Historia

Zamordowani jak oficerowie w Katyniu

Ostatnia aktualizacja: 12.07.2011 06:00
To była największa zbrodnia komunistyczna w powojennej Polsce. Komuniści aresztowali dwa tysiące osób. 600 z nich nigdy nie wróciło do domu.
Audio

12 lipca przypada 66. rocznica mordu na mieszkańcach Polski północno-wschodniej, nazwanego później obławą augustowską. W lipcu 1945 roku oddziały Armii Czerwonej wspomagane przez Urząd Bezpieczeństwa i Ludowe Wojsko Polskie przeprowadziły akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej i jej okolic. Obława miała na celu rozbicie i likwidację oddziałów podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego w rejonie Suwałk i Augustowa.

Latem 1945 roku Armia Czerwona, NKWD i specjalne oddziały "smiersz" przy współpracy funkcjonariuszy UB przeprowadziły akcję zbrojną, która przeszła do historii jako obława augustowska. Jej celem miała być eliminacja podziemia niepodległościowego i pacyfikacja miejscowej ludności, która sprzyjała polskim partyzantom. Swoim zasięgiem operacja obejmowała terytorium Suwalszczyzny i częściowo Litwy. Przeczesywano wsie, osady i lasy w poszukiwaniu "wrogów", czyli tych, którzy mogli mieć kontakt z podziemiem niepodległościowym. Aresztowano niemal dwa tysiące osób, około 600 z nich nigdy nie wróciło do domu. Zostali wywiezieni w nieznanym kierunku i najprawdopodobniej zamordowani. Przez dziesięciolecia nie było szans na rozwikłanie tajemnicy mordu. Dopiero w latach 80. pojawiły się podejrzenia, że zamordowanych pochowano nieopodal miejscowości Gib. Na początku lat 90. przeprowadzono ekshumacje, które udowodniły, że są to groby niemieckich żołnierzy.

Z relacji funkcjonariuszy UB wynikało, że jednym z powodów akcji była niezwykle duża aktywność podziemia niepodległościowego na tym terenie. Partyzanci atakowali czerwonoarmistów, napadali na sowieckie konwoje i wykonywali egzekucje na konfidentach NKWD i UB. Z kolei członkowie Armii Krajowej raportowali, że wśród ubeków i milicjantów jest coraz więcej przypadków dezercji, a na poszczególnych posterunkach MO i w urzędach UB panuje strach i panika. Całe obszary Suwalszczyzny pozostawały poza kontrolą organów bezpieczeństwa, a sympatia miejscowej ludności była ewidentnie po stronie partyzantów. W wielu miejscach oczekiwano na moment, kiedy będzie można "pogonić sowieta".

Bezpośrednim powodem rozpoczęcia obławy, były informacje, jakie UB uzyskało od aresztowanego 2 lipca 1945 roku Franciszka Luto ps. "Natan", z których wynikało, że cały sztab AK na powiat suwalski znajduje się w okolicach Gib. Pacyfikacja przeprowadzona na terenie powiatu suwalskiego i augustowskiego rozpoczęła się 12 lipca 1945 roku. Na potrzeby sowietów Urząd Bezpieczeństwa w Augustowie przetłumaczył na rosyjski spisy członków Armii Krajowej i inne dokumenty UB zawierające informacje na temat podziemia niepodległościowego.

Mordy, gwałty, kradzieże

Od 12 lipca rozpoczęło się systematyczne przeczesywanie wsi i miasteczek. W miastach przeprowadzano akcję sprawdzania dokumentów na placach targowych, część aresztowań odbywała się w nocy. Na wsiach zwoływano zebrania i następnie zatrzymywano wszystkich przybyłych. Całe wsie były otaczane przez wojsko, które następnie sprawdzało dom po domu i zamykało podejrzanych w stodołach. W wielu miejscach dochodziło do potyczek z żołnierzami AK.

Podczas obławy miały miejsce liczne kradzieże i brutalnych napady. Łupem czerwonoarmistów i ubeków padało wszystko co można było ukraść, od zwierząt do garderoby. Żołnierze radzieccy morderdowali i gwałcili.

Przez cały okres PRL rodziny ofiar próbowały bezskutecznie uzyskać informację na temat swoich najbliższych. W 1987 roku powstał Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w 1945 roku. W 1988 roku Jacek Petrycki nakręcił potajemnie film dokumentalny pod tytułem "A może tego nie wolno mówić...", opowiadający o 600 mieszkańcach Suwalszczyzny zamordowanym przez komunistów. Autorowi udało się dotrzeć do rodzin zaginionych i wysłuchać ich opowieści. Zebrane materiały wywiózł do Anglii, gdzie były pokazywane. Nagrany film krążył potajemnie po kraju.

W latach 90. śledztwo w sprawie obławy augustowskiej prowadziła prokuratura w Suwałkach, ale ze względu na brak informacji od strony rosyjskiej musiała umorzyć postępowanie. W 2001 roku śledztwo przejął IPN, który jak na razie bezskutecznie, próbuje wyjaśnić losy zamordowanych Polaków. Do tej pory nikt nie poniósł kary za przeprowadzoną w 1945 roku akcję. Za obławę augustowską dopowiada między innymi zmarły w 2008 roku gen. Mirosław Milewski, który swoją karierę zaczynał w augustowskim Urzędzie Bezpieczeństwa. W latach 70. Milewski był dyrektorem I Departamentu MSW, a w 1981 roku został szefem MSW. Milewski związany był również z akcją o kryptonimie "Żelazo", która polegała na tym, że w latach 70. współpracownicy wywiadu i przestępcy dokonywali na Zachodzie licznych kradzieży (złoto, biżuteria, samochody, dzieła sztuki). W ten sposób służby pozyskiwały pieniądze na swoją działalność. Istnieją również poszlaki wskazujące na związek Milewskiego z zamordowaniem ks. Popiełuszki.

W Gibach znajduje się 10-metrowy krzyż symbolizujący pochówek zaginionych, z napisem: "Zginęli, bo byli Polakami". Na tablicach wyryto nazwiska 530 osób.

Do tej pory nie ustalono losów ofiar oraz miejsca ich pochówku, a także sprawców mordu. Wielokrotne prośby o pomoc prawną ze strony rosyjskiej pozostały bez odpowiedzi. Po 66. latach w wyjaśnieniu losów osób zaginionych w obławie augustowskiej może pomóc publikacja rosyjskiego historyka Nikity Pietrowa. Opublikował on tajny szyfrogram dowódcy rosyjskiego kontrwywiadu wojskowego do marszałka Ławrentija Berii, szefa NKWD, zawierający między innymi plany dotyczące dalszych losów zatrzymanych wówczas osób.

Jest w nim m.in. opis planowanej likwidacji prawie 600 więźniów złapanych podczas obławy w okolicach Augustowa. Wynika z niego, że egzekucja będzie miała przebieg podobny do tej, z 1940 roku. w Katyniu. Do dzisiaj zagadką pozostaje miejsce jej wykonania.