Obie federacje będą odpowiadać za rzucanie przez ich fanów na boisko rac i petard, a dodatkowo Chorwaci - za zamieszki na trybunach i zachowanie rasistowskie niektórych kibiców na stadionie w Saint-Etienne, natomiast Turcy - za wbiegnięcie na murawę w Nicei.
W Saint-Etienne, gdzie Chorwaci zremisowali z Czechami 2:2, mecz przerwano w 85. minucie z powodu rzucanych rac. Jedna z nich eksplodowała, gdy próbował ją ugasić interweniujący steward.
Przerwa w grze trwała kilka minut. Chorwaci, którzy prowadzili w tym momencie 2:1, korzystnego wyniku, gwarantującego im miejsce w fazie pucharowej, nie utrzymali, gdyż w 94. minucie wyrównał z rzutu karnego Tomas Necid.
"Terroryści sportu"
- To nie są kibice, ale terroryści sportu - irytował się po spotkaniu chorwacki selekcjoner Ante Cacić.
W sobotę po południu chorwacka federacja (HNS) wydała oświadczenie, w którym oficjalnie przeprosiła za zachowania fanów i jednocześnie skrytykowała rząd swojego kraju za zaniedbania w walce z pseudokibicami oraz chuligaństwem na stadionach.
"Chcielibyśmy przeprosić wszystkich widzów w Saint-Etienne, nadawców telewizyjnych oraz reprezentację Czech za zachowanie tych chuliganów" - napisano w komunikacie.
Wina rządu?
Zwrócono uwagę, że "nie to była prawdziwa reprezentacja chorwackich fanów, ale jako Chorwaci wszyscy ponosimy odpowiedzialność za to, co się stało".
HNS winą za awantury na trybunach obarczyła rząd chorwacki, któremu zarzuciła "niewydolność, bezczynność i brak chęci, by rozwiązać problem". "Taka postawa pośrednio zachęca chuliganów do działania" - podkreślono.
Incydenty na mniejszą skalę odnotowano w Nicei, gdzie Turcja przegrała z Hiszpanią 0:3. Petardy i race zapalono już po końcowym gwizdku na trybunach zajmowanych przez sympatyków tureckich.
bor