Urodzony w 1918 roku w Kisłowodsku na Kaukazie Aleksander Usajewicz Sołżenicyn rozpoczął swoją edukację od studiów matematycznych. Pod koniec wojny został aresztowany i trafił na osiem lat do obozu za krytykę komunistycznych władz i samego Stalina, którą zamieścił w prywatnej korespondencji. Czas spędzony w łagrach stał się kanwą dla szeregu jego książek, w których opisał działanie zbrodniczego systemu sowieckiego. Po opuszczeniu łagru w 1953 roku usłyszał wyrok dożywotniego zesłania do tatarskiego aułu Kok-tereń. Chorował w tym okresie na raka, ale po operacji odzyskał zdrowie. Swoje przemyślenia z okresu pobytu w szpitalu i walki z chorobą opowiedział w książce „Oddział chorych na raka”. Po trzech latach przyszły noblista mógł już cieszyć się zezwoleniem na zamieszkanie w innych częściach Rosji, a po roku rehabilitacją. Jest to moment, w którym Aleksander Sołżenicyn poświęcił się całkowicie pracy literackiej. - Wydaje mi się, że w tym okresie jego światopogląd nie był jeszcze do końca uformowany. Szukał dopiero swojej ścieżki, odkrywając tradycję carskiej Rosji – uważa dr Michał Bohun z Instytutu Filozofii UJ. – W latach 50. nie był on jeszcze tak zdeklarowanym antykomunistą, jakim stał się później.
Debiutanckie dzieło, „Jeden dzień życia Iwana Denisowicza”, zostało opublikowane za zgodą Nikity Chruszczowa i pośrednio, drogą literatury, wpisało się w krytykę stalinowskich „wypaczeń”. Jam mówi prof. Paweł Wieczorkiewicz, Sołżenicyn należał w tym okresie do „chóru głosów”, które były Chruszczowowi niezwykle potrzebne, by przeprowadzić polityczną odwilż. – Samo opowiadanie od strony formalnej jest bardzo dobre, ale nie ukazuje całego piekła sowieckich łagrów, jest raczej ułagodzone i przedstawia normalne bytowanie człowieka w zamknięciu. Nie ma tu śmierci, trupów, prześladowań – wyjaśnia prof. Wieczorkiewicz. Co pisarz chciał osiągnąć krytyką systemu, przedstawieniem zbrodni, o których opinia publiczna Zachodu wiedziała bardzo niewiele? Należał on do pokolenia ludzi, którzy wierzyli, że po II wojnie światowej uda się zmienić system na lepsze. Niestety, przyszłość okazała się być jeszcze gorsza. - Wydaje się, że bliżej mu było w tym okresie do socjalizmu z „ludzką twarzą” albo wprost socjalizmu chrześcijańskiego, antykomunistycznego i antybolszewickiego – sądzi dr Bohun. Początkowo Sołżenicyn wyznawał bowiem pogląd, że system jest dobry, a to Stalin dokonał wypaczeń i dlatego należy powrócić do leninizmu, jako czystego źródła. Pisarz dość szybko zdał sobie jednak sprawę z tego, że stalinizm jest tylko poprawionym leninizmem i tak naprawdę nie ma możliwości właściwie do czego wracać. Stąd też, jak wyjaśnia prof. Wieczorkiewicz, wzięło się jego stanowisko, że jedynym wzorem dla jego współczesnej ojczyzny jest tylko Rosja przed rokiem 1917 i że trzeba od początku do końca przekreślić cały okres bolszewicki.
Kolejne opublikowane na Zachodzie książki, „Krąg pierwszy” i „Oddział chorych na raka”, powodowały, że pisarz był postrzegany przez kręgi partyjne jako wróg systemu i osoba niebezpieczna. Sołżenicyn w swojej krytyce poszedł dalej niż Chruszczow, natomiast następcy pierwszego sekretarza zawrócili z drogi reform i częściowej liberalizacji systemu. Zamknięto tym samym wszystkie procesy rewizji historii. Stalinizm i zbrodnie stalinizmu były za czasów Breżniewa, po 1964 roku, tematem tabu. - Dla partii problemem było to, że Sołżenicyn zyskał sobie międzynarodową sławę i renomę – uważa prof. Wieczorkiewicz. Sowieci popełnili wcześniej błąd, „uciszając” Borysa Pasternaka, gdyż działanie to było na Zachodzie bardzo krytykowane. Bogatsi o to doświadczenie funkcjonariusze partyjni zrezygnowali z popełnienia kolejnego błędu. - Pewne zasługi w „kompromisowym” rozwiązaniu „problemu z Sołżenicynem” miał ówczesny szef bezpieki, Jurij Andropow, który doceniał talent pisarza, rozumiejąc, że jest to najwybitniejszy, współczesny rosyjski autor – komentuje prof. Wieczorkiewicz.
