Niedawno w Indiach Wacław Zimpel (...) odnalazł w tamtejszych archiwach nuty autorstwa wspomnianego Tadeusza Sielanki, w których nota bene wyraźne są echa mazurków.
W filmie wybitnego reżysera Petera Weira Niepokonani (którego scenariusz oparty został na powieści Sławomira Rawicz Długi Marsz) oglądamy losy ucieczki kilku więźniów z gułagu na Syberii, przez sześć tysięcy kilometrów, aż do Indii. Pierwowzorem jednego z bohaterów ma być Tadeusz Sielanka… Od takiej anegdoty mógłby się zaczynać ten tekst. Albo od opowieści o nagrywaniu przed pięcioma laty dwupłytowego albumu z kompozycjami Zygmunta Krauzego. I o tym, że kurator projektu Michał Brzozowy zaprosił do wykonania jednego z utworów powstałą nieco wcześniej grupę o nazwie (jeszcze wówczas) Radical Polish Ensemble. Albo od opowieści o odkryciu, którego dokonał niedawno w Indiach Wacław Zimpel. Ten wybitny muzyk, improwizator, kompozytor podczas swoich studiów odnalazł w tamtejszych archiwach nuty autorstwa wspomnianego Tadeusza Sielanki, w których nota bene wyraźne są echa mazurków.
Jak wspomniałem, Sielanka w wykonaniu RPA to "zaledwie" (raczej "aż") własne, autorskie wyobrażenie o tym jak ta muzyka powinna zabrzmieć, jaka mogłaby być jej dynamika, koloryt. Artyści całą tą płytą kreują własną rzeczywistość.
Tak właśnie tka się opowieść o tym niezwykłym albumie. Każda ze wspomnianych anegdot okazuje się być ważnym elementem w procesie rodzenia się tej niepospolitej całości. Płyta, o której tu mowa zdaje się być zjawiskiem szczególnym i odrębnym, a zarazem niezwykle barwnym. Głównym pretekstem do jej powstania, głównym impulsem było chyba odnalezienie owych kompozycji Tadeusza Sielanki - i próba zmierzenia się z nimi, nadania im wymiernego, słyszalnego, utrwalonego kształtu. Ale przecież nie bez znaczenia dla całej konstrukcji Radical Polish Ansamblu jest metoda, którą dla swej kompozycji Aus aller Welt stammende wymyślił Zygmunt Krauze. Mamy tam bowiem nie tyle współbrzmienie ile równoczesne granie sześciorga skrzypiec, na których instrumentaliści muzykują "na sposób ludowy" prezentując tematy spisane przez kompozytora w różnych wsiach.
Ich muzyka płynie swobodnie, lekko i harmonijnie, choć przecież – z perspektywy niemal wszystkich współczesnych mediów - nie należy do lekkich ani łatwych. Nie słychać, w każdym razie, wysiłku, trudu tworzenia, raczej naturalnie, swobodnie płynące dźwięki, raz po raz zyskujące większą dynamikę czy chropowatość.
W składzie RPA odnajdziemy sześcioro skrzypków pod wodzą Macieja Filipczuka: trzy instrumentalistki grające na skrzypcach "klasycznych" i trzech muzyków na instrumentach "ludowych". Wszyscy razem potrafią zaś zarówno frazować "po wiejsku", jak i zabrzmieć niemal jak stylowi wykonawcy muzyki współczesnej. Są tu artyści dobrze znani folkowej i tradycyjnej publiczności, grywający m.in. w takich zespołach jak Lautari, Tęgie Chłopy, Odpoczno, Kożuch, i innych: Maria Stępień, Mateusz Kowalski, Marcin Lorenc, Izabela Kozak, Łucja Siedlik i wspomniany już Filipczuk. Jest też siódmy instrumentalista - Piotr Gwadera, grający na "dżazie", czyli, powiedzmy, wiejskim zestawie perkusyjnym. Tak, ten sam Gwadera, znany wcześniej z rockowego L.Stadt, który fantastycznie grając z Lautari czy w kapeli Odpoczno bezpretensjonalnie udowodnił to, co nie udawało się tylu innym "bębniarzom", że polski folk można bez problemu grać na mocno brzmiącej perkusji - jeśli tylko ma się na to pomysł, jeśli "tylko" zechce się wejść w ducha tej muzyki i porzucić nawyki z innych scen.
