Winylowa płyta Music of the Tukano and Cuna Peoples of Colombia opublikowana w 1987 zawiera wybór zapisów terenowych z obszernej dokumentacji dźwiękowej dwóch plemion (choć „plemię” to pewne uproszczenie) autorstwa Briana Mosera (1935) i Donalda Taylera (1931-2012). Zasadnicze badania terenowe panowie przeprowadzili w latach 1960-1961. Moser powracał później do Kolumbii, by kręcić filmy dokumentalne, a plonem ich wspólnej pracy była także książka The Cocaine Eaters (Longmans, 1965). Warto znać te nagrania z kolumbijskiej kolekcji (więcej można znaleźć na stronie British Library w zakładce „sounds”) z wielu różnych powodów.
Są to dwie opowieści, dwa obrazy – na stronie A zamieszkuje plemię Tukano, na stronie B plemię Cuna.
Płyta jest przeciekawa od strony czysto muzycznej, a też znakomicie skompilowana, co wśród wydawnictw etnomuzykologicznych, zabijcie mnie, nieczęsto się zdarza. Może dlatego, że wędrujący i pływający po Kolumbii z magnetofonem „Nagra” Moser i Tayler nie byli etnomuzykologami. Słucha jej się bardzo dobrze, niczym opowieści. Są to dokładnie dwie opowieści, dwa obrazy – na stronie A zamieszkuje plemię Tukano, na stronie B plemię Cuna (po reformie ortografii zwane Guna). Choć wiadomo, że nie są to obrazy pełne i wyczerpujące, ma się wrażenie, że są reprezentatywne i spójne.
I nie mamy do czynienia li tylko ze zbiorem utworów, zanurzamy się w audiosfery dwóch plemion. Płyta świetnie pokazuje nierozdzielność muzyki i życia, ludzi, zwierząt i roślin, kultury i natury, które nieustannie zasilają się wzajemnie niczym naczynia połączone. Notabene Kolumbia to kraj, w którym występuje najwięcej na świecie gatunków ptaków. Wprawdzie Tukano (południowowschodnia Kolumbia) i Guna (północnowschodnia Kolumbia) to są dwa różne plemiona, mówiące innym językiem (a w przypadku Tukano – językami, bo istniał obowiązek zamążpójścia za osobę z innej grupy językowej), o nieco innej praktyce wykonawczej (u Tukano muzyka bardziej wspólnotowa, u Cuna bardziej spersonalizowana), to w obydwu przypadkach mamy do czynienienia z podobnym instrumentarium oraz podobnym pochodzeniem muzyki i jej poszczególnych form – ich autorami byli mitologiczni przodkowie.
Wśród instrumentów czy narzędzi muzycznych warto wymienić fleciki z kości jelenia, pelikana, jaguara, gwizdki z czaszki pancernika czy muszli ślimaka, trąbki z konch i drewna palmowego, skorupy żółwie, moździerze do ucierania liści koki, tłuczki do liści koki, różne grzechotki, fleciki trzcinowe czy wreszcie różnych rozmiarów (nawet metrowej wysokości) fletnie z bambusów i drzew palmowych – łączone po siedem czy też obsługiwane pojedyńczo przez wielu mężczyzn. To na fletniach właśnie są grane te fragmenty o zaskakującej i oryginalnej polifonii. U Tukano, którzy żyli w wielorodzinnych dużych domach zwanych malocas (o konstrukcji z pni palmowych i krytych dwuspadowo) dodatkową rolę odgrywała akustyka wnętrza, która podbijała ciche dźwięki (np. pocierane rytmicznie skorupy żółwie).
Tukano wierzyli, że flety i trąbki z drewna palmowego są jednocześnie pojedynczą i wielokrotną istotą, przodkiem grupy i jego sparowanymi kośćmi lub synami, przodkami składowych klanów grupy.
