Kilkuset osobowa grupa robotników obchodzi stocznię z transparentem: "Żądamy: przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz, podwyżki o 1000 zł, dodatku drożyźnianego". Grupa protestujących szybko rośnie. Kilkutysięczny pochód dochodzi do drugiej bramy, gdzie minutą ciszy czci pamięć pomordowanych w grudniu 1970 roku. Bogdan Felski relacjonuje ten moment:
Podchodzimy pod bramę nr 2, stoimy minutę, stoimy milcząc. To za tych, którzy zginęli w Grudniu '70. Śpiewamy "Mazurka Dąbrowskiego". Teraz czujemy się zupełnie inaczej niż na początku. Widzimy swoją siłę. Idziemy w stronę koparki. Na niej robimy prowizoryczną trybunę. Musimy wybrać Komitet Strajkowy! Musimy się zorganizować. Nagle pojawia się dyrektor Gniech. Przemawia. Chce, abyśmy wrócili do pracy. Obiecuje rozmowy. Nie wiadomo skąd za dyrektorem staje Leszek Wałęsa i mówi: "Poznaje mnie pan? Dziesięć lat pracowałem na Stoczni i czuję się nadal stoczniowcem, ponieważ mam mandat zaufania załogi. Już cztery lata jestem bez pracy. (...) Zakładamy strajk okupacyjny!
Pierwsze rozmowy nie przynoszą efektów, robotnicy pozostają na terenie stoczni na noc.
Tak o tym dniu mówił Bogdan Borusewicz w książce Edmunda Szczesiaka, "Borusewicz – jak runął mur":
Byli tam nasi ludzie. W stoczni, w innych miejscach. Alina (Pieńkowska) przekazuje informację o strajku, a zaraz potem zabiera się do organizowania żywności dla strajkujących. (…) Andrzej Gwiazda i Bogdan Lis organizują strajk w Elmorze. Andrzej Kołodziej, który tego dnia rozpoczął pracę w gdyńskiej Stoczni Komuny Paryskiej, gdy dowiaduje się, że jest strajk w jego poprzednim zakładzie, następnego dnia zatrzymał stocznię w Gdyni. Józek Przybylski zatrzymuje Budimor.
Nasi ludzie z WZZ wykazali dużą samodzielność. Każdy wiedział, co ma robić, nie czekał na dyspozycje. Wszyscy, którzy byli w grupie opozycyjnej - włączyli się.