Co znajdziemy w repertuarze i w "stylistyce" zespołu? Są tu dwie zapowiadane kompozycje Sielanki, zagrane trochę na podstawie własnych wyobrażeń jak ta muzyka powinna zabrzmieć. Reszty dopełniają autorskie wizje grupy. Mamy zatem trzy części, dedykowanej Zygmuntowi Krauzemu (a właśnie!) kompozycji Geranoi. Mamy dedykowane tradycji muzyki ludowej i - szczególnie - jej dwóm wielkim przedstawicielom nagranie Il Combattimento di Gaca e Meto. To bezdyskusyjny hołd dla mistrzów. Mamy wreszcie finałową kompozycję Viglid. Instrumentaliści w brawurowy sposób piszą własną opowieść o muzyce, która na pozór łączy dwa odrębne światy, a w praktyce jest pełną uniesienia bardzo spójną całością.
Jak wspomniałem, Sielanka w wykonaniu RPA to "zaledwie" (raczej "aż") własne, autorskie wyobrażenie o tym jak ta muzyka powinna zabrzmieć, jaka mogłaby być jej dynamika, koloryt. Artyści całą tą płytą kreują własną rzeczywistość. Można by powiedzieć, że brawurowo, zachwycająco przekraczają (przeskakują) granice między umownie rozumianą muzyką ludową, tradycyjną (folkową?) a współczesną czy wręcz awangardową. Tyle, że w praktyce wykonawczej tych siedmiorga nie słychać żadnego mozołu "przeskakiwania" czegokolwiek. Ich muzyka płynie swobodnie, lekko i harmonijnie, choć przecież – z perspektywy niemal wszystkich współczesnych mediów - nie należy do lekkich ani łatwych. Nie słychać, w każdym razie, wysiłku, trudu tworzenia, raczej naturalnie, swobodnie płynące dźwięki, raz po raz zyskujące większą dynamikę czy chropowatość. A że ktoś zechce odnaleźć w nich nici prowadzące to do ludowości, to do "klasyczności" zdaje się mieć drugorzędne znaczenie.
Maciej Filipczuk, bo przecież w nim trzeba widzieć lidera tego przedsięwzięcia, przyzwyczaił nas do tego, że swe kolejne płyty wydaje niespiesznie; wtedy, gdy zawarty na nich materiał jest już rzeczywiście dojrzały. Przede wszystkim jednak artysta ten od wielu już lat prowadzi słuchaczy (a jednocześnie prowadzi zazwyczaj swych scenicznych partnerów) w wysoce niebanalnych i nieoczywistych kierunkach. Niezależnie od tego, czy jest liderem czy "tylko" członkiem, uczestnikiem wspólnego przedsięwzięcia. Wypada wymienić tu wybitny zespół Lautari i jego kolejne inkarnacje, Transkapelę, Tęgie Chłopy, solowe przedsięwzięcia w rodzaju płyt Metamuzyka czy Mazurek Vulgaris. Nie inaczej jest tym razem.
Filipczuk i jego przyjaciele pod szyldem Radical Polish Ansambl zdają się też celebrować niekoniecznie oczywiste w kontekście polskiego folku podejście do muzycznej materii. Przede wszystkim ufają muzyce jako takiej, banalnie mówiąc - dźwiękowej fali, która nie potrzebuje dodatkowych uzasadnień w postaci zgrabnej melodii ani tekstu. Która nie tylko nie jest piosenką, ale nie jest też zaproszeniem do tańca. Jest raczej kontemplowaniem następstwa dźwięków i - znów jakkolwiek oczywiście by to nie brzmiało - skupieniem się czy oddaniem swego rodzaju transowi, podróży w głąb historii, tradycji, a kto wie? może i duszy. Z innej strony artyści zaprzeczają też domniemanej hermetyczności muzyki - powiedzmy - współczesnej. Wszystko to w graniu tyleż świetnie brzmiącym i misternie konstruowanym, ile jednak nieco intuicyjnym, czyli płynącym z wewnętrznego przekonania, a nie jakichkolwiek krępujących rygorów. Dlatego jest to granie tak ważne i tak przejmujące.
Całość płyty wieńczy nagranie dodatkowe, szczególny rodzaj suplementu, którego nie znajdziemy w opisie na okładce płyty. To swego rodzaju muzyczna glossa, dopisek Remigiusza Hanaja, wzmacniający przekonanie o niezwykłości tego wydawnictwa.
Tomasz Janas
Radical Polish Ansambl „Radical Polish Ansambl”
[Bółt/Unzipped Fly Records]
OCENA: 4,5 / 5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.