Kultura

Wytrącony z równowagi

Ostatnia aktualizacja: 08.04.2008 14:56
Bobkowskiego trzeba czytać, ponieważ rzadko kiedy polska literatura wznosi się na ten poziom. Rzadko kiedy erudycja i talent schodzą się w takim stopniu. Nakładem „Wydawnictwa Literackiego” ukazał się właśnie Punkt równowagi – zbiór jedenastu najważniejszych opowiadań Andrzeja Bobkowskiego, jednego z najwybitniejszych pisarzy polskich XX wieku.

 

Proza autora Szkiców piórkiem jest prosta, jasna i elegancka. Jak sam pisał w jednym z ostatnich swoich listów, od takiej prozy – bez „zdań bez końca” i opisów „o długości komety Halleya” – nie można wynaleźć nic lepszego. A mimo tego, że programowo rezygnował z nadmiaru słów, jego opisy pozostają jednymi z najwspanialszych w polskiej literaturze.

Mamy tu do czynienia z absolutnym mistrzostwem w tym względzie. Aż trudno uwierzyć: literatura dogania u niego rzeczywistość w całej jej namacalności. Bobkowski jest sensualistą – nie tylko widzi przedmioty, ale je smakuje, wącha i dotyka ich. Potem przenosi je na papier, szkicuje (tytuł jego najsłynniejszego dzieła jest zaiste nieprzypadkowy), przygważdża wrażenie porównaniem tak trafnym, że ulotna chwila, ten właśnie kolor nieba, ten zapach ziemi, słowem – cała rzeczywistość,  odtwarzają się w głowie czytelnika w całej swojej pełni. Pod tym względem jest Bobkowski czystej krwi impresjonistą.

Autor Punktu równowagi nie tylko przemierzał Francję – on ją wąchał i smakował. Ale i ta właściwość jego pisarstwa ma początek w innej zasadzie, której hołdował: primum vivere. Życie poświęcone duchowym męczarniom, wzniosłym myślom i całej tej histerii, którą zwykło się mylić z postawą artysty, nie było dla niego pociągające. Nie był też twórcą, który nie umiał oderwać się od pióra – pisał mało, ale niezwykle istotnie.

Jego pisarstwo czerpie soki w życia, w którym – a jakże – podróżował, smakował, wąchał, podziwiał piękne kobiety, kąpał się w morzu i leżał na piasku. Dokładnie jak w Szkicach... i dokładnie tak, jak robią to bohaterowie jego opowiadań. Kultura przejawia się bowiem nie tylko na zadrukowanych kartkach – o ileż bardziej w tym, czego doznaje się wszystkimi zmysłami. Jest w dobrym winie, w nagrzanym marmurze klasycznych ruin, winogronach, których nie da się zjeść, by sok nie lał się brodzie, jest w powabie kobiecego stroju, gładkości kobiecej skóry i zapachu świeżego pieczywa. Jest wreszcie w sztuce konwersacji, która przypomina przesypywanie paciorków, ale która niekoniecznie musi traktować o rzeczach najwyższych (upadek zaczyna się, gdy w ogóle o nich nie traktuje).

Bobkowski odmawia racji rosyjskim chłopcom, którzy, ślęcząc nad słabą herbatą, omawiają plany zbawienia świata. Oni – mówi ostro – są szkodliwi. Ci, którzy jak „Gandhi” (bohater opowiadania Pożegnanie), przedkładają idee nad człowieka, stają zwykle po złej stronie. Totalitaryzm w swej istocie jest postawieniem idei nad pełnią życia. Właśnie w imię tak szeroko pojętej kultury rozprawia się z komunizmem, odmawia mu racji istnienia („Gdie tak swobodno dyszyt czełowiek”, Nekyia, List). „Ukąszeni” trwonią dorobek Zachodu, trwonią to, co – jak napisze w Szkicach… – przez wieki pracowicie wnieśli do jego kultury Grecy, Rzymianie i (przede wszystkim) chrześcijaństwo.

Z takim credo nic dziwnego, że punktem wyjścia dla autora Punktu równowagi jest owa „słodka Francja”, o której marzyli Polacy wszystkich pokoleń. Kwintesencja Europy, perła w diademie wielkiej kultury. Ale nadchodzi II wojna światowa, w której całe to bogactwo okazuje się czekiem bez pokrycia. Wielkość chwieje się w posadach i zaczyna upadać. Bobkowski z zapałem kronikarza opisuje tę ruinę – rodzi się jako pisarz, by opisywać i analizować upadek. Nie zapominajmy, że do literatury Bobkowski (rocznik 1913) wchodzi stosunkowo późno, bo dopiero po wojnie na łamach „Kultury”, wreszcie wraz z wydaniem Szkiców... w 1957 roku. Jest już wtedy zasiedziałym mieszkańcem Gwatemali.

