Filip Jastrzębski: W Rio wystąpi pani już jako medalistka olimpijska i doświadczona zawodniczka. To dodaje skrzydeł?
Maja Włoszczowska: Na pewno doświadczenie pomaga. Można się odciąć od niektórych emocji i w większym skupieniu i koncentracji przygotowywać do startu. Mam nadzieję, że będę się stresowała mniej niż na przykład w Atenach. Wtedy stresowałam się bardzo i myślę, że nawet trochę wypaliłam, bo przecież później stanęłam na podium mistrzostw świata. Tak czy inaczej ten stres będzie, ale doświadczenie pomaga w radzeniu sobie z nim. Łatwiej będzie przygotować się do startu i być gotowym na różne wydarzenia.
Trasę już pani bardzo dobrze zna.
Tak. Ścigaliśmy się tam w październiku ubiegłego roku na rekonesansie olimpijskim. Wtedy miałam okazję najpierw ją przejść, a potem przejechać na treningach, więc mogę ją sobie zwizualizować w głowie w każdej chwili. Gdyby był z tym problem, to mogę oczywiście posiłkować się filmami, bo zrobiliśmy pełną dokumentację. Jest ciekawa. Może nie jest najtrudniejsza, na jakiej przyszło mi się ścigać, ale nie brakuje na niej elementów technicznych - są całkiem niebezpieczne "rock gardeny" i różne tzw. "jumpy", "dropy", czyli przeszkody, przez które trzeba przeskakiwać albo z nich zeskakiwać. Jest jeden długi zjazd; pod górę jeździmy na każdym okrążeniu trzy razy - dwa krótsze podjazdy, jeden dłuższy. Mnie cieszy ten dłuższy, bo właśnie to jest moją mocną stroną.
Cała trasa jest bardzo przyjemna do jazdy, nie ma jakichś bardzo stromych podjazdów, więc można jechać w swoim rytmie i to jest fajne, ja to lubię. Rywalizacja będzie na pewno ciężka ze względu na rywalki, bo każda trasa jest trudna, kiedy przychodzi ścigać się z najlepszymi zawodniczkami świata i każdy daje z siebie wszystko. Z całą pewnością czeka nas w Rio sporo cierpienia.
Jak Polka ocenia sprzęt, na którym będzie się ścigać i czy obawia się wirusa "zika"? Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy
bor