Czy uważa pan, że kino dla dzieci jest odpowiednio rozwiniętą branżą? Wydaje mi się, że jednak nie, że filmy dla najmłodszych produkuje się jakby przy okazji… najczęściej są to filmy animowane spod znaku Shreka, produkuje się dla szerokiej publiczności, inne zaś naładowane są przemocą i wulgaryzmami.
Młoda widownia to około 40% światowej widowni. Mniej więcej dziewięćset milionów ludzi. Świetni widzowie. Kreatywni, mądrzy i wolni od snobizmu. Kiedy robię dla nich film, to staje się on częścią ich wyobraźni na wiele lat.
Nikt rozsądny nie może lekceważyć takiej grupy widzów. Filmy dla tej widowni bywają największymi hitami. Na pewno nie produkuje się ich „przy okazji”. Inną sprawą jest jakość i to, czy to są dokładnie te filmy, jakie dzieci chcą oglądać. Chyba w tej chwili głównym problemem jest, że większość światowej oferty to animacje. Prawie nie ma filmów aktorskich, z żywymi bohaterami. Technika Motion Capture (gdzie aktorzy są wzorcem ruchu a potem są zamieniani na postaci animowane) powoduje, że coraz mniej rzeczy dzieje się naprawdę. W końcu, kto się przejmuje przeżyciami jakiś komputerowych pikseli. Widz nie bardzo ma się z czym utożsamiać. Dlatego próbuje się przekraczać granice odporności widza, żeby w ogóle się czymś na ekranie zainteresował.
Kadr z filmu "Magiczne drzewo" - Maciej Wierzbicki
Chcę jednak powiedzieć, że kiedy miałem dwanaście lat, to biegałem do kina i na filmy Kurosawy i na Godzillę. Na pewno wśród filmów, które uwielbiałem były też te całkiem niepedagogiczne. I jakoś to sobie w głowie poukładałem. Jedno, czego nie znoszę, to bezsensownego robienia krzywdy na ekranie. Takiego znieczulenie na cudze cierpienie, agresję. Tego nie akceptuję.
Jakie pana zdaniem są oczekiwania dzieci wobec kina i czy kino dla nich przeznaczone musi mieć „ładunek” wychowawczy?
Uważam, że dzieci chcą oglądać jednocześnie świat sobie doskonale znany, bo to daje im możliwość odnajdywania się w opowieści. A jednocześnie chcą podążać w światy nieznane, fantastyczne i niesamowite. Film dla tej widowni jest zawszą cudowną grą między tym, co znane i tym, co niespodziewane.
Na temat ładunków wole się nie wypowiadać, bo to brzmi militarnie. Ja ufam, że najważniejsze w filmie jest otwieranie wyobraźni. Ludzie, którzy umieją sobie wyobrazić, co czuje inny człowiek, to najczęściej dobrzy ludzie. Dlatego, jeśli kino ma jakieś zadanie, to jest nim otwieranie wyobraźni.
Jaki jest pana przepis na udany film dla młodej widowni i w jaki sposób przewiduje pan jej oczekiwania?
Film to nie zupa ogórkowa. Tu nie ma przepisów. Jak ktoś próbuje realizować przepis na sukces, to na pewno poniesie porażkę. Pracuję w bliskim kontakcie z młodymi aktorami, którzy grają w moich filmach. To oni są moją pierwszą widownią i partnerem w tworzeniu filmu. Jasne, że to ja wymyślam i piszę scenariusz, ale oni są tymi, którzy go korygują, wprowadzają własny rytm. To jest moja pierwsza, bardzo ważna widownia.
Czy pana serial „Magiczne drzewo”, wyróżniony nagrodą Emmy, posiada te wszystkie składniki? Czy spodziewał się Pan aż takiego sukcesu?
„Magiczne drzewo” otrzymało, obok EMMY, ponad dwadzieścia międzynarodowych nagród. Jest popularne w wielu krajach. Myślę, że źródłem światowego sukcesu Magicznego drzewa jest specyficzne połączenie cudowności i codzienności. Niesamowite zdarzenia dotykają zwykłych ludzi a emocje są prawdziwe. I może to, że lubię ludzi, którym opowiadam moje historie. Przez kilkadziesiąt minut prowadzę widzów przez świat, w którym znów mają ogromną siłę. Poczucie, że mogą decydować o swoim losie. Mają moc dziecka, które wyrusza na wielką wyprawę.