Część historii, które znajdziemy w Punkcie równowagi to jeszcze epilog do Szkiców... – portretowanie, tworzenie masek pośmiertnych dla ukochanej Europy. Potem na pierwszy plan wysuwają się tematy z ducha conradowskie – Bobkowski ujawnia twarz „opętanego” Conradem. Jest to pewnie, do jakiegoś stopnia, skutek emigracyjnej wspólnoty losów. Przede wszystkim jest to jednak próba ocalenia wartości, z którymi czuł się związany. „Normalne życie, kulturalna Europa – pisał w eseju na Na tyłach. – Aby ją odnaleźć, trzeba z niej dziś wyjechać”. Dlatego bohaterami opowiadań są dojrzali – jak ich twórca – zachodni mężczyźni, którzy w lepkiej i ospałej Ameryce Łacińskiej próbują przypomnieć sobie wartości, jakie kiedyś stanowiły o potędze odległej, zmarłej kultury. Chcąc nie chcąc, staje się Bobkowski prawdziwym misjonarzem Zachodu – i jego postaci też usiłują być misjonarzami. Są nimi i kapitan Świdkiewicz, który lubuje się w ekskluzywnych drobnostkach, próbując zerwać z na poły legalnym procederem (Coco de Oro), i Karl, który zdobywa się na gest odwagi, by przywrócić sobie wiarę w samego siebie (Spadek), i Gilbert, który nie boi się pokochać kobiety (Spotkanie), wreszcie Pochwalski, który pomoże przyjacielowi dokonać niemożliwego i zmyć poczucie winy, napotykając na prawdziwego misjonarza, katolickiego (Punkt równowagi).

To spotkanie - dwóch misjonarzy - wyznacza nową perspektywę lektury wydanego właśnie zbioru opowiadań. Czy katolicyzm to tylko przyzwyczajenie i płaski zabobon, który, jak pisał inny emigrant, Gombrowicz, stanowił „przerzucenie na kogoś innego – Boga – ciężarów nad siły” (Dzienniki)? Taki jest, zdaje się, punkt wyjścia Bobkowskiego. Ale dojrzały humanizm autora Szkiców… zaczyna szukać tego, co absolutne, bo, jak opisuje (Punkt równowagi, Zmierzch), myśląc o śmierci, trudno pogodzić się z nicością. I nagle polska „bogoojczyźnianość” otwiera przed nim nowe perspektywy. Jeszcze niechętnie, jeszcze ze znakiem zapytania i zmarszczonym czołem, Bobkowski zbliża się do religii przodków. Katolicyzm i kultura, którą kochał, mają ten sam rdzeń – wiedział o tym – ale na rodzącą się wiarę miała wpływ i jego postępująca choroba. „Gdy jakaś dodatkowa siła wywrze działanie na system znajdujący się w stanie równowagi, wówczas punkt równowagi w tym systemie przesunie się w takim kierunku, w którym oddziaływanie tej siły ulegnie osłabieniu. (...) cały mój system został poddany działaniu jakiejś siły, wbrew mojej woli i (...) mój punkt równowagi przesunął się na pewno. Ale nie w kierunku, w którym jej działanie uległoby osłabieniu” – pisał (Punkt równowagi). I w opowiadaniach widzimy go właśnie w momencie odkrywania, że jego punkt ciężkości przesunął się na stałe, że wychyla się w kierunku, który wcześniej go nie interesował.

Bobkowski długo czekał na odpowiednie miejsce w polskiej literaturze. Długo, ale teraz wchodzi zasłużenie na polski Parnas pewnym, spokojnym krokiem. Mamy bowiem do czynienia z pisarzem absolutnie niebanalnym. „Dobra, prawdziwa proza – pisał w Szkicach... – jest jak suknia od Paquin i Moluneux: niby nic, a jest w tym wszystko. Coś zupełnie nieuchwytnego. To odbezpieczone granaty, które autor daje czytelnikowi, którymi go wypycha, aby wybuchły w nim. Czym dłużej eksplodują, tym pisarz jest większy”. A opowiadania Bobkowskiego i jego Szkice piórkiem eksplodują bardzo długo.

Marta Kwaśnicka

 

Andrzej Bobkowski, Punkt równowagi, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008.

 


 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Ten chuligan Bobkowski!

Ostatnia aktualizacja: 01.12.2008 09:51
„Chuligan wolności”, tak zatytułowano wystawę poświęconą Andrzejowi Bobkowskiemu. Pisarz ten w swym najważniejszym dziele, tj. w dzienniku zatytułowanym „Szkice piórkiem”, sformułował jedną z oryginalniejszych definicji wolności: „Człowiek wolny, intelektualista, pisarz i poeta naprawdę wolny, który chce być wolny, będzie do końca tego świata miał coś z chuligana". Wystawa została otworzona w kwietniu br., w Łazienkach, a dokładniej w budynku Podchorążówki. Początkowo termin zamknięcia wyznaczon
rozwiń zwiń
Czytaj także

Tęsknota do życia

Ostatnia aktualizacja: 21.08.2008 15:18
Listy Andrzeja Bobkowskiego do matki to poruszający epilog do „Szkiców piórkiem” - pełne gorzkich rozmyślań spojrzenie na Europę.
rozwiń zwiń