Historia

II RP w cieniu hańby

Ostatnia aktualizacja: 16.12.2011 10:00
Pierwszy prezydent II RP wrócił do Belwederu na otwartej landarze, pokryty sztandarem narodowym, z konną strażą honorową…
Audio
  • Gwar, hymn Polski, przemówienia: Adama Ciołkosza, Bronisława Hełczyńskiego, dr Józefa Żmigrodzkiego, Kazimierza Sabbata.

II Rzeczpospolita odradzała się w wirze walk o ukształtowanie granic państwowych i od początku znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji geopolitycznej. Odzyskanie samodzielności wymagało wielu poświęceń i wyrzeczeń. Mimo wielu przeciwności i niekorzystnej sytuacji międzynarodowej, zwłaszcza na kierunku wschodnim, obywatele polscy zmobilizowali się do pracy na rzecz wyniszczonego wojnami kraju. W dobie odzyskiwania niepodległości nikt chyba nie spodziewał się, że polityczne oblicze odrodzonej Ojczyzny szybko okryje się niewybaczalną hańbą. Jednym z pierwszych poważnych kroków w budowaniu II RP było uchwalenie konstytucji 17 marca 1921 roku. Na mocy ustawy zasadniczej ustanowiono w Polsce dwuizbowy parlament i instytucję prezydenta, którego wybierano na 7 lat bezwzględną większością głosów w Zgromadzeniu Narodowym. Zgodnie z postanowieniami konstytucji marcowej prezydent wyznaczał premiera i poszczególnych ministrów i był zwierzchnikiem sił zbrojnych. Jedynie w czasie wojny nie mógł sprawować stanowiska naczelnego wodza. Każdy prezydencki akt prawny wymagał kontrasygnaty, czyli podpisu premiera albo właściwego ministra.

Pierwsza Konstytucja II RP tworzyła podstawy legalnego formowania władz państwowych. Zgodnie z nowymi regulacjami prawnymi w listopadzie 1922 roku odbyły się pierwsze wybory do Sejmu i Senatu. Żadna partia nie zdobyła w nich zdecydowanej większości. W 444 osobowym Sejmie centroprawica zdobyła 220 mandatów, lewica – 97, mniejszości narodowe 89, zaś pozostałe ugrupowania – 38. Podobnie w 111 osobowym Senacie, gdzie największą siłą polityczną była centroprawica.

Pierwsze wybory prezydenckie

9 grudnia 1922 roku nowe Zgromadzenie Narodowe do wyboru pierwszego polskiego prezydenta przystąpiło w atmosferze podziałów politycznych, kontrowersji i w nieufności.

 

4 grudnia 1922 roku na pięć dni przed wyborami okazało się, iż Józef Piłsudski – pewny kandydat na stanowisko prezydenta – w świetle nowej konstytucji „nie zamierza być listkiem figowym Sejmu”. W związku z tym zrezygnował z kandydowania na stanowisko faktycznie pozbawione możliwości sprawowania realnej władzy. Piłsudski postanowił natomiast zachować urząd przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej, który na wypadek wojny obejmował naczelne dowództwo nad siłami zbrojnymi.

Do wyborów stanęło kilku kandydatów z różnych stron sceny politycznej. Prawica wysunęła kandydaturę Maurycego Zamoyskiego, PSL „Piast” - Stanisława Wojciechowskiego, PPS – swojego lidera Ignacego Daszyńskiego, natomiast PSL „Wyzwolenie” - Gabriela Narutowicza. Także mniejszości narodowe wysunęły własnego kandydata – Jana Baudouina de Courtenaya, znanego ówcześnie profesora lingwistę.