To, co robię, to są nowoczesne baśnie. A prawdziwe baśnie są uniwersalne. Wszyscy jurorzy, którzy przyznawali EMMY AWARD, podkreślali też, że to są świetnie opowiedziane historie, filmowa robota bardzo wysokiej jakości. Największą radość sprawili mi twórcy serii „Przystanek Alaska”, którzy zachwycili się „Magicznym drzewem”. „Przystanek Alaska” to był kiedyś mój ulubiony serial i chyba bliski w klimacie temu, co robię.
Jak to się stało, że zajął się Pan reżyserowanie filmów dla dzieci i jakie filmy z dzieciństwa zrobiły na Panu największe wrażenie?
Ta widownia ma dwie niezwykłe cechy. Po pierwsze nie istnieje tu podział na widownię elitarną i popularną. Tu dobry film jest po prostu dobry i koniec. Po drugie to jest widownia, która jest bliska mojej wyobraźni. Te niezwykłe światy, które tworzę, są odbierane w sposób naturalny. Są właściwie realistycznymi opowieściami. Bo realizm jest zawsze kwestią wiary, że coś „jest naprawdę”.
Myślę też, że rozumiem emocje dzieci i pamiętam swoje z tamtych lat. Ale jestem człowiekiem dojrzałym i nie próbuję udawać „dużego dziecka”. Dzieciaki nienawidzą, kiedy dorośli udają ich kumpli. Za to świetnie łączą zdrowy rozsądek z wiarą w rzeczy niezwykłe. Widzą więcej wymiarów rzeczywistości. I to jest chyba coś, co ja zachowałem z tamtego czasu.
Mnie zawsze interesowało odkrywanie niezwykłych możliwości, jakie kryją się w banalnych sytuacjach. Początki niesamowitych opowieści kryją się pod stołem a nie w innej galaktyce. W kinie, które uprawiam najbardziej fascynująca jest gra między niespodzianką a oczekiwanym. Ludzie chcą zobaczyć coś, co znają, bo to im daje poczucie bezpieczeństwa a jednocześnie chcą czegoś nowego, kompletnie niespodziewanego. To jest rozbijanie i składanie lustra, w jakim odbija się świat.
W dzieciństwie mieszkałem blisko kina Wilda w Poznaniu. Bileterem był tam uczeń mojej mamy, która była uwielbianą przez dzieci nauczycielką. Dlatego byłem wpuszczany na każdy film, często za darmo. Jako dziecko najbardziej lubiłem filmy japońskie. Lubiłem też westerny i wielkie widowiska historyczne. Ale przede wszystkim kochałem te filmy, nad którymi unosił się zapach egzotyki i przygody. Ale pamiętam też , że jako 13-latek obejrzałem „Amarcord” Felliniego i mnie zafascynował. Kiedy jest się dzieckiem to film nie istnieje na ekranie, ale w głowie. Liczy się to, co wywołuje w twojej wyobraźni, to, co zabierzesz ze sobą z kina. Ten sam film obejrzany po latach jest czymś kompletnie innym.
Dużą część Pana widowni zajmują jednak dorośli. Myślę, że zdecydują się oni zabrać swoje dzieci, albo dzieci zabiorą ich, na filmową wersję „Magicznego drzewa”. Jak wyglądają nad nim prace?
Skończyliśmy zdjęcia do kinowej wersji Magicznego drzewa. To jest zupełnie nowa opowieść, niezwykłe kino fantastyczno-przygodowe, pierwsze, jakie powstaje w Polsce od wielu lat. Premiera będzie w drugiej połowie roku 2008. Grają Agnieszka Grochowska, Hanna Śleszyńska, Andrzej Chyra i Maciej Wierzbicki a także świetni aktorzy dziecięcy. W filmie jest sporo efektów komputerowych, ale są dyskretne i wtopione w tkankę filmu. Przede wszystkim jest to ciepła opowieść, pełna niesamowitych przygód i dotykająca spraw ważnych dla dzieci i ich rodziców.
Myślę, że ten film polubią zarówno dzieci jak i ich rodzice. Wg. badań połowę widowni moich filmowych baśni stanowią ludzie dorośli. Czasem sobie myślę, że moi widzowie to są po prostu ci, którzy grają w totolotka. Ci wspaniali ludzie, którzy wciąż ufają, że może zdarzyć się cud. Myślę, że dopóki ludzie na świecie będą skreślać te kilka cyfr i wierzyć w dobry los, dopóty będzie widownia moich filmów.