Gdzie się obecnie znajdujesz?
Jestem w mojej pracowni w lesie. Przed chwilą za oknem wiewiórka pośliznęła się na ośnieżonym dachu i próbując złapać równowagę wywinęła salto i wpadła w zaspę. A siedzący 2 metry od niej na drzewie dzięcioł nawet się nie odwrócił. Ale żyję też w moim filmie, który właśnie rysuję i otacza mnie las dymiących kominów.
Jak wyglądasz?
Tyję i chudnę i tyję i chudnę i tyję i chudnę i tyję... Mobilnie wyglądam, ale bilans zawsze wychodzi na plus, niestety.
Co czytasz?
Wczoraj skończyłem czytać pamiętnik dziewczynki, która przeżyła łódzkie Getto. Sparaliżowało mnie. Nie wyobrażam sobie, żebym ja na jej miejscu dał sobie radę i przeżył. Nie wyobrażam sobie tego... Ci wszyscy artyści - Herosi, którzy zgrywają się na Bóg wie jakich twardzieli na miejscu tej dziewczynki sto razy by się posrali w swoje markowe majtki.
Czego słuchasz?
Dużo słucham. Uwielbiam artystów, dla których muzyka jest bardziej hobby niż zawodem np. jakiś dziadków z Afryki grających na źdźbłach trawy i bębenkach, nikomu nie znanych 100-letnich bluesmenów i bluesmenek z Senegalu... do pracy świetna jest także radiowa Dwójka... Chętnie wracam do Franka Zappy, Milesa Davisa, Nalepy i Breakoutów.
Co pochłania najwięcej Twojego czasu?
Mój powstający od pięciu lat film "Zabij to i wyjedź z tego miasta". Wymyślanie, rysowanie, animowanie i sklejanie... no i spotkania z ludźmi których zaprosiłem do podłożenia głosów moim postaciom. Pani Irena Kwiatkowska, Pan Andrzej Wajda, Pani Barbara Krafftówna... Czasem nie wierzę, że oni wszyscy już tam są w tym moim filmie. Krystyna Janda, Anna Dymna, Daniel Olbrychski, Marek Kondrat, Krzysztof Kowalewski, Marta Lipińska, Magda Cielecka, Maja Ostaszewska, Małgorzata Kożuchowska, Andrzej Chyra... i Agnieszka Szydłowska, i trójkowa Helen... ale także Tomasz Stańko, Zbigniew Rybczyński i Zbigniew Boniek. Praca nad tym filmem to teraz dla mnie trochę taka podróż w kapsule poza czasem - to co było miesza się z tym co będzie. Gustawa Holoubka i Tadeusza Nalepy już tutaj nie ma, a ja montuję ich głosy. Podkładam pod ujęcia poruszającą muzykę, którą Tadeusz zdążył dla mnie zagrać na swoim ulubionym czerwonym Gibsonie L5-S. Światową premierę "Zabij to i wyjedź z tego miasta" planuję w NYC w październiku 2013, a polską w lipcu 2014. A potem kolejny film.
Skąd w Twoim życiu sztuka?
Mieszkaliśmy z mamą w maleńkim pokoju, do którego od urodzenia byłem sporo za duży, więc żebym się nie kręcił i jej nie brzęczał nad uchem dawała mi rysować nawet do późnej nocy. Tak stworzyłem sobie świat, przy którym ten rzeczywisty do dziś mnie średnio pociąga. Mama zawsze znajdowała czas, by obejrzeć moje rysunki i chwaliła mnie nawet na wyrost. Także wtedy gdy miałem już kilkanaście lat i nie bardzo przykładałem się do nauki widząc moją pasję wspierała mnie. To było bardzo ważne. Mamy ojciec nie pozwolił jej być artystką mimo, że zdała z najlepszym wynikiem do łódzkiej filmówki na aktorstwo. Ale, co zaraz po wojnie nie było rzadkością, mama zdała te egzaminy mając niecałe 17 lat i nie miała nic do gadania, musiała posłuchać ojca i zacząć robić coś innego. Potem już zawsze nosiła w sobie poczucie niespełnienia. Myślę, że właśnie dlatego tak mnie wspierała mimo ewidentnego ryzyka i protestów całej rodziny.
Czy od razu wiedziałeś, że chcesz robić to co robisz?
Co lubię robić wiedziałem od dziecka, ale że można być artystą niezależnym i na dodatek "z tego żyć" nauczył mnie Tadeusz Nalepa.
Czy innym łatwo zrozumieć to co chcesz im przekazać?
W sztuce nie zależy mi na tym, by być łatwo rozumianym, ale żeby rozmawiać z mądrymi ludźmi, a to wyklucza łatwość odbioru i powszechne zrozumienie. Z drugiej strony lubię robić sztukę z pewną pokorą, szacunkiem dla odbiorcy, a nie wmawiać sobie, że ja jestem taki świetny, a inni mnie nie rozumieją, bo są głupi. Bo taka postawa prowadzi do wygodnych i łatwych usprawiedliwień samego siebie. Trzeba się mierzyć z odbiorcami, tak jak robią to muzycy. Dlatego jestem dumny z moich performansów. Ostatnio często współpracuję z Fiszem i Emade ale także z Pogodno i Pink Freud. Na moje z nimi WILKANOCE. Ludzie kupują bilety i przychodzą. Mamy komplety.
