Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Tysiąc lat liry

Ostatnia aktualizacja: 07.09.2023 08:00
Nikt nie wie, w którym roku po raz pierwszy obróciło się koło liry i pierwszy raz popłynęły w ludzki ziemski kosmos pierwsze dźwięki tego instrumentu.
Siostry Fromenteau na pocztówce
Siostry Fromenteau na pocztówceFoto: RMH

Bardzo prawdopodobne jest, że stało się to w XI w. czyli wtedy, kiedy żaden bookmacher londyński nie dawał powstałemu dopiero co państwu polskiemu więcej niż dwadzieścia lat życia. Zatem już wtedy, według danych z wyobraźni niektórych rodzimych pisarzy romantycznych nasi królowie i rycerze słuchali przy lirze korbowej opowieści o czynach swoich oćców. Wspominałem o tym w poprzedniej części mojego dyptyku felietonowego o lirze, zatytułowanej „Muzyczne koło Europy” . Możliwe całkiem, że Bolesław Chrobry nakłonił ucha swojego k’lirze w roku 1023. Myślę, że uprawnione jest przyjęcie takiej cezury czysto symbolicznie – wprawdzie muzyka opiera się na zjawisku fizycznym, ale jej sens oraz znaczenie dla człowieka i jego dziejów wprost przeciwnie, są ogromne, a nie dają się nijak zmierzyć, pozostają dla szkiełka i oka niewidzialną tajemnicą. Zatem mamy 1000 lat liry! Taki milenijny rok wypadałoby uczcić jakimś odpowiedniej rangi wydarzeniem i oto – uwaga, wprost nie do wiary – takowe odbędzie się, jest już zaplanowane. Już wkrótce bowiem w Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu, jedynym w swoim rodzaju muzeum w Europie, otwarcie wystawy o lirze korbowej. Kiedy dokładnie? Śledźcie internety!

CZYTAJ TEŻ:

Lira korbowa na nowo

Jęk liry korbowej


Z tej okazji też chciałem opowiedzieć pokrótce o kilku ważnych postaciach. Mało znanych bohaterach liry. Pisałem w poprzednim tekście o Stanisławie Wyżykowskim z Haczowa na Podkarpaciu – jego starszy brat Jan odkrył polską miedź, a Stanisław odkrył na nowo polską lirę korbową, czy też lirę dla Polaków. Były czasy, że na lirze korbowej grała cała Europa od wschodu do zachodu i z powrotem. Królowie i wyrzutki. Biedni i bogaci. Mężczyźni i kobiety. Komponował na lirę Mozart, składali do niej swoje pieśni wędrowni żebracy. Tak było w XVIII wieku. Zaledwie stoa lat później sytuacja się diametralnie odwróciła. W zachodniej Europie (wyjąwszy Francję) lira od końca wieku XIX staje się instrumentem coraz mniej popularnym, porzucanym, niemodnym, coraz rzadziej spotykanym nawet na gościńcach, pod kościołami, na jarmarkach czy w karczmach (wyjąwszy jeszcze wtedy ziemie zaboru rosyjskiego i austriackiego).

Skąd taka nagła zmiana? Przyczyn oczywiście było wiele. Przede wszystkim coraz intensywniej zachodziły zmiany społeczno-ekonomiczne związane z postępem technologicznym, a co za tym idzie zmieniał się styl życia, dotyczyło to wszystkich klas i stanów, choć oczywiście w różnym stopniu. Rozwijała się muzyka klasyczna, dla której lira ze swoimi bardzo ograniczonymi możliwościami harmonicznymi przestała być interesującym, zdatnym do użycia instrumentem już w I połowie wieku XIX. Ubożały czy nawet zanikały wolniej lub szybciej lokalne, tradycyjne kultury muzyczne, a jednocześnie ogromną i szybką karierę robił akordeon zwany też harmonią, który jak żaden inny instrument wcześniej rugował, a na pewno znacząco zmieniał i przekształcał stare tradycje muzyczne. Był głośny, można było zmieniać w nim barwy, posiadał duże możliwości harmoniczne, zastępował dwa tradycyjne instrumenty. Zarówno muzycznie jak i w swojej funkcji zastępował często lirę, bo można było przy nim także śpiewać. No i wyglądał nowocześnie, na miarę epoki. Kultura druku osiągnęła masową skalę, rósł w szybkim tempie rynek książek i czasopism, wprowadzano powszechne szkolnictwo, społeczeństwa alfabetyzowały się. Przestawał być niezbędny do życia lirnik-opowiadacz. Symbolicznymi a zarazem dojmująco konkretnymi końcami dawnego świata były wreszcie dwie wojny światowe. W obszarach, gdzie kiedyś kultura rozwijała się teraz straszyła kulturowa pustka, rozwój, impet rozwoju czyli życie przenosiło się w inne miejsca, w inny czas, w przyszłość.

