Nazywał sam siebie Nikiforem-Matejką. Przez ponad pół wieku pogardzany, pod koniec życia zyskał zasłużoną sławę i doczekał wystaw swoich prac w kulturalnych stolicach Europy. Przez wszystkie te lata malarz-samouk, ubogi Łemko z Krynicy pozostał wierny swojemu światu "od innych innemu”, z pogranicza Polski i snu.
W październiku 1959 roku w obok ekspozycji prac Nikifora Miejskie Muzeum w Amsterdamie zorganizowało także wystawę van Gogha i Chagalla. Te trzy nazwiska ukazały się wspólnie na wielkim afiszu reklamowym. W ten sposób Nikifor pojawił się w towarzystwie najznakomitszych malarzy.
Do lat 50. jednak biedne obrazki Nikifora, wykonywane na okładkach zeszytów i papierze pakowym, leżały niewidoczne na chodniku. Ich odkrycie zawdzięczamy m.in. historykom sztuki Elli i Andrzejowi Banachom, którzy dostrzegli, że: "Niektóre jego akwarele, zwłaszcza dawne, przedwojenne (...) to arcydzieła artystycznej ekspresji, poczucia koloru, oryginalnej kompozycji, śmiałego rysunku. Wystarczy mieć oczy otwarte szeroko, trochę doświadczenia z innymi obrazami i pełną niezależność sądu, aby przyznać mu to, co mu się należy.”
Pierwsze spotkanie...
...Banachów z Nikiforem miało miejsce w Krynicy w roku 1947. W dwa lata po wojnie czynne były Łazienki Mineralne, oba Domy Zdrojowe. W pensjonacie "Patria” , prowadzonym przez rodziców Jana Kiepury wieczorami grała orkiestra, a po krynickim deptaku spacerował siwiuteńki Gałczyński (który zresztą napisze w tym samym roku wiersz o krynickim malarzu). Nikifor pracował codziennie, uciekając od samotności do darmowego atelier pod krynickim niebem, otoczony wianuszkiem gapiów: dzieci i kuracjuszy. "Był mały, szczupły, pochylony, ze skrzywdzoną, ale pogodną twarzą, uśmiechnięty, z bardzo żywymi oczami zakrytymi okularami, wtedy złamanymi i związanymi sznurkiem.”- tak wspominają to spotkanie w książce "Historia o Nikiforze”. Rozpoczętą akwarelę kładł na murku, na którym siedział bokiem, silnie nachylony. Była to pozycja "nadzwyczaj niewygodna, ale uświęcona tradycją kilkunastu co najmniej lat”. Siadywał tak dzień w dzień regularnie od dziesiątej rano do szóstej wieczorem. Czas odmierzał mu zegarek cebulasty, który kładł obok kapelusza na datki. Malował z namysłem, nie spiesząc się, a "zarówno wtedy, gdy malował nie istniejących świętych, jak i wtedy wreszcie, gdy budował na papierze swoje fantastyczne miasta, miał to wszystko dokładnie w oczach i wiedział dokładnie, co ma namalować.” Wieczorem wracał do pustej i zimnej izby, którą wynajmował u chłopskiej rodziny w Krynicy-wsi. Za wszystkie meble służyła mu jedna duża skrzynia-skarbiec.
Banachowie zaprzyjaźnili się z Nikiforem, tak, że pod koniec ich pobytu przychodził do pensjonatu "Farys”, gdzie się zatrzymali, niemal codziennie, a później odwiedzał ich w Krakowie. Kupując i kolekcjonując jego prace, rozpoczęli batalię o promocję nikiforowego malarstwa, w którego siłę i wartość uwierzyli. Dzięki nim powstawały kolejne książki, artykuły o Nikiforze i wystawy. Pierwsza paryska ekspozycja, która wyniosła Nikifora na orbitę cenionych europejskich malarzy-prymitywistów, odbyła się ich staraniem w roku 1959 w galerii Diny Vierny.
Nikifor tworzył malarstwo od początku...
...zaczynał od zera – nie kształcony przez nikogo i nie podlegający żadnym wpływom. Obrazów innych twórców nie oglądał, z wyjątkiem cerkiewnych ikon w grekokatolickich świątyniach na Łemkowszczyźnie.