Pierwsza tura nie przyniosła żadnych rozstrzygających wyników. W kolejnych partie decydowały się na połączenie sił. W czwartym głosowaniu zostało jedynie dwóch kandydatów: Gabriel Narutowicz i Maurycy Zamoyski. Za piątym razem PSL „Piast” i PSL „Wyzwolenie” doszły do porozumienia z mniejszościami narodowymi – głównie z Ukraińcami, nacjonalistami białoruskimi, Niemcami i dużą grupą Żydów, dzięki czemu na pierwszego prezydenta II RP wybrano Gabriela Narutowicza. O wyborze zadecydowała liczba 289 głosów, przy 227 głosach oddanych na Maurycego Zamoyskiego i 29 głosach uznanych za nieważne. Na jednej z tych nieważnych wypisane było nazwisko Zuli Pogorzelskiej, popularnej aktorki kabaretowej. Wypisał je - ujawniając to wiele lat później  - socjalista Adam Pragier.


Urodził się 17 marca 1865 roku w Telszach. Pochodził z polskiej szlachty osiadłej na Żmudzi. Sporą część życia spędził w Szwajcarii, gdzie pracował jako profesor i nauczyciel akademicki Politechniki w Zurychu. Był ekspertem w dziedzinach elektryfikacji i budownictwa wodnego. Osiągnął liczne sukcesy dzięki nowatorskim pomysłom na dostarczanie energii elektrycznej z rzek. W czasie Wielkiej Wojny utworzył Polski Komitet Społeczny. Po wojnie współpracował z polskimi władzami przy regulacji Wisły oraz pełnił funkcję ministra robót publicznych w rządach Śliwińskiego i Nowaka.

Politycznie Gabriel Narutowicz zawsze był bliski koncepcjom Piłsudskiego. W czerwcu 1922 został ministrem spraw zagranicznych, wściekle atakowanym przez prawicę, która uznawała go za „biernego wykonawcę woli Belwederu”. W rzeczywistości jednak Narutowicz był indywidualnością zbyt wybitną na tak niskie i krytyczne oceny. W listopadowych wyborach nie uzyskał mandatu posła i właśnie dlatego wysunięcie jego kandydatury wzbudziło tak duże zaskoczenie. Sam Józef Piłsudski musiał namawiać go do objęcia prezydenckiego urzędu.

Porażka w parlamencie nie odebrała politycznej broni zwolennikom radykalnej prawicy. Jednak tym razem walka polityczna przeniosła się wprost na ulice Warszawy. Rozpuszczano plotki o „wybraniu prezydenta przez żydostwo i masonerię”. Do akcji wkroczyły partyjne bojówki, będące groźną i bardzo brutalną siłą polityczną wszystkich stron, niezależnie od opcji politycznej. W zamieszkach i starciach robotników PPS z endecją zastrzelony został robotnik Jan Kałuszewski.

Przysięga

11 grudnia 1922 roku  mimo „ludzkiej barykady” w Alejach Ujazdowskich Gabriel Narutowicz dotarł do Sejmu. Przy pustych ławach prawicy, Marszałek Sejmu Maciej Rataj odebrał od niego uroczystą przysięgę, zgodną z art. 54 Konstytucji:

 

„Przysięgam Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu i ślubuję Narodowi Polskiemu na urzędzie Prezydenta Rzeczypospolitej, który obejmuję, praw Rzeczypospolitej, a przede wszystkim Ustawy Konstytucyjnej święcie przestrzegać i bronić, dobru powszechnemu Narodu ze wszystkich sił wiernie służyć, wszelkie zło i niebezpieczeństwo od Państwa czujnie odwracać, godności imienia polskiego strzec niezachwianie, sprawiedliwość względem wszystkich bez różnicy obywateli za pierwszą mieć cnotę, obowiązkom urzędu i służby  poświęcić się niepodzielnie. Tak mi dopomóż Bóg i Święta Syna Jego Męka. Amen”.

14 grudnia 1922 roku Naczelnik Państwa Józef Piłsudski przekazał władzę nowemu prezydentowi. W czasie uroczystości wzniósł toast:

„Jako oficer czynnej służby, nigdy przed nikim nie stawał na baczność, stoję na baczność przed Polską, który ty reprezentujesz”.