I tak już zostało. Wydawać by się mogło więc, że takie artefakty kulturowe jak lira oraz lirnik znajdą swoje azyle i przytułki w muzeach i gabinetach figur woskowych, na kartach książek historycznych. Tymczasem tak agresywna obecność przyszłości, bez której postęp naukowo-technologiczny nie ma racji bytu, zachwiała równowagą człowieka na jakimś elementarnym, rzec by można, ontologicznym poziomie. Powszechna zaczęła być, odczuwalna wcześniej przez elity antykwarystów czy romantyków, nieodzowna potrzeba przeszłości. Wcześniej dajmy na to słuchacze Bacha, nie interesowali się kompletnie muzyką, którą grano przed nim, tak samo jak muzyką jakiejś „przyszłości”, zajmowało ich wyłącznie to, co gra i komponuje Bach. W wieku XIX i XX wraz z powstawaniem nowego rodzaju więzi społeczno-państwowych, powstawaniem nowoczesnych narodów, tworzyły się nowe mitologie, potrzeba wspólnej przeszłości, korzeni, źródeł wspólnej narodowej kultury była idee fixe wielu artystów, działaczy społecznych, ludzi kultury, zazwyczaj wykształconych, świadomych zmian, które zachodzą. Taką osobą był chociażby Oskar Kolberg. On był, powiedzmy, polihistorem, ale zainteresowania innych podobnych postaci nie musiały być tak szerokie, Takich swoich bohaterów na swoje szczęście miała też lira korbowa.




Najbardziej chyba znanym (choć nie u nas, dlatego o nim piszę) przykładem lirnika inteligenta, motywowanego ossjanowskimi ideami neoromantycznymi był Hiszpan z nadatlantyckiej Galicji – Faustino Santalices (1877-1960) – prawnik, a zarazem wirtuoz dud galicyjskich i liry (hiszp. zanfona) oraz śpiewak i badacz tych instrumentów, zbieracz pieśni. A to właśnie w Galicji znajduje się najbardziej emblematyczny dla historii liry korbowej ośrodek czyli miasto Santiago de Compostella z katedrą św. Jakuba, jedno z najbardziej znanych i uczęszczanych europejskich sanktuariów pielgrzymkowych w średniowieczu, a i dzisiaj. Santalices nie tylko ocalił od zapomnienia praktykę gry na lirze korbowej i przeniósł ją w nowe czasy, ale także budował liry i był autorem innowacji konstrukcyjnych. Koncertował i dokonywał nagrań, które ukazywały się na płytach winylowych w latach 50. Napisał także pierwszą hiszpańską książkę o lirze, założył Galicyjską Szkołę Instrumentalną w Lugo. Dzięki niemu dziś Hiszpanie oprócz tego, że są aktywni jako artyści liry nowoczesnej w wielu różnych gatunkach muzycznych, to również pielęgnują pamięć o organistrum, które zyskało status narodowego skarbu, zwłaszcza w Galicji. W różnych swoich formach jest rekontrowane na podstawie zachowanej ikonografii. Można powiedzieć, że w wieku XXI, instrument ten przeżywa pierwszy raz od czasów średniowiecza „drugą młodość”.

CZYTAJ TEŻ:

Gordiy Starukh. Liry korbowe kontra elektroniczne uderzenie

Valentine Clastrier o filozofii liry korbowej

Następną postacią ważną dla odrodzenia liry korbowej był René Zosso (1935-2020), śpiewak, który będąc pod wrażeniem występu lirnika i opowiadacza Julesa Devaux w 1960 w Lozannie, zlecił budowę liry na potrzeby własnych projektów muzycznych. Jego pomysł zainspirował kilku lutników do podjęcia się zadania ponownego wprowadzenia liry korbowej do współczesnego rzemiosła lutniczego. Zosso związał się z lirą na całe swoje artystyczne życie, wykonywał muzykę ludową (pieśni i tańce) oraz brał udział w wielu projektach i nagraniach dotyczących muzyki dawnej (od średniowiecza po Vivaldiego), współpracował m.in. z René Clemencicem. Recitale z lirą, w których łączył ludowe i średniowieczne pieśni, grał już od I poł. lat 60. w całej Europie oraz Stanach Zjednoczonych. Często występował ze śpiewaczką, a także lirniczką Anne Osnowycz, z pochodzenia zresztą Ukrainką, która do dziś współpracuje z wieloma zespołami muzyki dawnej. Z wykształcenia Zosso był literaturoznawcą, a uczył się gry na lirze u ludowego artysty Georgesa Simona (1902-86), który wychował kilku innych, znanych później, lirników, wśród nich Jean-François Dutertre’a (1948-2017), jednego z koryfeuszy francuskiego folk revival w latach 60. i 70. Dutertre był członkiem pierwszego „folk-klubu” we Francji, notabene pod nazwą Le Bourdon, nagrywał muzykę tradycyjną in situ we Francji, Irlandii i Quebecu. Wydał kilka płyt solowych z muzyką tradycyjną we własnym wykonaniu oraz z zespołem Mélusine.

