Witkowski, który uważany jest ojca sukcesów kobiecego wioślarstwa w Polsce, powiedział na warszawskim lotnisku, że wierzył w sukces swoich podopiecznych.
- Miałem nadzieję głęboko w sercu, że uda się przywieźć ten złoty medal. Dwójka miała naprawdę trudny, ale dobry sezon. Mimo, że w międzyczasie były łzy i dużo zmęczenia, to było to potrzebne, aby móc się odbić - stwierdził.
Na lotnisku na wioślarki czekała duża grupa kibiców. Wśród nich byli m.in. kuzyni Natalii, która wychowała się w Szydłowie w Wielkopolsce. By powitać mistrzynie olimpijską panowie przejechali ponad 400 km.
- Cała rodzina jest dumna, oglądaliśmy to razem z całą rodziną i modliliśmy się, żeby się udało. Na szczęście "szefu" był z nami - powiedział jeden z nich – Piotr. Drugi – Rafał musiał słuchać relacji z wyścigu przez radio podczas jazdy autem.
- Na szczęście nie przyspieszałem razem z dziewczynami, tylko zwalniałem, żeby to na spokojnie przeżyć. Natka wiedziała, że będzie miała medal, pytanie czy srebro czy złoto, ale miała gaz pod nogą i mają to złoto. Dla naszej rodziny to coś niesamowitego - powiedział.
Wszystkie zawodniczki długo i cierpliwie pozowały do zdjęć i rozdawały autografy. Pierwszy hale przylotów opuścił Witkowski, który przed wyjściem mocno uściskał każdą ze swoich zawodniczek. Trener spieszył się do domu, gdzie czeka na niego oczekująca dziecka żona. Jak przyznał, teraz przyszedł czas, by wybrać imię dla syna i cieszyć się rodziną. Skupienia na najbliższych oraz wypoczynku oczekuje również od wioślarek.
Witkowski potwierdził również, że chciałby stworzyć osadę kobiecej ósemki. Nie jest jednak pewny, czy zdąży ze wszystkim do następnych igrzysk w Tokio. W Japonii wierzy jednak w dalsze zwycięstwa obu medalowych załóg z Rio.
- Zawsze powtarzam, że zdobyć medal nie jest tak trudno, jak go powtórzyć po raz drugi - zakończył trener.
pk