a sam obrazek dwójki dwunożnych małp, jednej mniejszej od drugiej, idących na tyle blisko siebie, że być może nawet się obejmowały, przemawia do wyobraźni, jak mało która czaszka, nie mówiąc już o najczęściej znajdywanych przez antropologów, pojedynczych zębach.
Louis zmarł w 1972 roku, jeszcze przed odkryciem z Leatoli. Poza żoną opłakiwały go jeszcze trzy inne badaczki światowej sławy. Jane Goodall, Dian Fossey i Birute Galdikas, popularnie zwane „aniołkami Louisa”, były pionierkami w badaniach małp człekokształtnych. Właśnie w studiowaniu zachowań naszych najbliższych, zwierzęcych krewnych Louis widział przyszłość antropologii i z tego powodu sięgał często do kieszeni, finansując granty z kasy przeznaczonej wykopaliska w Olduvai. Do dnia dzisiejszego działa Fundacja Leakey’a utworzona przez Louisa, w celu zbierania środków na badania nad początkami ewolucyjnej drogi człowieka, a lista nazwisk odbiorców jej grantów pokrywa się całkiem nieźle ze spisem najwybitniejszych archeologów i antropologów ostatnich kilku dekad.
Wąwóz w Olduvai. Źr. Wikipedia.
Dziecko szczęścia
Olduvai to nie jedyne dziecko małżeństwa Leakey’ów. Nie mniej zawodowej radości przyniósł im ich syn – Richard. Choć od najmłodszych lat jeździł z rodzicami na wykopaliska i jak mało kto znał się na poszukiwaniu skamielin, wszystkimi siłami wzbraniał się przed pójściem w ślady swojego ojca i matki. Próbował sił w biznesie, sprzedając wypreparowane zwierzęce szkielety placówkom naukowym i latając awionetką z turystami nad Olduvai, ale rodzinna tradycja przeważyła. Już w 1968 roku, dzięki pieniądzom uzyskanym z kasy National Geographic, Richard wyruszył ze swoją własną ekspedycją do Koobi Fora nad Jeziorem Turkana. Rok później należący do niej niezawodny Kamoya Kimeu, Kenijczyk, który może poszczycić się odnalezieniem największej ilości kości wymarłych hominidów, odkrył czaszkę australopiteka robustnego, a w ciągu następnych dziesięciu lat szczątki Homo habilis i dwóch osobników z gatunku Homo erectus. Biorąc pod uwagę, że wszystkie pozostałości po naszych dalekich przodkach można by śmiało zmieścić w bagażniku Land Rovera, taka obfitość odkryć jest fenomenem.
Najlepsze jednak wciąż czekało na Kamoyę i Richarda. W 1984 roku Kamoya dostrzegł fragment kości wystającej z sedymentu. Niewielki żółto-płowy kawałek, leżący na szarawo-beżowej ziemi, w otoczeniu szarych kamieni jest nie do odróżnienia dla większości przybyszów z Europy, ale Kamoya nigdy nie zawodzi. Od razu po zidentyfikowaniu kości jako należącej do hominida otwarto wykop sondażowy i wkrótce potem oczom ekipy Richarda ukazał się zachowany niemal w stu procentach szkielet 11- lub 12-letniego chłopca. Niby nic, gdyby nie fakt, że jest on datowany na 1,5 miliona lat temu, a chłopiec ten należał do gatunku Homo erectus. Poza Lucy, dużo gorzej zachowanym szkieletem australopiteka afarskiego, tak kompletnego okazu nie ma aż do czasów naszych najbliższych kuzynów - neandertalczyków.
Wiele przepastnych tomów napisano na temat „Chłopca znad Jeziora Turkana”, bo i był on rewelacją dekady w świecie antropologów. Jego smukła sylwetka, do złudzenia przypominająca, mieszkających w okolicy Masajów i jego młody wiek, zdradziły wiele na temat pokarmu, dorastania, czy przystosowań tego gatunku do życia na sawannie. Śmiało można powiedzieć, że Chłopiec popchnął naszą wiedzę o Homo erectusie o lata świetlne.
Kobiety przejmują rodzinny biznes
Żona Richarda, Meave, podobnie jak Mary, nie jest typową „żoną swojego męża”. Wyedukowana o wiele lepiej niż on (Richard nigdy nie skończył studiów) nie tylko wspierała jego kolejne wyprawy w poszukiwaniu skamieniałości, ale także zaczęła przejmować jego obowiązki, gdy, znów idąc w ślady ojca, zajął się polityką. Do jej największych sukcesów należy odkrycie dwóch nowych gatunków australopiteków – Australopithecus anamensis i Kenyathropus platyops. Ten ostatni pojawił się nawet na okładce New York Times’a, który wieścił, że wobec tego odkrycia należy na nowo przepisać wszystkie podręczniki antropologii. Człowiek z Kenii o płaskiej twarzy, bo tak należałoby przetłumaczyć łacińską nazwę najnowszego hominida opisanego przez Leakey’ów, biegał po afrykańskiej sawannie około 3.5 miliona lat temu i, mimo że posiada wiele cech typowych dla małp człekokształtnych, może być bezpośrednim przodkiem pierwszych ludzi. Niestety czaszka odkryta przez Meave składa się z ponad trzydziestu fragmentów toteż wszelkie próby interpretacji rozbijają się o zły stan zachowania okazu.
Meave do dnia dzisiejszego prowadzi badania w Koobi Fora. Pomaga jej w tym córka, czyli trzecie pokolenie klanu Leakey’ów. Louise pierwszy raz odwiedziła stanowisko archeologiczne w drugim tygodniu swojego życia, ale smykałka do paleontologii odezwała się w jej żyłach dopiero, gdy Richard stracił obie nogi w wypadku samolotu, a Meave zabrakło rąk do organizacji wykopalisk. Córka wezwana z Anglii, mimo że wciąż wahała się, czy związać swoje życie z poszukiwaniem hominidów, szybko wciągnęła się w rodzinny biznes. Traf sprawił, że Louise podążyła w ślady swoich sławnych rodziców i jeszcze sławniejszych dziadków, ale czas dopiero pokaże czy nazwisko Leakey znów pojawi się w czołówkach gazet.
Iza Romanowska