Jednym z założeń stalinowskiej przebudowy państwa była kolektywizacja rolnictwa. Kołchozy miały być głównym producentem żywności. Kolektywizację zapoczątkowano w ZSRR w 1929 roku po fiasku leninowskiego programu tworzenia dobrowolnych komun i zrzeszeń producentów rolnych. Rozpoczęto wtedy przymusowe wywłaszczanie chłopów, połączone ze straszliwymi represjami wobec protestujących przeciw nowej polityce partii. Apogeum procesu miało miejsce na początku lat 30. XX wieku. Gigantyczna operacja musiała być rozłożona w czasie, a poza tym w poczynania komunistów wkradł się chaos. Władze oskarżały kułaków o agitację przeciwko kołchozom oraz o sabotaż, a jednocześnie błędnie spodziewały się, że w wyniku kolektywizacji wzrośnie produkcja rolna - na planach eksportu płodów rolnych opierały swoje plany industrializacyjne. Na funkcjonujące jeszcze gospodarstwa indywidualne zaczęto nakładać gigantyczne kontrybucje, tłumacząc to tym, że chłopi celowo nie oddają produktów rolnych do skupów, magazynując je lub sprzedając na czarnym rynku.
Płać lub umieraj
Pozbawienie rolników możliwości korzystania z własnych plonów doprowadziło do głodu w wielu regionach ZSRR, jednak swoją najbardziej ekstremalną formę przybrał on na Ukrainie, jednym z bogatszych w doskonałe gleby regionów państwa. Apogeum miało miejsce na wiosnę 1933 roku. Rolnicy mieli alternatywę: umrzeć lub uciec do miasta, gdzie można było kupić żywność. Władze, z właściwym sobie okrutnym cynizmem, utworzyły specjalne sklepy, torgsiny, w których jedzenie można było dostać za walutę lub kosztowności. Sklepów powstało łącznie 50, a każdy z nich mógł "poszczycić się" w tym okresie zgromadzeniem kilkuset kilogramów złota i srebra wymienionych na żywność. Komuniści łupili w ten sposób po raz kolejny chłopów, którym wcześniej zabrano ich plony. Aby nie dopuścić do masowej migracji ludności ze wsi do miast, wprowadzono paszporty wewnętrzne – odpowiednik dowodów osobistych. Nikt, kto nie posiadał takiego dokumentu nie mógł opuścić miejsca zamieszkania. Problem polegał na tym, że paszportów praktycznie nie wydawano chłopom. Od tego momentu tylko nieliczni nielegalnie przedostawali się do miast, ale ich również dopadała śmierć głodowa - nie mogli znaleźć pracy, bo przebywali tam nielegalnie, więc nie mieli środków do życia.
Kanibalizm
Chłopi, ograbieni przez bolszewickich aktywistów z zapasów żywności, jedli dosłownie wszystko, co było pod ręką: liście, trawę, żołędzie, psy, koty, szczury, padlinę etc. Kiedy nie było już nawet tego, nastąpił masowy pomór. Ulice i drogi na ukraińskich wsiach znaczone były trupami. Nikt ich nie chował. Zaczęto notować pierwsze przypadki kanibalizmu. Początkowo ofiarami padali bezdomni i osoby samotne, później dzieci. Zaczęły również powstawać bandy, które zajmowały się porywaniem i mordowaniem ludzi, których potem zjadano. W Archiwum Państwowym MSW Ukrainy znajdują się dokumenty, z których wynika, że w latach 1932–1933 skazano za kanibalizm co najmniej 2505 osób. Wiele wskazuje na to, że był to jedynie czubek góry lodowej. Należy również pamiętać, że niemal każda ze skazanych miała na sumieniu kilka ludzkich istnień. Najczęściej stosowaną wobec kanibali karą były łagry, jednak zdarzały się również wyroki śmierci. W kodeksie karnym nie było paragrafów dotyczących kanibalizmu, więc traktowano ich jak pospolitych zabójców.
Wieś - kraina szczęśliwości
Zjawisko głodu oficjalnie nie występowało. Propaganda z tego okresu pełna jest obrazów uśmiechniętych kołchoźników, bogacących się i pracujących na polach dla dobra narodu. Nieoficjalne informacje o potwornościach na Ukrainie traktowane były jako wymysły kontrrewolucjonistów. Do kołchozów udawały się zespoły artystyczne, wyświetlano ich pracownikom propagandowe filmy o przewadze kolektywizmu w rolnictwie nad kułactwem, a za miedzą umierały okrutną śmiercią tysiące ludzi.
Pola kołchozów i ich magazyny pełne były zboża. Aby zdusić w zarodku pokusę kradzieży, władze wprowadziły kary za przywłaszczenie choćby jednego kołchozowego kłosa. Za kradzież więcej niż pięciu groziła kara od 10 lat łagrów do kary śmierci włącznie. Dekret, podpisany przez Stalina, nazwano przez to "prawem pięciu kłosów".
Międzynarodowa obojętność
Społeczność międzynarodowa ignorowała problem głodu na Ukrainie. W Europie Stalin i jego poczynania były w tym okresie przyjmowane z życzliwą ciekawością, a nawet podziwem. Nikt nie chciał zadrażnień ze wschodzącą potęgą. Był to przejaw hipokryzji Zachodu, bo prawdziwe informacje docierały na zewnątrz – choćby przez polskie konsulaty na Ukrainie, zasypywane prośbami - pełnymi dramatycznych opisów tamtych wydarzeń - o możliwość wyjazdu do Polski. Komuniści tworzyli również zafałszowany obraz rzeczywistości, obwożąc po wybranych miejscach na Ukrainie zachodnich korespondentów. W dzisiejszych czasach takie praktyki są stosowane, np. w Korei Północnej.
Dwa rachunki
Bolszewicy zaczęli udzielać chłopom pomocy żywnościowej dopiero wtedy, gdy okazało się, że wkrótce na wsi nie będzie miał kto pracować w kołchozach, bo do nich mieli trafiać rozkułaczeni rolnicy. Rachunek był prosty, jak w jednej z korespondencji prowadzonych między rejonowym i obwodowym komitetem partii: "11 373 ha zasadzonego buraka nie uprawia się i dzisiaj istnieje niebezpieczeństwo, że przepadnie. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak artykułów żywnościowych. Osobiście uważam, że dzisiaj (jeśli jest taka możliwość) państwu będzie się bardziej opłacało przekazać 10 pudów zboża, niż pozwolić, by przepadło 11 373 ha buraków. Tym samym nie tylko uratuje się buraki, ale i zapobiegnie się kradzieży rosnącego zboża ozimego. Istnieje bowiem duże niebezpieczeństwo, że będą kraść oziminę ścinając kłosy. W ten sposób mogą powstać duże straty".
Inny rachunek, znacznie bardziej przerażający, wystawiła bolszewikom historia: w czasie Wielkiego Głodu z lat 1932-1933 poniosło śmierć, w zależności od szacunków, od 3 do 7 milionów ludzi. Niektóre źródła mówią nawet o 15 milionach. Faktyczna liczba jest do dziś trudna do ustalenia, bo większość tajnych raportów zniszczono.
Od 2000 roku 26 listopada jest obchodzony na Ukrainie jako Dzień Pamięci Ofiar Wielkiego Głodu.