Polscy siatkarze olimpijskie zmagania rozpoczęli w niedzielę od pewnego triumfu nad Egiptem (3:0). Winiarski ocenił, że zespół z Afryki dla podopiecznych Stephane’a Antigi nie był wymagającym rywalem, ale podkreślił, że była to ważna wygrana.
- Chłopaki wyszli na boisko zmotywowani, zrobili co do nich należało i rozegrali dobre spotkanie. Wysokie i pewne zwycięstwo w meczu otwarcia daje dużo optymizmu na cały turniej. Początek na tego typu imprezach jest bardzo ważny i wpływa na dalszą rywalizację. Nie zawsze udaje się dobrze rozpocząć rywalizację, o czym niestety przekonali się nasi piłkarze ręczni przegrywając z Brazylią - wyjaśnił mistrz świata z 2014 roku.
Przyjmujący PGE Skry Bełchatów dodał, że każde zwycięstwo podbudowuje zespół i liczy, że równie dobrze biało-czerwoni spiszą się we wtorkowym spotkaniu z Iranem. - Teraz czekają nas pojedynki z trudniejszymi przeciwnikami, ale wierzę, że uda nam się pójść za ciosem. Jeśli w drugim meczu chłopaki pokonają Iran, to jeszcze bardziej się nakręcą i będzie grało im się łatwiej - tłumaczył 32-letni siatkarz.
"Kluczowy będzie ćwierćfinał"
W kolejnych grupowych spotkaniach w Rio Polacy zmierzą się jeszcze z Argentyną (czwartek), Rosją (sobota) i Kubą (poniedziałek), ale według wielokrotnego reprezentanta Polski kluczowy będzie ćwierćfinał. - To będzie najważniejszy pojedynek tego turnieju, bo jego zwycięzca znajdzie się w strefie medalowej, a pokonany wróci do domu. Stawka jest więc bardzo duża, ale uważam, że jeśli planów nie pokrzyżują nam kontuzje, to stać nas na awans do czwórki, a potem zobaczymy - ocenił.
W jego opinii najmocniejszą stroną obecnej kadry jest zespół oraz bardzo wyrównana dwunastka. Jak przyznał, podopieczni Antigi stanowią kolektyw i mimo młodego wieku mają już duże doświadczenie zdobyte na wielu zawodach najwyższej rangi. Były kapitan reprezentacji Polski zwrócił jednak uwagę na specyfikę olimpijskiego turnieju, w którym o końcowym rezultacie nie zawsze decyduje forma.
"Turniej jest nieprzewidywalny"
- Trzeba pamiętać, że igrzyska są trudne pod względem fizycznym, ale także logistycznym. Nie wiem, ile czasu zajmuje chłopakom dojazd na halę, o której godzinie mogą trenować. Kiedy cztery lata temu w Londynie graliśmy z Australią, musieliśmy wstać o godz. 5.30 rano, żeby o 6 zjeść śniadanie, półtorej godziny jechaliśmy na halę, a o 8 zaczynaliśmy rozgrzewkę. To są rzeczy, które po 10 dniach zmagań mają duże znaczenie i dlatego olimpijski turniej ma to do siebie, że jest bardzo nieprzewidywalny - wyjaśnił uczestnik IO w Londynie.
M.in. z tego powodu trudno jest mu wskazać faworyta rywalizacji w Rio. Przypomniał, że cztery lata temu wszystko wskazywało na triumf Amerykanów, którzy bardzo dobrze spisywali się w fazie grupowej, lecz odpadli po porażce 0:3 w ćwierćfinale z Włochami, a tytuł zdobyli Rosjanie.
PAP/aj