Lew Rywin twierdził, że przyszedł w imieniu "grupy trzymającej władzę". Michnik go nagrał i jeszcze tego samego dnia doprowadził do konfrontacji z premierem Leszkiem Millerem, podczas której Rywin wyparł się inspiracji szefa rządu. 28 grudnia 2002 roku "Gazeta Wyborcza" ujawniła tę sprawę, publikując tekst "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika".
15:14 Afera Rywina.mp3 Kim jest Lew Rywin? - mówi dziennikarz Paweł Nowacki. (PR, 20.09.2018)
Znikający zapis "lub czasopisma"
Tekst mówił o tym, że 22 lipca 2002 roku Lew Rywin, znany producent filmowy, spotkał się z redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej" i zaproponował, że za łapówkę 17,5 mln dolarów, załatwi Agorze (spółce wydającej m.in. "Gazetę Wyborczą") korzystny zapis w przygotowywanej przez ówczesny rząd SLD nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. W nowej ustawie miał być przepis antykoncentracyjny, zabraniający firmie posiadającej dziennik ogólnopolski posiadania stacji telewizyjnej.
W kwietniu 2002 roku projekt ten trafił pod obrady Sejmu. Spotkał się z krytyką przedstawicieli mediów prywatnych, m.in. Agory, która kupiła radio i nie ukrywała, że chciałaby kupić udziały w telewizji Polsat.
W czerwcu 2002 roku premier Leszek Miller spotkał się z przedstawicielami mediów prywatnych, po którym podjął decyzję o wycofaniu zapisu antykoncentracyjnego. Jednak w czasie obrad rządu, na których stanął też projekt ustawy, znalazł się zapis "lub czasopisma".
I właśnie w tej sprawie u Adama Michnika pojawił się Lew Rywin, zapewniając go, że ma wpływ na osoby z "grupy trzymającej władzę", które mogą wpłynąć na zapis w ustawie korzystny dla Agory.
Jedną z osób zeznających przed komisją sejmową była Aleksandra Jakubowska, wiceminister kultury w rządzie Leszka Millera oraz trzej inni pracownicy resortu zajmujący się pracą nad nowelizacją ustawy. Wszystkim tym osobom prokurator postawił oskarżenie "o bezprawne wprowadzenie zmian w 2002 r. w rządowym projekcie tej ustawy". Zarzucił im także, że "wspólnie i w porozumieniu" bezprawnie przerobili projekt ustawy medialnej, usuwając z niego słowa "lub czasopisma". Ich brak w ustawie oznaczał, że wydawcy czasopism mogliby kupić ogólnopolską telewizję, a wydawcy dzienników - już nie.
19:29 Kulisy spraw, afery taśmowe.mp3 – Wydaje się, że w sprawie zmian w mediach Lew Rywin był dogadany z biznesowym zapleczem "Agory". Adam Michnik mógł nagrać Rywina, bo bał się prowokacji – mówił dziennikarz Paweł Siennicki w audycji "Polskie afery taśmowe". (PR, 5.01.2017)
Jeden ze świadków zeznał także, że słowa "lub czasopisma" były w tekście ustawy po posiedzeniu Rady Ministrów, nie było ich natomiast po opracowaniu ostatecznej wersji projektu ustawy przez Ministerstwo Kultury.
Zeznawali przed komisją
10 stycznia 2003 roku tzw. afera Rywina stała się przedmiotem prac pierwszej w historii polskiego Sejmu, komisji śledczej, powołanej z inicjatywy PO i PiS. Przewodniczącym został Tomasz Nałęcz z Unii Pracy. Jej zadaniem było wyjaśnienie kulis sprawy i ustalenie, kto stał za Rywinem.
Naczelny "GW" był jednym ze świadków, który zeznawał przed sejmową komisją.
Prof. Antoni Dudek w swojej książce "Historia polityczna Polski 1989-2015" pisze:
"Prace komisji sejmowej ujawniły całą pajęczynę nieformalnych powiązań, istniejących na styku świata polityki i biznesu. Za sprawą analizowanych przez posłów billingów rozmów telefonicznych, wysyłanych wiadomości tekstowych oraz zawartości komputerowych dysków, udało się odtworzyć nie tylko nieprawidłowości w procesie przygotowywania projektu ustawy o radiofonii i telewizji, ale i specyficzną atmosferę panującą w postkomunistycznej elicie władzy".
W trakcie przesłuchań przed komisją opinia publiczna dowiedziała się m.in. o bliskich stosunkach towarzyskich Adama Michnika z Jerzym Urbanem, był rzecznikiem rządu z czasu PRL i naczelnym tygodnika "Nie", ówczesnym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, premierem Leszkiem Millerem. W sumie przed komisją zeznawało 50 osób. Wezwania do stawienia się przed komisją stały się elementem gry politycznej obliczonej na relatywizowanie rzeczywistości i sugerowanie opinii publicznej powiązań z aferą osób nie mających z nią nic wspólnego.
Sam Lew Rywin nie zgodził się na przesłuchanie przez członków komisji, wygłosił przed nimi tylko oświadczenie. Przeczytał m.in.: "Adam Michnik, ten sam, który poprzednio proponował mi posadę szefa Polsatu, w czasie licznych biesiad towarzyskich głosił, iż zmusi mnie do emigracji. Nie wierzyłem, iż "Gazeta Wyborcza" posunie się do takiej podłości, aby opublikować zmanipulowaną wersję prywatnej rozmowy, podstępnie nagranej. (...) Padłem ofiarą wyrafinowanej intrygi Wandy Rapaczyński [była prezes zarządu Agora SA - przyp. red.] i Agory (...). Konkludując, oświadczam, że nie poczuwam się do winy i w całości odrzucam zarzuty stawiane mi w tej sprawie. Oświadczam również, że to nie ja poszedłem do Agory z jakąkolwiek propozycją lobbingową. To Wanda Rapaczyński nalegała, abym włączył się w jej grę prowadzoną wokół ustawy radiowo-telewizyjnej".
Po zakończeniu prac komisji sprawą zajęła się prokuratura. Rywin, Jakubowska i trzej pracownicy resortu kultury stanęli przed sądem, który skazał Rywina na dwa lata więzienia i 100 tys. zł grzywny "za pomoc w płatnej protekcji".
Dziesięciu posłom z sejmowej komisji nie udało się ustalić m.in. dlaczego "GW" tak długo zwlekała ze swoją publikacją i na czym polegało śledztwo dziennikarskie, na które powoływał się Adam Michnik.
Zobacz dokument z archiwum Sejmu z prac Komisji Śledczej do zbadania ujawnionych w mediach zarzutów dotyczących przypadków korupcji podczas prac nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji.
im/PAP