102 lata temu w maleńkim katalońskim porcie na południu Francji malują Matisse i Derain. Sztalugi rozłożone na kamienistej plaży. Katalońskie łodzie. Kolory przesycone słońcem. Tutaj narodził się fowizm. Później przyjeżdżali tu Picasso, Soutine, Chagall, Dufy, Marquet. Urok tej śródziemnomorskiej krainy trwa również dzisiaj i nieodmiennie przyciąga malarzy z całego świata. Polscy artyści Mira Skoczek Wojnicka i Iwo Birkenmajer odwiedzili Collioure na zaproszenie francuskiej fundacji „Soleil de l'Est”. Przez cały czerwiec można oglądać dużą wystawę ich obrazów w Galerii Bronisława Chromego w krakowskim Parku Decjusza.
„Un été fauve” - „dzikie lato” w oazie spokoju. 1905 rok. Collioure stało się kolebką dla fowizmu. „Le fauve” to po francusku bestia, drapieżnik. Zatem fowistyczna bestia miała spokojne dzieciństwo, ale już na Salonie Jesiennym tego samego roku, w Paryżu na Avenue des Champs-Élysées wsadzono ją do klatki. Obrazy fowistów wystawiono w słynnej sali VII, nazwanej „klatką na bestie” ( Cage aux fauves).
Collioure – miasto artystów
Zamek królewski, fort Saint Elme, charakterystyczna wieża strażnicza z XIII w. - La Tour de Madeloc, klasztor i malowniczy port. W takiej scenerii, skąpanej w kolorach Południa pracowali Matisse i Derain.
16 maja 1905 roku. Matisse przyjechał po raz pierwszy do tej malowniczej osady. Szukał w tym maleńkim porcie, opartym o zbocza Pirenejów inspiracji i własnego stylu, w oddaleniu od zgiełku Paryża i modnych wśród malarzy kurortów. Urzekła go tutaj magia nasyconych, wręcz nierzeczywistych barw i nie spotykane gdzie indziej światło. Podzielił się swoim odkryciem z przyjacielem André Derain’em, który wkrótce dołączył do niego, na dwa letnie miesiące, od 5 lipca do 24 sierpnia.
Wiele ich różniło. Matisse był dojrzałym intelektualistą, a Derain – samoukiem i zuchwałym buntownikiem. Łączyła ich za to chęć porzucenia starych wzorów i akademizmu, który tak ciążył francuskiemu malarstwu. Wybuchowa mieszanka, wynikła ze spotkania tych dwóch artystów wyznacza zwrot w historii malarstwa. Wraz z eksplozją koloru narodził się nowy kierunek – fowizm.
Wyzwolenie koloru
Pamiętnego lata 1905, Derain i Matisse malowali bez wytchnienia, porwani przez światło i kolory Collioure. Wybierali te same miejsca, ale nie pracowali nigdy w tym samym czasie. Każdy z nich w swoim własnym stylu. Nie ograniczali się do odtwarzania rzeczywistości, ale ożywiali obrazy „wmalowując” w nie swoje emocje. Ukazywali rzeczy, takimi, jakie je widzieli, a nie takimi, jakie one są. A kolor najlepiej nadawał się do przeniesienia emocji na płótno. Kolor subiektywny i ekspresyjny. Czysty i agresywny. Farby nakładane dużymi plamami, prosto z tuby. Forma przegrała w starciu z kolorem. Pokonana i uproszczona, tak jak zredukowany światłocień i perspektywa.
Z Collioure wracali obładowani obrazami. Derain stworzył 30 płócien, 20 rysunków i 50 szkiców. Matisse – 15 obrazów olejnych, 40 akwareli i 100 rysunków.
Artyści zmierzyli się z różnymi tematami. Od pejzaży portowych, widoków miasteczka, aż do autoportretów. Stworzyli osobistą, malarską kartografię Collioure.
H.Matisse, Morze w Collioure, 1906.
Trasa śladami fowizmu (Chemin du Fauvisme)
W 1905 roku Matisse i Derain odkryli dla malarstwa Collioure. Po ponad 100 latach możemy podążyć do miejsc, gdzie na początku XX w. tworzyli słynne obrazy. 20 niezwykłych przystanków.