Halina Ostrowska-Grabska, malarka i tłumaczka, tak wspominała ówczesne wydarzenia:

„Nie był to zwarty tłum, ale liczne grupy studentów przeważnie w korporanckich czapkach. (...) Zaintrygowało mnie widoczne podniecenie tych nawołujących się grup. W pewnym momencie wszystko znieruchomiało. Środkiem placu, kierując się ku Wiejskiej, nadjeżdżał powóz zaprzężony w białe konie. (...) rozległy się gwizdy, krzyki i zobaczyłam z przerażeniem, jak owi korporanci chwytają zmarzły, brudny śnieg i walą tymi bryłami w powóz. Powóz jechał szybko, grudy odbijały się od niego, ale któraś z pacyn dosięgnęła jednak prezydenta. Stałam zamarła ze zgrozy i palącego wstydu. (...) żeby walić zmarzłymi grudami w tego światłego, szlachetnego człowieka!”.

Skrajne reakcje 

Mimo oczywistych przejawów niezadowolenia zwolenników prawicy zaprzysiężony prezydent rzucił się w wir pracy. Ze względu na bardzo napiętą atmosferę w parlamencie, Narutowicz pragnął utworzyć rząd pozaparlamentarny, a tekę premiera planował wręczyć Leonowi Plucińskiemu - przedstawicielowi endecji.

Rozgoryczona wynikami wyborów prawica wywoływała w Warszawie zamieszki i oczerniała nowego prezydenta. Endecy nie mogli przeboleć, że wybrany został „marionetkowy” Narutowicz, a na domiar „złego” dokonano tego głosami mniejszości narodowych. Ogłosili, że nie będą popierać rządów „utworzonych przez prezydenta, narzuconego przez obce narodowości: Żydów, Niemców i Ukraińców”.

Ksiądz Lutosławski w „Gazecie Porannej” pisał: „Jak śmieli Żydzi narzucić Polsce swego prezydenta?”. Natomiast „Gazeta Warszawska” zarzucała kłamliwie Narutowiczowi „że nawet nie umie dobrze mówić po polsku”. Prawica miała nowe hasła: „Narutowicz, prezydent Żydów”, „Ich prezydent”, „Przeciw większości”. W Warszawie i w Poznaniu po mieszkaniach zbierano składki pieniężne na „sprzątnięcie tego Żyda”...

Zamach w Zachęcie

16 grudnia 1922 roku, pięć dni po zaprzysiężeniu, Gabriel Narutowicz miał dokonać jednego z pierwszych reprezentacyjnych wystąpień w roli prezydenta. Miał otworzyć zimową wystawę malarstwa w Zachęcie.

 

Prezydent przybył w otoczeniu świty i przyjęty przez prezesa Kozłowskiego wszedł na schody. Zwiedzanie wystaw zaczęło się od sali honorowej. Z katalogiem w ręku prezydent z wolna postępował od obrazu do obrazu. Gdy stanął przed obrazem Teodora Ziomka „Szron”, podszedł do niego sir William Max-Miller, poseł brytyjski, chcąc złożyć mu wyrazy szacunku. Miał powiedzieć: „Moje gratulacje, wasza ekscelencjo!”, na co Narutowicz odpowiedział mu z uśmiechem: „Powinien pan raczej złożyć mi kondolencje”.

Właśnie wtedy „znajdujący się tuż obok w pierwszym rzędzie (...) artysta Eligiusz Niewiadomski, zbliżywszy się o kilka kroków do prezydenta, wystrzelił z rewolweru raz po raz. Prezydent zachwiał się, podtrzymywany przez Okunia, złożony został na podłodze (...) po upływanie kilku minut oddał ostatnie tchnienie, nie przemówiwszy ani słowa”.

Niewiadomski wystrzelił trzykrotnie. Jedna z kul śmiertelnie trafiła prezydenta w serce.

Pierwszy prezydent II RP wrócił do Belwederu na otwartej landarze, pokryty sztandarem narodowym, z konną strażą honorową. Gabriel Narutowicz został pochowany 22 grudnia w podziemiach Bazyliki Archikatedralnej Św. Jana Chrzciciela w Warszawie, gdzie odprowadził go półmilionowy, milczący tłum.

