Przez pryzmat jedzenia można opisać wszystko, ponieważ jedzenie jest podstawową czynnością ludzką – podkreśla Błażej Brzostek, autor książki „PRL na widelcu”. O ile pewne uprzywilejowane grupy mogły w komunistycznej Polsce pozwolić sobie na celebrowanie posiłków i korzystanie z wykwintnej kuchni, „tak zwane szerokie masy po prostu jadły” – mówi gość „Stacji Kultura”.
W Polsce Ludowej, zwłaszcza tuż po wojnie, jedzenie miało status szczególny. – Gdy żywności było mało, ludzie byli wygłodzeni, mieszkali w ruinach, jedzenie było rzeczą elementarną, dużo ważniejszą, niż nam się może wydawać – podkreśla gość „Stacji Kultura”. Jak wyjaśnia, jakość pożywienia schodziła na dalszy plan. – Jedzenie po prostu miało być. Powinno człowieka nasycić i powinno być ciepłe – dodaje.
Kuchnia PRL-u to przede wszystkim kuchnia domowa. – Ludzie uciekali z jedzeniem do domu. W domu jadło się lepiej, taniej i wedle tradycyjnych zasad – tłumaczy Błażej Brzostek. – W domu posiłki spożywano w rodzinnej atmosferze, z dala od tłoku, zgiełku i anonimowości wielkich barów lat 60. czy 70. – dodaje.
Jak podkreśla gość „Stacji Kultura”, w komunistycznej Polsce żywność bardziej „szanowano”. Przyczyną była jej ograniczona dostępność i fakt, że zdobycie na przykład świeżego mięsa wymagało sporej zaradności. – Jedzenie trzeba było sobie „wychodzić”, „wystać”, sprowadzić ze wsi czy od „baby z mięsem” – przypomina Błażej Brzostek.
Szczególne miejsce w książce „PRL na widelcu” zajmuje opis nakreślonej przez autora „subkultury kolejkowej”. – W kolejkach spotykali się zarówno sąsiedzi, mający własne kody zachowań, jak i masa ludzi anonimowych, którzy próbowali obejść te zasady, wepchnąć się. Stąd sprawdzanie, czy kobiety są naprawdę w ciąży i czy dziecko na ręku nie jest aby pożyczone – przypomina Błażej Brzostek.
Więcej o kolejkowym etosie i kulinarnym obliczu minionej epoki w rozmowie z gościem „Stacji Kultura”. Dźwięk i film znajdziesz w ramce po prawej stronie.
ŁSz