W roku 1994 BBC nadała cykl audycji pt. „Heretycy”. Przedstawiono w nim, w jaki sposób społeczność naukowa reagowała na poglądy uważane za niemożliwe do akceptacji. Te poglądy obejmują różne zagadnienia od skuteczności wysokich dawek witaminy C po istnienie antygrawitacji i psychokinezę.
Einstein i Bohr. Źr. Wikipedia.
Przykładem nich będzie tutaj los dziekana wydziału inżynierii na Princeton, Roberta Jahna. Ten wybitny specjalista o otwartym umyśle zgodził się na prośbę jednego ze studentów przeprowadzić doświadcznie na temat rzekomego wpływu umysłu na obwody elektroniczne. Ku jego zdziwienieu taki wpływ został zarejestrowany. Zaciekawiony, sprawdził czy ów wynik jest powtarzalny. Był. Kierownictwo sławnej uczelni doszło wówczas do wniosku, że podobne „dziwactwa” mogą obniżyć jej prestiż - i zabroniły mu dalszych prac w tym kierunku. Ale działo się to w Ameryce, gdzie ludzie nie są tak pokorni wobec władz, jak gdzie indziej, więc Jahn eksperymentów nie przerwał - a potem opublikował wyniki.
Wybuchła burza. Dwóch noblistów, których nazwiska z szacunku dla nich pominę, napisało, że sam przedmiot badań jest „nienaukowy” i wprowadza jakieś mętne idee do krystalicznie czystego materializmu przyzwoitych, porządnych laboratoriów i umysłów badaczy. Choć Jahna w rezultacie nie wyrzucono z pracy, jego kariera uległa zastopowaniu.
Odkrycia outsiderów
Jednym z najbardziej charakterystycznych rysów nauki jest sprzeczność między dążeniem uczonych do rozszerzenia wiedzy a przeciwstawieniem się przez nich nowym ideom. Wiele przykładów oporu wobec nowości naukowych można znaleźć w biografiach uczonych, gdzie napotykamy na opisy braku życzliwości, niechęci czy wrogości, z jakimi spotykały się ich odkrycia. Heliocentryzm, falowa teoria światła Thomasa Younga, teoria dysocjacji elektrolitycznej Swante Arrheniusa i wiele innych - napotykały na ostre sprzeciwy i nieraz wręcz intrygi, mające na celu schowanie ich pod dywan. Kiedy Georg Ohm opublikował w 1827 r. teorię elektryczności, została ona nazwana „stekiem czystej fantazji”.
A. Einstein, fot. P. Ehrenfest. Źródło: Wikipedia.
Wydawałoby się, że od czasu wydania głośnej „Struktury rewolucji naukowych” Thomasa Kühna, teza, że naukowych przełomów dokonują naprzód ludzie nie związani z jej tradycyjnymi dogmatami i instytucjami, jest już wiedzą powszechną. Jak napisał patron literatury popularnonaukowej, C. W. Ceram: „Jeśli spojrzymy na rozwój badań naukowych (...) nietrudno będzie nam stwierdzić, że ogromnej ilości wielkich odkryć dokonali właśnie outsiderzy, samoucy, ba, nawet ‘dyletanci’.” Ale to klasyczne już dzieło Kuhna jest, mimo swego imponującego materiału dowodowego i przejrzystego, logicznego wywodu do dziś pomijane na wielu uczelniach i marginalizowane przez wielu autorów z naukowymi tytułami. Wszystkich „heretyków” zamykają oni w szufladzie z napisem „dziwacy”.
Rzecz w tym, że to głównie takim „dziwakom” zawdzięczamy nowoczesną cywilizację. Nie jest przypadkiem, że autorzy ich biografii większość opisów poświęcają nie temu, jak dochodzili do swoich odkryć, lecz temu, przez co musieli potem przejść. Twórca parostatku, Robert Fulton (z zawodu malarz) dwa razy odpływał z kwitkiem z napoleońskiej Francji. Najpierw admirałowie francuscy oburzyli się na projekt łodzi podwodnej, gdyż atakowanie okrętów spod wody byłoby - niehonorowe. Potem Napoleon po prostu nie był w stanie uwierzyć, że oto ten nieznany malarz zza oceanu przywiózł mu rozwiązanie jego problemów z Anglią... mimo, że prototyp parowca pływał po Sekwanie! Zresztą widok ten - który wzbudził entuzjazm paryżan - wywołał tylko wzruszenie ramion u akademików. Jakiś malarz z dalekiej Ameryki nie może być przecież lepszy od nich. Taką też opinię przedłożyli cesarzowi.
