- Tylko miłość może złamać ci serce - śpiewał w jednym ze swoich przebojów największy kompozytor w historii Kanady, Neil Young. W jego ustach te ckliwe słowa brzmią wyjątkowo mocno. 65-letniemu muzykowi od najmłodszych lat przyszło się zmagać ze zdrowotnymi katastrofami, które potrafiłyby złamać niejedno ludzkie serce.
W wieku 6 lat Young przeszedł polio, które prawie pozbawiło go możliwości chodzenia. 14 lat później w Hollywood miał pierwszy atak padaczki. Young był wtedy gitarzystą popularnej grupy Bufflo Springfield. Zdarzało się, że epilepsja powalała muzyka podczas koncertów. Napadom tym Young poświęcił dwie piosenki z wydanej w 1966 debiutanckiej płyty grupy: "Flying on the Ground is Wrong" i "Burned".
Z obiema chorobami muzyk poradził sobie za sprawą ogromnego hartu ducha i ciężkich ćwiczeń fizycznych. Wkrótce los doświadczył Younga jeszcze okrutniej, gdy jego dwóch kolejnych synów Ben i Zeke urodziło się z porażeniem mózgowym. Mimo to legendarny rockman i tym razem nie załamał się i wraz ze swoją żoną Peggi zaangażował się w rehabilitację swoich dzieci, a także w pomoc innym cierpiącym na porażenie maluchom.
W jednym z wywiadów muzyk, który w ostatnim czasie szczęśliwie przeszedł operację usunięcia tętniaka mózgu mówił: “Tętniak, polio, epilepsja to tyko część krajobrazu (...) Mówię sobie: Ok, masz krwiaka na mózgu, jesteś inny niż parę minut temu, ale dopóki dalej możesz robić to co robiłeś do tej pory to bierz się do roboty.”
Do zmagań z epilepsją w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji PBS przyznał się przed dwoma laty Prince Rogers Nelson lepiej znany jako Prince. Książę funkowej gitary chorobę przeszedł jako dziecko. Jak zdradził prowadzącemu program Tavisowi Smiley’owi, obietnicę powrotu do zdrowia przyniósł przyszłemu muzykowi anioł.
Prince ujawnił również, iż choroba wpłynęła na jego wczesny imaż sceniczny. - Chciałem zrekompensować sobie ten smutny czas w moim życiu, chciałem być tak bardzo jaskrawy i głośny jak to tylko możliwe – mówił w wywiadzie. Epileptyczny wątek znalazł się w wydanej w 1992 roku autobiograficznej piosence "The Sacrifice Of Victor", w której pojawia się linijka: "Epileptyk aż do siódmego roku życia".
W pozytywny wpływ choroby na swój muzyczny sukces wierzy twórca projektu The Streets, Mike Skinner. Brytyjski raper zmagał się z epilepsją między 7 a 20 rokiem życia. Nie mógł w tym czasie oglądać zbyt dużo telewizji, gdyż wywoływała u niego ataki padaczki. W wolnych chwilach zajmował się więc tworzeniem muzyki: - Choroba ograniczyła moje życie towarzyskie, więc od samego początku skupiłem się na czymś konkretnym w odróżnieniu od reszty moich ziomków. Oni dziś nie pamiętają za bardzo, co robili w tamtym czasie – mówił w jednym z wywiadów.
Nawiązanie do choroby muzyka pojawiło się w pochodzącym z autobiograicznego albumu "A Grand Don't Come for Free" utworze "Get Out Of My Home", w którym próbujący się pozbyć dziewczyny z domu Skinner śpiewa: "You know that I need that medication for my epilepsy now" (Wiesz, że potrzebuję wziąć teraz lek na moją epilepsję).
Nie każdemu jednak udaje się poradzić z tą trudną i niezrozumianą społecznie chorobą. Zdecydowanie mniej pozytywnym przykładem opowieści o padaczce i muzyce jest historia bodajże najbardziej znanego epileptyka w historii rocka Iana Curtisa.
Wokół choroby legendarnego wokalisty Joy Division narosło wiele mitów. Jeden z nich mówi, iż okładka jedynego wydanego za życia muzyka albumu "Unknown Pleasures" przedstawia zapis badania mózgu elektroencefalografem (EEG), które to urządzenie służy do diagnozowania padaczki. W rzeczywistości na okładce albumu znajduje się zdjęcie fal radiowych pierwszego odkrytego pulsara.
Druga z legend dotyczy słynnego scenicznego tańca Curtisa. Ze względu na charakterystyczny ruch rąk nazywano go "tańcem martwej muchy". W rzeczywistości gesty te przypominały ruchy, jakie wykonuje epileptyk podczas ataku choroby przez co wśród części melomanów utrwalił się pogląd jakoby ataki padaczki zainspirowały Curtisa do wymyślenia tej dziwnej choreografii. Fakty mówią, że Curtis tańczył tak zanim dostał pierwszego ataku padaczki. Ten rozpoznano u niego po raz pierwszy 27 grudnia 1978 roku, kiedy wracał do domu po koncercie w londyńskim pubie. Muzyk trafił wówczas do szpitala.
Po tym jak u Curtisa zdiagnozowano epilepsję grupa zrezygnowała z migających świateł w czasie swoich koncertów, ale jak wspominał gitarzysta Bernard Sumner, czasem prosty perusyjny rytm potrafił wyzwolić atak. Częste i niekontrolowane napady padaczki, które widownia odbierała jako część show wywoływały u Curtisa poczucie zażenowania i wepchnęły go w głęboką depresję.
7 kwietnia 1980 r. muzyk próbował popełnić samobójstwo przedawkowując lek łagodzący objawy padaczki. Ostatecznie stłamszony przez chorobę Curtis powiesił się 18 maja 1980. Śmierć ta odcisnęła głębokie piętno na dzisiejszym postrzeganiu muzyki Joy Division. Dziennikarz "Melody Makera", John Savage w nekrologu muzyka napisał, że od tej pory nikt nie będzie pamiętał, jak myślano o grupie za życia Curtisa. Jego śmierć przesunęła akcent ze słowa "bohaterska" na słowo "tragiczna".