Polska była w głębokim szoku, wszak doszło do morderstwa z przesłanek politycznych. Aresztowany Eligiusz Niewiadomski został szybko zidentyfikowany i przewieziony do więzienia mokotowskiego przy Rakowieckiej w Warszawie. Był dosyć znanym polskim malarzem, profesorem, krytykiem sztuki. Nie przynależał do endecji, lecz był skrajnym nacjonalistą i antysemitą. Twierdził, że morderstwa dokonał, ponieważ Gabriel Narutowicz  przyjął stanowisko prezydenta II RP, chociaż wybrany został „głosami wrogów państwa polskiego”. Właśnie to zamachowiec uznawał za najbardziej hańbiące.

W trakcie jednodniowego procesu nie wyraził skruchy. Sąd nad Niewiadomskim odbył się 30 grudnia 1922 roku. W czasie rozprawy Niewiadomski stwierdził:

„Narutowicz był symbolem hańby! Tę hańbę moje strzały starły z czoła żywej Polski. Nie żałuję niczego. Zrobiłem to, co było moim obowiązkiem. (...) Kiedym strzelał, miałem to przekonanie, że za jego życie daję moje. Wystawiłem weksel. Chcę ten weksel spłacić uczciwie. To jest moje ostatnie słowo”.

Wyrok śmierci

Niewiadomskiego skazano na karę śmierci. Kolejny prezydent Stanisław Wojciechowski nie skorzystał z prawa łaski. O świcie 31 stycznia 1923 roku w warszawskiej Cytadeli rozstrzelano mordercę. Do końca zachowywał się w iście teatralnym stylu: trzymał w ręku różę i odmówił zawiązania sobie oczu. „Zachowam spokój. Strzelcie mi w głowę i w serce. Umieram dla Polski, którą Piłsudski zniszczył” - powiedział przed śmiercią  Prawica, próbowała wykreować Niewiadomskiego na narodowego bohatera i otoczć kultem. Pogrzeb Niewiadomskiego na Powązkach zgromadził około 10 tysięcy uczestników i ostatecznie przerodził się w manifestację. Nad tonącym w kwiatach grobie odśpiewano „Rotę”. Osoby, które nie chciały dawać datków na uczczenie jego pamięci lżono i napastowano. Zabójstwo - jeszcze bardziej niż wybór Narutowicza na prezydenta RP - podzieliło Polskę na wiele lat. Przed tym tragicznym wydarzeniem istniał dystans pomiędzy Piłsudskim a prawicą. Po zabójstwie Narutowicza pojawiła się między nimi polityczna przepaść. Piłsudski miał prawo uważać, że prawica poparła zabójstwo jego przyjaciela, a nawet biłaby brawa, gdyby to on sam został zamordowany.

Zabójstwo Narutowicza wywołało fundamentalne zmiany w osobowości i działaniach Marszałka, których dowodem były, między innymi, wydarzenia majowe w 1926 roku.

Nie można jednoznacznie określić jak potoczyłyby się losy kraju, gdyby Gabriel Narutowicz dokończył prezydencką kadencję. Może zamieniłby Polskę w dobrze prosperującą elektrownię, której energia żywiłaby Europę?

Jakiekolwiek logiczne odpowiedzi na te trudne pytania bezpowrotnie zagłuszył strzałami Eligiusz Niewiadomski.

Mariusz Podgórski

Tekst powstał w oparciu m.in. o: „Najnowsza historia polityczna Polski. Okres 1914-1939” Władysław Pobóg-Malinowski, Gdańsk 1990, „Historia dwudziestolecia 1918-1939” Paweł Zaręba, Wrocław 1991, „Gorzka Chwała. Polska i jej los 1918-1939”, Richard M. Watt, Warszawa 2005.

Czytaj także

Przyjaciele Polski

Ostatnia aktualizacja: 11.11.2009 21:05
W 1918 roku nikt poza Polakami nie chciał powstania niepodległej Polski. Zaledwie nieliczni przejawiali sympatię do naszego państwa.
rozwiń zwiń