Podobnie było z rysownikiem i malarzem Samuelem Morsem, któremu Kongres USA odmówił funduszy na budowę telegrafu, a także z angielskim metalurgiem Henry Bessemerem, który wynalazł sposób otrzymywania płynnej stali prosto z surówki - po to, by dowiedzieć się od niemieckiego urządu patentowego, iż wynalazek ten jest bezwartościowy. 30 lat później Charles Goodyear uchodził wśród amerykańskich bankowców i przemysłowców za przysłowiowy przykład maniaka. Uwierzył on, że odkryty kilkanaście lat wcześniej kauczuk można będzie pozbawić jego fatalnych wad: topienia się w upale oraz sztywnienia i kruszenia się na mrozie. Krążył po całym kraju w poszukiwaniu funduszy na badania, gdyż był świadom, że właśnie materializująca się idea pojazdów mechanicznych napotka na wielką przeszkodę: żelaznych kół, jakie mieli do dyspozycji konstruktorzy. Ale żeby je ogumić trzeba było gumy... a ta istniała tylko w jego umyśle. Wreszcie, eksperymentując z dodawaniem siarki, przez roztargnienie położył kiedyś obsypany nią kawałek kauczuku nie na stole - lecz na gorącej blasze... Doświadczenia wszystkich wynalazców z rzeczoznawcami Henry Ford ujął z właściwą sobie lapidarnością: „ekspert to ktoś, kto ci mówi, że czegoś nie można zrobić”.
Antykonserwatywni konserwatyści
Ortodoksja naukowa, podobnie jak religijna, opiera się ona na ustalonych przez autorytety „pewnikach” i strzeżona jest przez instytucje - w tym wypadku akademickie. Przekonał się o tym wielki paleontolog Luis Leakey. W latach 30. nazwano go „szerzycielem herezji”, gdyż zamiast zgodzić się, że człowiek w Ameryce przebywa ledwie od 5 tys. lat, twierdził, iż musiał tam być już 15 tys. lat. Czekał 20 lat, aż większość kolegów przychyliła się do jego zdania.
Warto zauważyć, że na ogromnej większości uczelni określenie „konserwatysta” traktowane jest jako wyzwisko. Niemniej, jeśli chodzi o elastyczność w traktowaniu pewnych utartych tez, środowisko akademickie wykazuje z reguły konserwatyzm w stanie czystym. Teza Leakeya zmuszałaby do odłożenia do archiwum zbyt wielu prac, by mogła się dziś przebić, toteż przyjęto, iż „brak dla jej potwierdzenia konkretnych dowodów”. A przecież to uczony o światowej sławie. Czegóż w tej sytuacji może się spodziewać brazylijska archeolog Niede Guidon, która odkryła (ku swojej konsternacji) malowidła naskalne w słabo zamieszkanej północno-wschodniej prowincji Brazylii... datowane w laboratoriach francuskich na 48 tys. lat! Wywraca to rzecz jasna wszystkie obowiązujące teorie na temat zasiedlania obu Ameryk. Doniesienia dr Guidon zostały zgodnie odrzucone. Daremnie argumentowała, że ma za sobą kilkadziesiąt lat pracy na tym terenie, natomiast jej krytycy nie chcą obejrzeć znalezisk, choć dopiero bezpośrednia inspekcja na miejscu mogłaby rozwiać ich obiekcje.
N. Bohr. Fot. P. Ehrenfest, źródło: Wikipedia.
Dogmat ewolucji
Osobnym, nie tyle rozdziałem, co wręcz dziełem z dziedziny historii i osobliwości nauki, są dziesiątki, jeśli nie setki przykładów rugowania osób i opracowań podważających dogmaty teorii ewolucji. Przekonał się o tym na przykład obiecujący biolog Warwick Collins, uczeń sławnego darwinisty prof. Johna Maynarda Smitha. Na międzynarodowej konferencji wskazał na niekoherencję w darwinowskich ujęciach doboru płciowego. Poddany nagonce, prowadzonej przez jego byłego nauczyciela, pozbawiony możliwości publikacji, zrezygnował z zawodu.