O niezwykłej trasie śladami fowizmu w Collioure tak opowiada Mira Skoczek-Wojnicka:
„Całe Collioure wygląda dość charakterystycznie, ponieważ jest usiane złotymi ramami. W wielu punktach są metalowe schody, do których jest przyczepiona gigantyczna rama. Nie są to zwykłe podesty widokowe, ale zaznaczenie przez mera miasta miejsc, w których malowali Matisse i Derrain. Zaraz obok są rozpięte wydruki wielkoformatowe, z przedstawieniem ich obrazów i podpisy: „Stąd malował Matisse.” i „Stąd malował Derrain”. Zaczęliśmy robić zdjęcia przez te ramki, żeby się dodatkowo nacieszyć samą sytuacją. To znakomicie określa poziom sentymentu Francuzów do swojej sztuki. Oni pokazują, że są z niej dumni. Myślę, że moglibyśmy pójść tym tropem w Polsce. Znakomitym pomysłem byłoby oznaczenie w Krakowie miejsc, skąd malował Wyspiański...”
H.Matisse, Widok Collioure, 1907.
Collioure dzisiaj
30 czynnych galerii i liczni tworzący tam artyści przyczyniają się do tego, że Collioure nigdy nie przestało być miasteczkiem malarzy („la Cité des Peintres”).
Jak wygląda Collioure nieco ponad 100 lat później po odkryciu go przez Matisse’a, widziane oczami artystów? Opowiadają Mira Skoczek-Wojnicka i Iwo Birkenmajer, którzy byli tam we wrześniu 2005 roku i do dzisiaj powracają w swojej twórczości do tamtych wrażeń i widoków:
Iwo Birkenmajer: Nie ma już tak dużo folkloru, a więc tych wspaniałych katalońskich łodzi rybackich. Jest ich raptem pięć czy sześć, a było 100, a może i więcej jeszcze na zdjęciach sprzed 100 lat.
Malowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, często w porcie. Trzeba przyznać, że bardzo dużo tam malarzy i wszyscy malują, gdzie się tylko da. Miasteczko jest maleńkie, natomiast galerii ma mnóstwo.
Byliśmy pod dyktatem nieba, nieprawdopodobnego nieba, o nieprawdopodobnych błękitach, o różnych zmianach koloru , w zależności od pory dnia, od chmur, od pozycji i natężenia słońca. Morze ma tam niezliczoną ilość barw, od ołowianego po seledynowe, granatowe. Doświadczyliśmy również wiatru, słynnej transmontany, która tam spada z Pirenejów. W gorącym dniu potrafi się zrobić nieprawdopodobnie zimno. Wiatr porywał nam sztalugi i farby, i obrazy...
Mira Wojnicka: Tak trudno nie poddać się tej wszechogarniającej kolorystyce, nasyceniu tych barw, które w Polsce w zasadzie są nie do uchwycenia, bo nigdy nie mamy aż takiego poziomu Słońca. Sama roślinność, te kolory morza, to jest wszystko tak nieprawdopodobne. Chłonęliśmy każdy centymetr widoków. Pewnego razu rozpętał się gigantyczny sztorm, trwał przez 3 dni. Z tego pięknego morza powstał żywioł, ale tak dynamiczny, że z lubością przychodziliśmy do portu go oglądać. Po 3 dniach nastąpiła kompletna cisza. Okazało się, że morze, które wcześniej było ciemnoszare, granatowe, z białymi grzywami przewalających się fal, jest teraz całkowicie szare i płaskie. Niebo stykało się z morzem na prawie niewidocznej granicy. Gdyby nie wieża „le clocher”, to nie byłoby widać odcięcia morza od nieba...
Derain, Łódź rybacka, Collioure,1905.
Iwo Birkenmajer: Uliczki są przepiękne w Collioure. Położone na zboczu, wąziutkie, niektóre nieomal takie, że można rozłożyć ramiona i dotyka się z jednej i z drugiej strony ścian domów. Wszystko jest w ciągach pieszych. Roślinność jest przepiękna, bo jest to już roślinność południowa. Pinie towarzyszą palmom i oliwkom. Plaże są maleńkie, kamieniste, ale urocze.
Mira Wojnicka: Najbardziej charakterystycznym budynkiem czy też częścią centralną całego układu urbanistycznego Collioure jest wieża „le clocher”. Nazwaliśmy ją pieszczotliwie „koliurą”, żeby było łatwiej odnaleźć punkt orientacyjny. Jeśli się gdzieś umawialiśmy w mieście, to zwykle obok „koliury”. Dzięki tej zmianie nazwy trochę oswoiliśmy to miejsce.
Iwo Birkenmajer: Dzwonnica „le clocher” jest dzwonnicą kościoła Najświętszej Marii Panny od Aniołów. Pełniła ona różnorakie funkcje, przede wszystkim ostrzegawcze. Oczywiście była również dzwonnicą kościelną. Jest również wieżą zegarową i unikalnym punktem widokowym, ponieważ wystaje prosto z morza. I co jest najciekawsze, pojawia się w zasadzie na każdym obrazie każdego artysty, który był w Collioure. Z radością, będąc w Céret oglądaliśmy wystawę właśnie Matisse’a i Derrain’a i jeszcze wielu innych i poczuliśmy się jak w wielkiej rodzinie, oczywiście z największą skromnością.
