„Byłam w Holandii, na sortowaniu owoców – napisała Pani Ewa, stała moja korespondentka, po długiej przerwie. – Co tam się działo, to przechodzi ludzkie pojęcie. Za żadne pieniądze już bym w takie miejsce nie pojechała. Nigdy więcej do Holandii!”
Pani Ewa niedawno wydała córkę za mąż, wiadomo, że to kosztowało. A gdy człowiek nie ma stałej pracy, bo mieszka w małej mieścinie na Kujawach, to ima się wszystkiego, by jakoś przetrwać. Ale jak widać są miejsca i zajęcia, które nie przynoszą oczekiwanych efektów. Ale raczej tylko gorycz i rozczarowanie.
Miałam inny tekst przygotowany na dzisiaj. Ale komputer go gdzieś zawieruszył, czyżby połknął? I musiałam napisać nowy. Może i lepiej, bo to dziś ważny dzień, zaczyna się Adwent. Czas oczekiwania, czas czuwania. A to są stany świadomości jakże człowiekowi bliskie. Bo przecież wciąż na coś czekamy. Pani Ewa czeka na następny rok, gdy pewnie pojedzie - tym razem do Belgii, skąd ma lepsze wspomnienia. Ktoś inny czeka na podwyżkę pensji, jeszcze inny na polepszenie się zdrowia. A my wszyscy, odkąd moja pamięć sięga – czekamy na lepsze czasy. Wciąż wydaje nam się, że zamiast lepiej jest gorzej, ale przecież kiedyś to się musi odwrócić. To wieczne zaciskanie pasa z kryzysem w tle nie może być wieczne! A jednak jest. Żyję już dość długo i nie pamiętam, aby kiedykolwiek było lepiej niż gorzej. I tylko człowiek dziwi się, jak to jest, że wciąż nie widać dna.
Ale są też oczekiwania optymistyczne. Te, które nas nigdy nie zawodzą. Jednym z nich jest okres Adwentu. Mamy bowiem stuprocentową pewność, że na koniec przyjdzie na świat Pan Jezus. To pewne jak… no jak co? Bo nie - jak w banku - przecież.
Elżbieta Nowak