Jakie wyzwania wiążą się z Twoją pracą?
Teraz po raz pierwszy w życiu rysuję aż tak długi, półtoragodzinny film. Próbuję, eksperymentuję, dzień w dzień po 10 godzin. Ja zawsze starałem się zrobić coś czego wcześniej nie robiłem, ale nigdy dotąd nie ryzykowałem aż tak wiele. "Zabij to i wyjedź z tego miasta" to będzie 6 lat mojego życia. Wcześniejsze filmy rysowałem pół roku, rok...
Czy jest ktoś kogo nazywasz wzorem, mistrzem, lub coś co można nazwać punktem odniesienia?
Jestem samoukiem i świadomie celebruję ten stan...
Z czego jesteś najbardziej dumny?
Jestem dumny z tego, że wytrwałem przy mojej pasji zarówno wtedy gdy latami nikogo, absolutnie nikogo, nie interesowało to co robię i już było naprawdę bardzo krucho, jak i wtedy gdy karta się odwróciła i była pokusa by przyjąć naprawdę lukratywną propozycję w TVP i zostać celebrytą. To drugie było nawet chyba trudniejsze. Ale po kilku latach los mnie nagrodził, bo Museum of Modern Art w Nowym Jorku zorganizowało moją retrospektywę i potem to już poszło... Ale najbardziej jestem dumny z tego, że gdyby w moim życiu nie przydarzyła się ani ta MoMA, ani londyńska National Gallery, ani Berlinale to i tak bym rysował te moje filmiki. Jestem artystą spełnionym - robię tylko to co mnie interesuje.
Czy wracasz do swoich początków i rozumiesz własne, dawne, wybory?
Moje wybory były jakieś takie naturalne, rzekłbym intuicyjne. Po prostu robiłem zawsze to, co mnie najbardziej interesowało.
Czy wsłuchujesz się w opinie innych o Twojej pracy?
Nie bardzo. Ale jestem uczciwy w tym co robię, całym sercem oddaję się moim działaniom i myślę, że to moi odbiorcy czują. Mi nie zależy, żeby się podobać. Mi zależy, żeby być odbieranym i traktowanym poważnie.
Czy zdarzyło Ci się mocno przeżyć jakąś wystawę, film, książkę, pracę innego artysty?
Do dziś pamiętam powalające wrażenie jakie zrobiły na mnie warszawskie koncerty Milesa Davisa w 1983 i 1988, do dziś pamiętam kilka wersji koncertowych "Modlitwy" Tadeusza Nalepy, kiedy byłem 10 metrów od tego wszystkiego i miałem ciarki na plecach... Sztuka współczesna, zwłaszcza w rodzimym wydaniu, średnio mnie podnieca, zwłaszcza w socjologiczno-społeczno-integracyjnej odmianie, te wspólne odmalowywania klatek schodowych, te zapalone światła w oknach i złote samoloty przypominają mi berlińskie juwenalia. Co innego kino, wiadomo, poza wyszukanymi klasykami frapujące są dla mnie odkrycia skromnych i przepięknych filmów takich chociażby jak "Gorzkie mleko".
Czy w sztuce magia i rzemiosło wykluczają się?
Magia i rzemiosło nie wykluczają się, ale moim zdaniem to magia jest istotą sztuki, natomiast rzemiosło tylko środkiem upublicznienia jej i pełni rolę podrzędną. Bez magii sztuki nie ma, natomiast zdarza się że nieudolne technicznie dzieła mają magiczne działanie a nawet, paradoksalnie, ta formalna niedoskonałość potęguje moc przekazu.
Czy sztuka może żyć w internecie?
Nie wiem, pewnie tak, pewnie młodziaki zaraz stworzą coś co tylko w internecie będzie miało sens i będzie sztuką. Pełny odbiór sztuki wymaga miejsca i czasu zgodnych z intencją autora. Dlatego dla mnie internet spełnia rolę pożytecznego słupa ogłoszeniowego. No jakoś sobie nie wyobrażam, żebym chciał obejrzeć w internecie "Amarcord" Felliniego czy "Nefes" Piny Bausch.
Czy można żyć bez sztuki?
220 tysięcy ludzi z łódzkiego getta, z których przeżyło tylko 877, nie zrozumiałoby o co pytasz. Ale my dostaliśmy farta od losu. I jeśli wybieramy życie bez sztuki to się samookaleczamy.
Zajrzyj na stronę Mariusza Wilczyńskiego : www.wilkwilk.pl
Odpytywała (przez internet) Agnieszka Szydłowska (Trójka), a zdjęcia wykonał Tomek Sikora.