Każdy z bohaterów Krasznahorkaiego na swój własny sposób stawia sobie to pytanie. Zajęcie stanowiska staje się tym bardziej naglące, że wszystkie znaki wskazują na nadchodzący koniec: chwieje się wieża ciśnień, nieczynny od lat kościelny zegar nagle zaczyna odliczać minuty, największe drzewo w miasteczku zostaje wyrwane z ziemi wraz z korzeniami. W dodatku do miejscowości przybywa podejrzana trupa cyrkowa, której główną atrakcją jest ogromny, nieżywy wieloryb. Wokół artystów koczujących na rynku zbiera się podejrzane towarzystwo z okolicznych wiosek, nastrój niezdrowej sensacji wzmacnia obecność tajemniczego Księcia, samorodnego przywódcy otępiałych chłopów.
Atmosfera upadku i końca przenika karty tej powieści. Krasznahorkai umiejętnie buduje poczucie lęku, zapomnienia i opuszczenia. Szarość węgierskiego miasteczka jest tak dojmująca, że niemal brudzi palce czytelnika, przewracającego kolejne strony książki. Miasteczko pogrąża się w chaosie: na ulicach zalegają śmieci, obecność napływowych obcych sprawia, że mało kto ma odwagę wyjść z domu po zmroku. Nie wiadomo, co przeraża bardziej: groźba ataku ze strony obutych w waciaki chłopów, czy powolna degrengolada, która od dłuższego czasu zjada miasteczko. Większość mieszkańców jest przekonana, że „nie będzie ani trzęsienia ziemi, ani sądu ostatecznego, gdyż już nie będą do niczego potrzebne, wszystko zniszczeje samo (…) zasypią nas śmieci”.
W tej depresyjnej przestrzeni splatają się losy kilkorga postaci: Janosa Valuski, lekko upośledzonego roznosiciela gazet, który co wieczór zabawia knajpianych pijaczków opowieściami o cudach ciał niebieskich; György Esztera, emerytowanego dyrektora szkoły muzycznej; jego energicznej żony, pragnącej przejąć władzę w mieście, oraz Józefowej Pflaum, matki Valuski. Wszyscy oni przeczuwają nadchodzący koniec. Każde z nich lęka się czego innego: Pflaumowa drży w obliczu wszystkiego, co jest odmienne od mikrokosmosu jej przytulnego mieszkania; Eszterowa obawia się utraty władzy; Valuska odczuwa wręcz metafizyczny lęk na myśl, że „z faktu, że on odnosi się do wszystkiego nie wynika, że to wszystko odnosi się do niego”. Eszter z kolei boi się o zdrowie i życie zaplątanego w rozruchy Valuski. Pomiędzy nimi pojawia się mówiący niezrozumiałym językiem Książę, który przyjechał z cyrkową trupą. Jest on postacią najbardziej tajemniczą. Wzbudza strach i szacunek, krążące sprzeczne pogłoski czynią jego osobę jeszcze bardziej niedostępną i pożądaną. Wiemy o nim niewiele; ale jedno jest pewne: „Książę lubi, jak wszystko leży w gruzach”.
Czy ta złowieszcza zapowiedź się ziści? A może bohaterowie poruszają się w świecie, który już dawno upadł, a jedynie oni nie chcą tego przyjąć do wiadomości? Krasznahorkai nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie; wymaga od nas, byśmy prowadzeni wywodami postaci wypracowali własne zdanie na ten temat. A jeszcze bardziej zależy mu na tym, abyśmy, zasmakowawszy zatęchłej atmosfery węgierskiego miasteczka i przejęci panującym w nim poczuciem strachu i opuszczenia, nie zapomnieli, że i nam będzie pisane stanąć pewnego dnia oko w oko ze smokiem.
Ewa Ciszewska
László Krasznahorkai, Melancholia sprzeciwu, przeł. E. Sobolewska, W.A.B 2007
PRZECZYTAJ również: László Krasznahorkai przyjedzie do Polski