Tu jednak wytłumaczenie jest proste: darwinizm, nawet z przedrostkiem „neo”, jest dziś (po upadku marksizmu) fundamentem i zarazem ostatnim okopem materializmu - nie tylko naukowego, lecz także ideowo-politycznego. Wystarczy przeczytać książki najgorętszego jego bojownika, Richarda Dawkinsa, by zorientować się, że tu materialiści bronić się będą do ostatniej kropli farby drukarskiej - i żadna inwektywa pod adresem ich przeciwników nie będzie pominięta, jeśli uznają ją za przydatną.
Naukowe prześladowania
Nauki biologiczne od początku miały takie problemy. Sam twórca genetyki, Georg Mendel, na próżno próbował zainteresować botaników swoimi odkryciami. Świat ówczesnej nauki nie wiedział, co począć ze spostrzeżeniami zakonnika. Większość wysłanych przez niego do różnych naukowców egzemplarzy pracy, w której opisał wyniki prób krzyżowania roślin, lądowała nie przeczytana w koszu na śmieci. Dopiero na przełomie wieków, gdy mikroskop pomógł biologom wytropić we wnętrzu komórek chromosomy i w ten sposób powołać do życia nową dziedzinę wiedzy, genetykę, przypomniano sobie o hodującym groch zakonniku i jego pionierskim odkryciu.
Pół wieku po odkryciach Mendla Paul Kammerer uzyskiwał intrygujące wyniki badając kwestię dziedziczenia przez potomstwo cech nabytych przez rodziców. Został napiętnowany jako heretyk i zdyskredytowany. Do tego dołączyły się problemy osobiste - i wszystko skończyło się samobójstwem badacza. Popularnonaukowy autor opisując tę smutną historię, tłumaczy: „Dziś już potrafimy je wyjaśnić. Rzekome mutacje u żab, salamander i jaszczurek to przypadki atawizmu: ponownego ujawniania się cech przodków.”
Ale co właściwie w ten sposób wyjaśniliśmy? Doprawdy niewiele. Kammerer, jak się okazuje, jednak nie był oszustem; inaczej tylko nazwał to, co zauważył u swoich salamander. Czy jednak atawizm jest czymś wstydliwym, nienaukowym czy nielegalnym? To, że tak nazwaliśmy tę mutację, nie znaczy, że ją wyjaśniliśmy. Samo pojęcie mutacji nie jest przecież do końca zdefiniowane.
Barbara McClintock (1902-1992) na pewno nie była typową przedstawicielką swojej profesji. Za życia cieszyła się opinią osoby ekscentrycznej i niekonwencjonalnej, a niektórzy przedstawiciele świata nauki uważali, że oscyluje między geniuszem a obłędem. Świat ów poznał jej prace w1951. Ogłosiła wtedy, że określone geny mogą się przemieszczać w obszarze genomu, a nawet między chromosomami. Twierdzenie to zostało odrzucone - a przez niektórych wyśmiane. Głęboko dotknięta McClintock wycofała się w zacisze laboratorium... potem jednak postanowiła walczyć. Publikowała, brała udział w zjazdach, powtarzając swoje tezy i udając, że nie obchodzą jej epitety w rodzaju „tej szalonej staruchy”; ani to, że nie zapraszają ją na wykłady ani seminaria. Po wielu latach samotnej walki wreszcie w połowie lat 70. zaczęto ją nieśmiało cytować w pracach naukowych. Okazało się, że ma rację. W 1983 r. otrzymała nagrodę Nobla. Ale - jak wyznała - zbyt wiele przeszła, by się nią naprawdę cieszyć.
Wygląda na to, że, jak zauważył z trzeźwością godną umysłu ścisłego twórca teorii kwantów, Max Planck, po przeżyciach tego typu w związku ze swoją pracą doktorską na temat II prawa dynamiki: „To doświadczenie pozwoliło mi poznać nowy, zadziwiający, jak sądzę, fakt: nowa prawda naukowa nie triumfuje dlatego, że przekonuje swoich oponentów - ale raczej z tego powodu, że jej przeciwnicy wymierają i rośnie nowe pokolenie zaznajomionych z nią badaczy.”
Paweł Ratyniecki