W niewielkim stadium, którego wyniki opublikowano na łamach pisma "Current Biology", wzięły udział dwie grupy dzieci, u których zdiagnozowano dysleksję, zaburzenie manifestujące się trudnościami w nauce czytania i pisania.
W trakcie dziewięciu 80-minutowych sesji, wszystkie dzieci grały w gry komputerowe, przy czym tylko w jednej grupie użyto typowych gier akcji. Naukowcy nie mieli żadnych powiązań finansowych z producentami gier wideo, a oprogramowanie zakupili na rynku detalicznym.
Wiek, IQ, tempo czytania, ilość popełnianych błędów i umiejętności fonologiczne były podobne u wszystkich uczestników. Zdolność czytania i koncentracji uwagi u dzieci zmierzono przed przystąpieniem do praktycznej części badania i bezpośrednio po niej, po czym porównano ze sobą wyniki obydwu grup.
Okazało się, że dzieci, którym zaproponowano gry akcji osiągnęły znacznie lepsze wyniki w wielu badanych aspektach, między innymi w zakresie poprawności i tempa czytania, szybkości reakcji i rozpoznawania logatomów (sztucznych wyrazów służących do badania rozumienia mowy). Lepiej wypadły też w testach oceniających stopień koncentracji uwagi, które polegały na wykonywaniu różnych zadań wizualnych i słuchowych w obecności czynników rozpraszających.
- Korelacja między wzrostem koncentracji uwagi a poprawą jakości czytania była bardzo wysoka- mówi Simone Gori, współautorka badania i adiunkt na Uniwersytecie Padewskim. Oznacza to, że praca nad szeroko pojętą uwagą (niekoniecznie w kontekście językowym), może znacząco wpłynąć na umiejętność czytania u dyslektyków.
Opublikowane wyniki badania spotkały się z dość entuzjastyczną reakcją. Do tej pory skupiano się raczej na negatywnych aspektach gier wideo, między innymi na ich niepokojącym potencjale w zakresie prowokowania agresji i przemocy oraz przyczynianiu się do otyłości u najmłodszych. Być może warto jednak przestać je demonizować i zobaczyć w nich narzędzie, które w istotny sposób może wspomóc proces edukacyjny, niestety wciąż anachroniczny i niedostosowany do potrzeb współczesnego ucznia.
Nie zabrakło oczywiście krytyki, bo skoro dzieci z taką łatwością czerpią z gier komputerowych to przecież oczywistym jest, że mogą równie dobrze uczyć się mniej pożądanych umiejętności i zachowań. Pozostaje więc pytanie, czy takie “remedium" nie jest obarczone zbyt dużym ryzykiem i czy aby na pewno warto dolewać oliwy do ognia, zachęcając dzieci, by grały jeszcze częściej niż obecnie.
(Źr. portal "Mam zdrowie")