Muzyki używano w czasie wszystkich zbiorowych świąt, z przynależnymi im własnymi pieśniami, tańcami i odpowiednimi instrumentami muzycznymi, które zaznaczały ważne wydarzenia w świecie ludzkim i naturalnym takie jak: narodziny, inicjacje, małżeństwa i śmierć, wycinka i sadzenie ogrodów i budowa domów, migracje ryb i ptaków oraz sezonowa dostępność owoców leśnych i innych zbieranych produktów spożywczych. U Tukano te rytualne spotkania nazywane były „domami”, które przybierały trojaką postać: biesiady, ceremonialnej wymiany oraz związanych z kosmogonią i kultem przodków obrzędów Yuruparí, prowadzonych przez szamanów z udziałem świętych fletni i trąb, z charakterystyczną melorecytacją mitów w bardzo szybkich tempach.
Przy Yuruparí warto się chwilę zatrzymać. Tukano wierzyli, że dmuchane instrumenty, szczególnie fletnie, są jednocześnie pojedynczą i wielokrotną istotą, przodkiem grupy i jego sparowanymi kośćmi lub synami, przodkami składowych klanów grupy. Kiedy instrumenty są montowane i następnie gra się na nich, przodek wraca do życia, a ci, którzy grają, przyjmują tożsamość przodków klanu i wchodzą w bezpośredni kontakt ze swoim ojcem. Proces ten znosi normalne rozdzielenie przeszłości i teraźniejszości, martwych i żywych, przodków i potomków, i przywraca pierwotny porządek mitów. Instrumenty Yuruparí mogą być widziane i obsługiwane wyłącznie przez dorosłych mężczyzn. Jednak według świętych mitów pierwotnie kobiety były właścicielami fletów, podczas gdy do mężczyzn należało przetwarzanie manioku i inne prace kobiece. Mężczyźni wtedy miesiączkowali, ale kiedy zabrali kobietom flety, menstruacja przeniosła się na kobiety.
Tytułowa koka była dla kolumbijskich Indian świętą rośliną, używką wyłącznie obrzędową, stosowaną nie tylko przez szamanów, ale podawaną w tykwach, obok tytoniu i ayahuasca, wszystkim uczestnikom rytuałów, aby umożliwić im wehikularne doświadczenie prapoczątku, mitycznych wydarzeń i kontaktu z przodkami, aby słowa śpiewanych pieśni ciałem się stały w tańcu. Jednocześnie zażycie świętej substancji zapewniało uczestnikowi takiej podróży ochronę i było rękojmią bezpiecznego z niej powrotu.
Muzyka Indian Tukano i Cuna istnieje dziś wyłącznie na tej płycie.
Nietrudno zauważyć, że dominuje w tej recenzji/gawędzie czas przeszły. Ta kultura, której ledwie przecież tutaj dotknąłem, już nie funkcjonuje, przynajmniej w swojej kompletności. Rozpadła się na mniejsze lub większe fragmenty już w latach 60., niedługo po badaniach Mosera i Taylera, co ten pierwszy już zauważył, kiedy po kilku latach wrócił tam kręcić film. Stało się to, jak można się domyślać, za sprawą „obcych”, którzy zmusili Indian do hodowli bydła, uprawy marihuany, karczunku lasów. Prawdziwej dewastacji w społeczeństwie, kulturze i środowisku naturalnym Kolumbii dokonały wydobycie złota (legalne i nielegalne, przy pomocą rtęci) oraz handel kokainą.
Muzyka Indian Tukano i Cuna istnieje dziś wyłącznie na tej płycie. Bez Mosera i Taylera nie istniałaby dla świata (w naszym rozumieniu) w ogóle. W pewnym sensie więc dawni Tukano i Cuna zamieszkują już tylko dwie strony czarnej krążka, ale dzięki swojej świętej koce mogą oni wędrować przez nasze uszy, jeśli uznają, że warto.
Remigiusz Mazur-Hanaj
Music of the Tukano and Cuna Peoples of Colombia
[Rogue Records 1987]
Ocena: 5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.