Iwo Birkenmajer: "Collioure - le clocher", 2005, źr. www.sztukpuk.art.pl.
Okolice Collioure oszałamiają bogactwem romańskich zabytków
Iwo Birkenmajer: Naokoło jest mnóstwo miasteczek z XII-wiecznymi, wspaniałymi klasztorami romańskimi, ze wspaniałą zabudową. Byliśmy w Perpignan, Céret, Saint-Gènis-des-Fontaines czyli takich miejscach, gdzie jest wiele zabytków romańskich i jeszcze wcześniejszych, bo takich z wpływami arabskimi. Z tym, że to jest to miejsce, które tym wpływom najmniej uległo. Perpignan było nieprawdopodobnie obwarowane i Katalończycy uchronili się z tej strony przed najazdem Muzułmanów. Na okolicznych wzgórzach Pirenejów znajdują się tzw. tours de madeloc, specjalne wieże strażnicze, które stoją tam od prawie tysiąca lat.
Mira Wojnicka: Wrażenia stamtąd są niezatarte. Jesteśmy napełnieni olbrzymią ilością zapamiętanych obrazów, tych, których ze względów różnych, czasowych nie udało się na miejscu namalować. Wracamy co jakiś czas do tematu Collioure. To jeden z tych, które zgłębia się latami, a poziom nasycenia inspiracjami jest olbrzymi. Następuje pewien ciąg rozwijanej taśmy pamięciowej i myślę, że tematów nam nie zabraknie do malowania kolejnych obrazów. Jest chociażby mnóstwo przepięknych romańskich detali architektonicznych z tamtejszych kościołów i klasztorów. W Céret był taki piękny klasztor, gdzie każda kolumna była odmienna. Nie wiadomo było, którą fotografować, której się przyglądać. Coś genialnego.
Iwo Birkenmajer: Biblia pauperum...Personifikacja wszystkich grzechów, życie Jezusa...To wszystko, o czym pisał Umberto Eco, opowiadając o tym wspaniałym portalu w swojej książce Imię róży. W Saint-Gènis-des-Fontaines jest klasztor, jeden z najstarszych, maleńki, w części zrekonstruowany. Został odrestaurowany i poskładany niedawno, bo w latach 70. Ta rekonstrukcja była niezwykła. Wielu Katalończyków i Francuzów wyjechało swego czasu za chlebem do Ameryki Północnej i Południowej itd. i każdy brał ze sobą z ruiny kamyczek: a to fragment kapitelu, a to kawałek kolumny... Ponieważ oni mają olbrzymią tożsamość narodową i poczucie lojalności wobec tradycji, udało się skupić te wszystkie kamienie! Właśnie z tych wywiezionych kamieni klasztor został z powrotem złożony. W Perpignan jest całkiem dobrze zachowana romańska katedra, a w innych, okolicznych miasteczkach są zachowane średniowieczne klasztory. Wejść na taki dziedziniec i zobaczyć zmultiplikowane wszystkie te rzeczy, które mamy w maleńkiej krypcie Św. Leonarda na Wawelu to jest przeżycie!
Agnieszka Labisko
Krakowscy artyści Mira Skoczek-Wojnicka i Iwo Birkenmajer pojechali na plener do Collioure na zaproszenie Fundacji “Soleil de l’Est” w 100 rocznicę narodzin fowizmu w 2005 r. Francuzi określają ich mianem polskich surrealistów. Wystawę ich prac można było oglądać w różnych miastach Francji do końca 2006 r. Pokaz obrazów z Collioure zatytułowany „Impresje francuskie” w Galerii Bronisława Chromego w krakowskim Parku Decjusza potrwa przez cały czerwiec.
Mira Skoczek-Wojnicka ukończyła krakowską Akademię Sztuk Pięknych. Zajmuje się grafiką i projektowaniem komputerowym. W oryginalny sposób łączy tradycyjne malarstwo olejne z kompozycjami fotograficznymi odbitymi na płótnie i rytymi elementami miedzianymi. Otrzymała m.in. drugą nagrodę na prestiżowym Premio Firenze we Włoszech w 2002 r. i Grand Prix 2006 za grafikę.
Iwo Birkenmajer jest malarzem, snycerzem, konserwatorem zabytków. Pisze wiersze i prozę. Trzykrotnie brał udział w wyprawach polarnych, których efektem był namalowany przez niego cykl polarnych pejzaży. Na początku lat 80. pracował przy konserwacji Ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim. Jego prace wyróżniono na XIX i XX Premio Firenze Italy.