Europejska Agencja kosmiczna (ESA) istnieje od 1975 roku. Jest odpowiednikiem amerykańskiej NASA. Ma budżet o wielkości około 4 mld euro rocznie. Prowadzi wiele misji kosmicznych i wystrzeliwuje sztuczne satelity Ziemi. Wydatki ponoszone przez ESA zasilają gospodarki krajów należących do tej organizacji, tak więc polskie firmy będą miały szansę zyskać na kontraktach realizowanych w ramach projektów agencji.
Polska podpisze umowę o przystąpieniu do Agencji w czwartek - poinformował wicepremier Waldemar Pawlak przy okazji Międzynarodowej Wystawy Lotnictwa i Astronautyki ILA w Berlinie.
- ESA pracuje na zasadzie wspólnotowej. Duża część składki, ponad 80 proc., wraca do kraju członkowskiego na granty i projekty związane z techniką kosmiczną. To pewnego rodzaju transfer budżetów krajowych do sektora kosmicznego - wyjaśnił Pawlak.
Z wejścia do ESA cieszy się dyrektor Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk Marek Banaszkiewicz. - Do tej pory też współpracowaliśmy z ESA, ale byliśmy raczej partnerem drugiej kategorii. Jako pełny członek agencji mamy pełny dostęp do projektów, możemy zgłaszać własne eksperymenty, tworzyć konsorcja i mamy prawo do tego, by pieniądze, które są tam wpłacane, wykorzystywać na te projekty - powiedział.
Wyjaśnił, że już jesteśmy zaproszeni do 10 projektów związanych z dużymi misjami ESA, jak do satelitów Jowisza. - Myślimy o misjach na Księżyc - dodał.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
Obecnie do ESA należy 19 krajów: Austria, Belgia, Czechy, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Luksemburg, Niemcy, Norwegia, Portugalia, Rumunia, Szwajcaria, Szwecja, Wielka Brytania oraz Włochy. Na mocy porozumienia o współpracy we władzach ESA zasiada także przedstawiciel Kanady.