Czy podczas badań mumii egipskich powinniśmy brać pod uwagę prywatność albo reputację pochowanych tysiące lat temu osób? Wbrew pozorom, problem nie jest błahy, a archeolodzy spierają się o to od lat.
Odkrywanie mumii, szkieletów lub skremowanych zwłok to norma w świecie archeologów. Miednica czy czaszka mają w sobie równie olbrzymi potencjał naukowy, jak żelazny miecz czy gliniane naczynie. A może nawet większy, bo to właśnie kości ludzkie są najbardziej bezpośrednim źródłem wiedzy o nieistniejących już społecznościach – wiedzy nie przepuszczonej przez cenzorskie sito nielicznych i w dodatku raczej późnych dokumentów pisanych, nie opartej na interpretacji, ale na analizie rodem z nauk ścisłych, wreszcie, wiedzy najbardziej nas interesującej – o prawdziwym człowieku.
O ile jednak współcześnie nawet badania próbek tkanek są obwarowane ścisłymi wytycznymi etycznymi, to temat prawa do zachowania prywatności rzadko jest poruszany w kontekście badań starożytnych szczątków ludzkich. Czy Tutenchamon życzyłby sobie, abyśmy dowiedzieli sie wszystkiego o jego prywatnym życiu i chorobach? Naukową dyskusję nad różnymi sposobami etycznego podchodzenia do starożytnych, ludzkich szczątków relacjonuje "New Scientist".
„Ciało posiada wartość moralną”
Zdaniem eksperta w dziedzinie anatomii, Franka Ruehli, oraz etyka Iny Kaufmann ze szwajcarskiego Uniwersytetu Zurichu, którzy publikują w "Journal of Medical Ethics", szczegółowe badania mumii nie są "w porządku", ponieważ są inwazyjne i wiążą się z ujawnianiem prywatnych, czasami bardzo intymnych informacji na temat rodziny i stanu zdrowia osoby, której ciało poddano mumifikacji. Sam zainteresowany tymczasem nie żyje, nie może zatem wyrazić zgody lub się sprzeciwić takim badaniom.
"Ciało ludzkie, żywe, czy też martwe, posiada wartość moralną" - mówi Ruehli, który sam uczestniczy w badaniach mumii. Jak uważa, nieważne, ile lat czy stuleci ma badane ciało - naukowcy muszą wyważyć korzyści płynące z jego badań z potencjalnymi prawami i życzeniami zmarłych.
Argumentacja zwolenników i przeciwników inwazyjnych badań przypomina proces sądowy. Nie bez przyczyny. Publikacja informacji na temat chorób władców starożytnego Egiptu może naruszać ich życzenie, by zapamiętano ich jako ludzi zdrowych i silnych – argumentują zwolennicy prywatności. Ujawnienie szczegółowych danych dotyczących zmarłego może się przyczynić do zwiększenia jego sławy, co mogłoby odpowiadać jego pragnieniu, by pamiętano o nim jeszcze długo po śmierci – ripostują inni badacze.
Co powie Oetzi
Czy jednak nauka może popadać w tego typu prawny pedantyzm? Franco Rollo z włoskiego Uniwersytetu Camerino, który badał ciało słynnego Oetziego ("człowieka lodu"), ma jeszcze inne rozwiązanie tego dylematu. Ciało Oetziego, zmarłego około 3300 lat p.n.e., znaleziono w Alpach w 1991 roku. Zdaniem Rollo, rozterki etyczne schodzą na dalszy plan, gdy szczątki są "dość stare, by pochodziły z epoki uważanej przez większość ludzi współczesnych za historycznie i społecznie inną i odległą od obecnej".
Rollo nie jest osamotniony. Podobnie uważa Helen Donoghue z University College London, która ludzkie szczątki bada pod kątem śladów chorób zakaźnych. Nie ma ona skrupułów, jeśli chodzi o badania mumii, o ile prowadzi się je z przyczyn uzasadnionych naukowo, i jeśli nie sprzeciwiają się temu ewentualni żyjący potomkowie badanego.
Soren Holm, filozof i bioetyk, redaktor naczelny pisma "Journal of Medical Ethics" sądzi jednak, że w badaniach nad zmarłymi nie da się pominąć etyki i prawa – zwłaszcza wówczas, kiedy da się zidentyfikować tożsamość szczątków. - "W pewnym sensie ludzie ci wciąż żyją" – mówi Holm. - Nadal o nich mówimy. Niektóre aspekty badań mogą wpłynąć na ich reputację". Filozof chciałby, by naukowcy zastanawiali się, czy motywem ich działań jest naukowa dociekliwość, czy może czysta ciekawość. Holm: - "Czy naprawdę musimy ustalić skomplikowane detale na temat rodziny Tutenchamona?"
Szczątki na kocu
W trakcie wykopalisk szczątki ludzkie są delikatnie odsłaniane przez archeologów, fotografowane i pakowane w plastikowe worki lub tekturowe pudła. Potem często zalegają w muzealnych magazynach. Inaczej sprawy mają się po drugiej stronie Atlantyku. – „Kiedy znajdujemy ludzkie szczątki, wszelkie prace zostają automatycznie przerwane. Na miejscu od razu zjawia się ktoś z plemienia, na którego terenie kopiemy i określa, co z kośćmi należy zrobić. Dla przykładu, gdy brałem udział w badaniach na obszarze należącym do grupy zwanej The Coast Salish People, miejscowi łowcy-zbieracze, których zawsze zatrudniamy do wykopalisk, a którzy są rytualnie przygotowani do postępowania ze zmarłymi, nakazali nam umieścić kości na czystym kocu. To właśnie było dla nich najważniejsze – czysty koc, który symbolizuje bogactwo i przez wiele pokoleń był używany jako ekwiwalent pieniądza" – relacjonował dla Polskiego Radia Andrew Pawlowski, archeolog z Kanady. I tak być powinno.
Zdaniem Sorena Holma, nawet wtedy, gdy ciał nie da się zidentyfikować, i tak powinniśmy wziąć pod uwagę godność zmarłych, traktując ich doczesne szczątki z szacunkiem. Podobnie uważa Ruehli: - "Próbuję traktować mumie jak pacjentów. Nie lubię, kiedy naukowcy sobie z nich żartują albo pokazują je w taki sposób, by uzyskać makabryczny efekt".
Czy zatem potrzeba wskazówek etycznych? W ocenie Holma trudno byłoby stworzyć jakąś uniwersalną politykę badań ludzkich szczątków. A jednak nie od rzeczy byłaby lista pytań kontrolnych, na które mogliby odpowiadać naukowcy podejmujący badania. Natomiast Ruehli jest raczej zwolennikiem brania osobistej odpowiedzialności przez badaczy.
(ir/ew/pap/polskieradio.pl)
Zobacz, jak wyglądał proces mumifikacji (język angielski):