Podobnie jak Zosso duże zasługi dla współczesnego odrodzenia liry już nie tylko w zakresie regionalnej kultury muzycznej jak Santalices, ale w ogóle kultury zachodnioeuropejskiej, była Michèle Fromenteau (1937-2019) – francuska lirniczka, która grała zarówno repertuar tradycyjny ludowy jak i klasyczny. Ze względu na słabe zdrowie w dzieciństwie i młodości dużo czasu spędzała w domu, w związku z czym rodzice kupili jej lirę korbową, a także jej siostrze Nicole. Dziewczyny były utalentowane i po naukach u tradycyjnych mistrzów regionu Berry, zaczęły w 1952 grać publicznie w duecie repertuar ludowy, szybko stały się popularne. Występowały również z opowiadaczami, innymi lirnikami i muzyka oraz najstarszymi francuskimi zespołami folklorystycznymi. Po tragicznej śmierci starszej siostry Michèle przestała grać, dopiero po dłużej przerwie wróciła do liry, ale już w repertuarze klasycznym, głównie barokowym. Jej płyta „L'art de la vielle à roue” (od średniowiecza do Mozarta), nagrana w 1976 wciąż jest ceniona. Była też wraz z mężem kolekcjonerką lir oraz inicjatorką kultowego już dziś festiwalu w Saint-Chartier, który odbywa się nieprzerwanie od 1976 i jest jednym z najważniejszych w Europie spotkań nie tylko muzyków tradycyjnych, ale także lutników. Warto dodać, że Francji praktyka gry na lirze nigdy nie uległa przerwaniu, co odegrało ogromną rolę w rozwoju muzyki z udziałem liry w Europie i na świecie, jak i dla rozwoju liry jako instrumentu. Miała w tym swój udział Michèle Fromenteau, która też we Francji jako pierwsza przerzuciła mosty między muzyką ludową na lirę i muzyką klasyczną.

Pozostaje posłuchać płyt, które wszyscy troje bohaterowie tego felietonu nagrali. No i oczywiście zajrzeć jesienią na wystawę do malowniczego Szydłowca.

Remek Mazur-Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Oj, ty chmielu, czyli felieton etnobotaniczny

Ostatnia aktualizacja: 19.09.2019 10:33
Centralnym obrzędem życia wspólnot tradycyjnych naszego kręgu kulturowego było przez wieki wesele. Centralną, decydującą częścią wesela były oczepiny, a te odbywały się do wtóru pieśni „Oj, chmielu, chmielu”, która zresztą mówi explicite o chmielu: „nie będzie bez cię żadne wesele”.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Siemieniec

Ostatnia aktualizacja: 14.02.2020 08:00
To prawdopodobnie najbardziej tajemniczy polski taniec ludowy, nieznany poza swoim macierzystym regionem, zanikły w pierwotnym kontekście przed połową XX wieku, nie tańczony przez żadne zespoły poza jednym - Zespołem Pieśni i Tańca "Dobroń" z Dobronia k/Pabianic, a także w ramach rekonstrukcji animowanych przez sieradzką etnografkę Małgorzatę Dziurowicz-Kaszubę. W ciągu ostatnich 15 lat wszedł znów do obiegu, tym razem  ponadlokalnego, rozpowszechniony na potańcówkach organizowanych przez domy tańca.  
rozwiń zwiń
Czytaj także

Woda ze stoku

Ostatnia aktualizacja: 09.04.2020 09:13
U podnóża skarpy w dwóch miejscach bije z różną siłą po kilka źródeł, niektóre obmurowane, w innych woda wypływa wprost z ziemi, spomiędzy kamieni lub spod odsłoniętych korzeni drzew i tworzy niewielkie malownicze rozlewisko.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Łańcuch 16-wersowego szczęścia

Ostatnia aktualizacja: 28.05.2020 08:00
Jeśli wierzyć oficjalnym informacjom, współczynnik „R” wynosi w Polsce obecnie mniej więcej jeden. To znaczy, że jedna zarażona koronawirusem osoba zaraża kolejną jedną osobę. Współczynnik „R” wirusa hot16challenge2 jest znacznie wyższy. Tu oficjalnych danych nie ma, ale jedna osoba może zarazić nawet pięć kolejnych.
rozwiń zwiń