List proszalny, który krynicki mistrz nosił ze sobą w specjalnej gablotce jako swoistą "wizytówkę” głosił: "Kochani Państwo! Nazywam się Nikifor czyli Matejko z Krynicy. Wychowywałem się w smutnym świecie jako sierota, pogardzany przez wszystkich mądrzejszych. Sam uczyłem się sztuki malowania. I dopiero teraz, gdy odchodzę za życia, ludzie przekonali się, że miałem rację. Obrazki moje po mnie zostaną.”
Ponad pięćdziesiąt lat swego życia Nikifor, wierny swojemu malarskiemu powołaniu, przeżył w biedzie i pogardzie. Urodził się około roku 1895 jako Epifaniusz Drowniak, jak później udało się ustalić. Był nieślubnym dzieckiem ubogiej, głuchoniemej Łemkini. Sam też miał problem z mówieniem z powodu wrodzonej wady budowy podniebienia. Jego niepełnosprawność utrudniała mu kontakt z innymi i czyniła od nich zależnym. "Malował i tworzył jak więzień, który śpiewa ustami zamkniętymi” – czytamy w książce "Historia o Nikiforze” E. i A. Banachów. Genialny malarz w zasadzie nie potrafił też pisać, chociaż wierzył w magię słowa pisanego i swoje obrazki opatrywał zawsze pod spodem wstążeczką liter, a z tyłu oznaczał specjalną pieczęcią.
W 1947 roku schorowany Nikifor został wysłany na Pomorze Zachodnie w czasie trwania wysiedleń ludności łemkowskiej w ramach akcji "Wisła”. Wracał stamtąd do Krynicy pieszo przez niemal rok, a wśród nowych osiedleńców żyło się mu jeszcze trudniej. Pod koniec życia, chory na gruźlicę, z osłabionym wzrokiem, pytał: "Czy jeszcze warto?”, a zaraz potem dodawał: "Trzeba się spieszyć” i malował z większą jeszcze gorliwością. Spóźnione uznanie nie wpłynęło znacząco na zmianę jego stylu życia. Dopóki starczyło mu sił, przemierzał niezmiennie każdego dnia Krynicę w drodze "do i z pracy”. Przez ostatnie dziesięć lat do 1968 roku opiekował się nim Marian Włosiński, który poświęcił dla niego własną malarską karierę i spokój rodziny. To on czuwał przy łóżku umierającego Nikifora. O tej niezwykłej przyjaźni powstał w 2004 roku film Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze "Mój Nikifor” ze znakomitą kreacją Krystyny Feldman w roli tytułowej.
czymś metafizycznym. Wieczorem w pokoiku Nikifora grało radio, czasami nawet dwa. W późniejszych latach przestawił się na mały, przenośny odbiorniczek. Używał go bez przerwy, w czasie malowania i w "drodze do pracy”. Przewieszał go sobie przez ramię, był dla niego niezbędny jak kuferek z farbami i laska.
"Dziwny jest ten świat”...
...piosenka Czesława Niemena z 1967 roku rozbrzmiewa pod koniec filmu. Krzysztof Krauze tak mówił o tym muzycznym wyborze: "Niemen i Nikifor, przy wszystkich różnicach mieli wiele wspólnego. Byli obcy, inni, wyśmiewani. Obaj odważni i nieustępliwi. Wielcy artyści. Kiedy pierwszy raz podłożyliśmy tę piosenkę, (...) przeszedł nas dreszcz. To zaśpiewał Nikifor. Wyśpiewał cały swój ból i swoją prostą optymistyczną wiarę.”
Oddzielony od świata barierą swojej niepełnosprawności i niemożności słownej ekspresji, wędrował po swoim wyrazistym, pięknym świecie wyobraźni, którego okruchy przekazywał innym w postaci obrazków. Namalował ich około 40 tysięcy, w zdecydowanej większości akwarel, ale tworzył także gwasze i rysunki kredkami. Są dzisiaj najlepszym świadectwem jego pokornego i upartego życia. Życia, które wiódł w zgodzie z zasadami postępowania malarzy ikon, chociaż zapewne nieświadomie. Pracował nad każdym szczegółem, jakby pracował przed samym Bogiem. Kierował modlitwy do świętych, których malował. Więcej nawet, rozmawiał ze swymi świętymi. Nosił ich wizerunki ze sobą, wierząc w ich opiekuńczą moc. Tak mówił Krzysztof Krauze o bohaterze swojego filmu: "Uważał - było to głębokie, starotestamentowe przekonanie - że jeżeli coś zostanie namalowane, to się urzeczywistni, urealni. W Biblii czytamy, że na początku było słowo, Nikifor był przekonany, że na początku był obraz. Malował stację, żeby pojechać, most, żeby przejść. Malował coś, co powinno być, bo było dobre. To biała magia malarstwa. Albo, jak kto woli, współczesna teoria wizualizacji.” Andrzej Banach pisał, że krynicki mistrz swoją sztuką "odniósł nad światem największe zwycięstwo: z wroga uczynił przyjaciela, obłaskawił otoczenie, zmienił je zupełnie, zgodnie ze swymi pragnieniami”.