Niechęć partii do Sołżenicyna wzrosła jeszcze bardziej w 1970 roku, gdy otrzymał on za swoją twórczość Nagrodę Nobla. Cztery lata później został wydalony z kraju i odebrano mu obywatelstwo. Po przyjeździe do Europy Sołżenicyn stał się jednym z wielu outsiderów, którzy przeżyli głębokie rozczarowanie rzeczywistością Zachodu. - Kiedy znajdował się w granicach imperium sowieckiego, z łatwością mógł idealizować świat zachodni, praktycznie go nie znając – wyjaśnia dr Michał Bohun. - A gdy już do niego trafił, to przeżył takie same rozczarowanie, jak sto lat wcześniej Aleksander Hercen czy Fiodor Dostojewski, który też jechał na Zachód jako okcydentalista. Oni wszyscy trafiali do świata zatomizowanego, świata w którym jednostka zamyka się przed innymi, świata który postawił na wartości konsumpcyjne, a zapomniał o wartościach duchowych – dodaje dr Bohun.
Sołżenicyn nie krytykował Zachodu tylko dla samej tylko krytyki – miał ambicje wstrząsnąć sumieniami jego mieszkańców. Gdy pisał w Związku Radzieckim, był słyszalny w Europie Zachodniej, gdy jednak znalazł się na jej terytorium, jego głos stawał się coraz mniej zauważalny. - On wzywał do walki ze Związkiem Radzieckim, ale nie do walki zbrojnej, lecz raczej do uczciwej postawy wobec sowieckiego zła; do tego, aby przywódcy świata zachodniego przynajmniej nazywali zło złem, a nie określali Związku Sowieckiego jako tylko trochę innego kraju – dodaje dr Bohun. I Sołżenicyn odniósł sukces. - Określenie ZSRR przez Ronalda Reagana jako Imperium zła też było konsekwencją jego twórczości – przypomina prof. Wieczorkiewicz.
Aleksander Sołżenicyn wrócił do nowej Rosji w 1994 roku. Poparł wtedy wizję ojczyzny proponowaną przez Władimira Putina, wcześniej z wielką niechęcią odnosząc się do Borysa Jelcyna. Sołżenicyn wzywał do odbudowy Wielkiej Rosji, odwołując się do wizji słowiańszczyzny i więzi narodu rosyjskiego z białoruskim i ukraińskim. Wzywał również do tego, by Rosja odwróciła się od Azji. - Putin wytyczył jednak inną drogę, dążył do restytucji euroazjatyckiego mitu, szukał porozumienia z krajami środowej Azji i krajami Dalekiego Wschodu – komentuje dr Bohun.
Swoją wizję Sołżenicyn przedstawił w eseju „Jak odbudować Rosję”. Nie sądził, że walka, czy konkurencja z Zachodem i próba stworzenia nowego, dwubiegunowego ładu jest głównym zadaniem, jakie należy postawić przed rosyjskim społeczeństwem. Uważał, że Rosję najpierw należy odbudować, że należy przede wszystkim uzdrowić i odrodzić relacje społeczne. - Z pewnością był nacjonalistą, jednak nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jego wizja wielkiej Rosji, w moim przekonaniu, nie była agresorska i nie stanowiłaby żadnego zagrożenia dla krajów byłego bloku wschodniego – podsumowuje poglądy pisarza dr Bohun. Zdaniem profesora Wieczorkiewicza, zarówno Putin jak i Sołżenicyn byli zwolennikami Rosji imperialnej, z tym że Sołżenicyn widział w tym imperium elementy demokratyczne, które Putinowi do niczego nie były potrzebne. - To prawosławie, według Sołżenicyna, powinno być fundamentem przyszłej Rosji – zwraca uwagę dr Bohun. To przez pryzmat tego wyznania autor patrzył na świat, na historię swojego kraju i jego tożsamość. - Prawosławie było dla niego skarbnicą nie zawłaszczonej przez komunistów kultury, sposobem rozumienia świata i sposobem odnoszenia się człowiek zarówno do innych, jak i do wspólnoty. Jego poglądy dotyczące ojczyzny w największym stopniu zbliżone były do myśli Fiodora Dostojewskiego - dodaje dr Bohun.
Petar Petrović
Przeczytaj również:
Rosja nie jest sfinksem
Jerofiejew - językowa bomba jądrowa