Nikifor żył i tworzył na pograniczu dwóch światów: realnego i metafizycznego. I tak, jak pisał Herbert sprawił, że: "stanęło miasto prawdziwe jak ze snu”, a on "w cyklistówkach, frakach wypuścił świętych w jasne niebo”. Na innym zaś obrazku namalował "cerkiewkę pod obłokiem, jak pod grzechów tobołem, zgiętą do ziemi”, która mogłaby być znakomitą ilustracją wiersza J. Harasymowicza.
Oglądając jego obrazy, znajdujemy się w przestrzeni, gdzie święci pracują, rozmawiają z ludźmi na krynickim deptaku, pomagają im, łowią razem z nimi ryby i jedzą je, bo są głodni, a nawet jeżdżą dorożkami na balonowych kołach. Zresztą o świętych Nikifor mówił jak o dobrych znajomych. Ella i Andrzej Banachowie opowiadali, jak kiedyś Nikifor zapytał ich, czy są radia w niebie? Gdy otrzymał odpowiedź, że owszem, i na dodatek we wszystkich możliwych kolorach i wielkościach, zauważył zdziwiony, że wcześniej święci ich nie mieli. Te radia były w wyobraźni Nikifora czymś na kształt połączeń między niebem a ziemią, czymś metafizycznym. Wieczorem w pokoiku Nikifora grało radio, czasami nawet dwa. W późniejszych latach przestawił się na mały, przenośny odbiorniczek. Używał go bez przerwy, w czasie malowania i w „drodze do pracy”. Przewieszał go sobie przez ramię, był dla niego niezbędny jak kuferek z farbami i laska.
Prace Nikifora Krynickiego układają się w cykle, a pewne tematy powracają jak ulubione melodie. Oprócz świętych, krynickich kuracjuszy i znajomych, portretował chętnie nie istniejące miasta, cerkiewki, dworce. Punktem wyjścia były autentyczne beskidzkie krajobrazy i architektura, przez wyobraźnię malarza przetworzone, upiększone. Nikifor jeszcze przed wojną z upodobaniem, choć nie bez trudności, podróżował koleją i stąd zapewne mnogość znakomitych pejzaży ze stacyjką. Z jeszcze wcześniejszego okresu, bo z lat I wojny światowej, pochodzą sceny wojskowe z żołnierzami armii austro-węgierskiej i rosyjskiej, składającymi meldunki i raporty. W okresie międzywojennym powstał cykl urzędów i fabryk dolarów. Nikifor często malował też krynickie wille i pensjonaty, wnętrza świątyń i domy wielopiętrowe, pozbawione przedniej ściany, gdzie na wielu poziomach żyją bajkowi ludzie. Często jest też tak, że przedstawiane na nikiforowych obrazkach wnętrza wypełniają jego własne obrazy.
Szczególnym tematem są autoportrety, na których przedstawiał się takim, jakim chciał być. Pojawia się na swoich obrazkach nie tylko jako artysta przy pracy, ale również jako Nikifor urzędnik, Nikifor nauczyciel, Nikifor biskup, a nawet jako święty.
Malarstwo Nikifora jest spokojne, harmonijne, oszczędne w środkach. Szczególnie urzeka u niego absolutne wyczucie koloru, które docenili jeszcze przed wojną malarze z kręgu kapistów - polskich kolorystów z Paryża.
Jego obrazy są pełne intuicyjnej poezji i mądrości, za którymi tęsknią wszyscy artyści. Nic dziwnego zatem, że Nikifor jest dzisiaj zaliczany do piątki najwybitniejszych "naiwnych” w historii malarstwa, obok Hirschfielda, Henri Rousseau, Bombois i Orneore Metelli.
Agnieszka Labisko
Muzeum Nikifora mieści się w turkusowej willi "Romanówka” w Krynicy Zdroju, przy Bulwarach Dietla 19, tel. (018) 471 53 03.