Historia

Zbrodnia w Parośli - początek rzezi wołyńskiej

Ostatnia aktualizacja: 09.02.2019 05:40
Brutalny mord dokonany przez Ukraińską Powstańczą Armię na mieszkańcach wsi Parośla był zwiastunem nadejścia krwawych czasów dla Polaków z Kresów Południowo-Wschodnich. W archiwum Polskiego Radia zachowała się bezcenna relacja świadka ocalałego ze zbrodni dokonanej w Parośli w nocy z 8 na 9 lutego 1943 roku.
Wydział Powiatowy w Sarnach w okresie międzywojennym. W Parośli położonej w powiecie sarneńskim w 1943 roku miał miejsce pierwszy masowy mord UPA na ludności polskiej.
Wydział Powiatowy w Sarnach w okresie międzywojennym. W Parośli położonej w powiecie sarneńskim w 1943 roku miał miejsce pierwszy masowy mord UPA na ludności polskiej.Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Posłuchaj wstrząsającej relacji Witolda Kołodyńskiego, zachowanej w Archiwum Polskiego Radia.


Posłuchaj
14:01 "Po Traumie" - Wyznania Witolda Kołodyńskiego - ostatniego ocalałego z rzezi Kolonii Parośla, powiat Sarny. (Płyta "Wołyń 1943" CD2, PR, 2011). "Po Traumie" - wyznania Witolda Kołodyńskiego - ostatniego ocalałego z rzezi Kolonii Parośla, powiat Sarny. (PR, 2011)

 

Pierwsze zbrodnie UPA

Na przełomie roku 1942/1943 roku doszło do pierwszych zabójstw Polaków z rąk UPA. Początkowo były to pojedyncze osoby, najczęściej będące w podróży. Polacy odbierali te zabójstwa jako przestępstwa dokonane na tle rabunkowym, dlatego nie panowało wśród nich poczucie strachu. Pomimo napięć w stosunkach z Ukraińcami, do jakich doszło podczas okupacji sowieckiej i niemieckiej, Polacy oceniali kontakty z sąsiadami jako dobre i nie spodziewali się z ich strony przemocy.

Postrzeganie sytuacji zmienił zbiorowy mord popełniony na mieszkańcach wsi Parośla I położonej w powiecie sarneńskim na wschodzie Wołynia. Parośla było wioską założoną jeszcze w XIX wieku. Tuż przed wybuchem II wojny światowej zamieszkiwało ją około 130 Polaków w 27 zagrodach, zajmujących się na co dzień rolnictwem i pracami leśnymi.

- Przed wojną mieliśmy dobre stosunki z Ukraińcami. Chodziliśmy z nimi na zabawy. Nie działo się nic podejrzanego – mówił w wywiadzie dla Polskiego Radia Witold Kołodyński, jeden z nielicznych ocalałych z mordu w Parośli.

Napad na posterunek policji

Istnieją rozbieżności dotyczące tożsamości sprawców pierwszej zbiorowej masakry na Polakach na Wołyniu. Według badacza Grzegorza Motyki mordu dokonała sotnia (formalnie Oddział Wojskowy OUN) pod dowództwem Hryhorija Perehiniaka pseudonim "Dowbeszka – Korobka", który na północno – wschodnim Wołyniu sformował pierwszy oddział (sotnia) UPA. Władysław i Ewa Siemaszkowie podają, że sprawcami zbiorowego zabójstwa byli Ukraińcy zamieszkujący wioski okalające Parośle pod wodzą syna bądź synów duchownego (według różnych wersji syn duchownego prawosławnego z Włodzimierca lub ze wsi Kanonicze).

Badacze zgadzają się jednak co do tego, że napad na wieś poprzedził atak UPA na posterunek policji pomocniczej we Włodzimiercu Wołyńskim, przeprowadzony w nocy z 8 na 9 lutego 1943 roku. Powodem ataku miało być uwięzienie w tym mieście jednego z działaczy OUN. Banderowcy uzbrojeni zarówno w broń palną, jak i w noże, siekiery i piki, rozbroili posterunek, którego załogę stanowili Kozacy i nadzorujący ich Niemcy.

Napastnicy zabili niemieckiego komendanta i uprowadzili ze sobą Kozaków. Ponadto zrabowali z magazynu broń, amunicje i koce. Po tej akcji postanowili udać się do Parośli. Wybór wsi był podyktowany jej dogodnym położeniem pomiędzy traktem Włodzimierzec – Antonówka, drogą Wydymer – Grabina i linią kolejową Kowel – Sarny. Taka lokalizacja pozwalała UPA na szybkie przemieszczenie się po akcji.

Rzeź wołyńska - zobacz serwis historyczny

Przybycie UPA do Parośli

Rankiem 9 lutego 1943 roku banderowcy zamordowali kilku Polaków pracujących przy wyrębie drzewa w lesie otaczającym Paroślę. Po dokonanej zbrodni do każdego z domów we wsi wtargnęło po kilku uzbrojonych banderowców podających się za partyzantów sowieckich.

- Nad ranem obudziło nas pukanie do okna. Wyjrzał przez nie ojciec i powiedział, że to jakieś wojsko. Postanowił wpuścić żołnierzy do domu – relacjonował Witold Kołodyński.

Przybyszy zdradził język, jakim się posługiwali – nie mówili po rosyjsku, lecz ukraińsku, który był dobrze znany przez Polaków z Wołynia. Od partyzantów radzieckich odróżniali się także umundurowaniem i uzbrojeniem – zamiast karabinów posiadali siekiery i topory. Po wejściu do domu, banderowcy kazali zgromadzić się wszystkim mieszkańcom w jednym pomieszczeniu.

- Do domu weszło około szesnastu osób. Kilka z nich miało na sobie rosyjskie furażerki, pozostali byli ubrani w ukraińskie sukmany. Poszli do dużego pokoju i kazali przynieść sobie słomę do spania. W kuchni został tylko ich dowódca – dodał Witold Kołodyński.

Przygotowania do mordu

Dowódca kazał przygotować dla swojego oddziału jedzenie i słomę do spania. Wydanie rozkazu tłumaczył tym, że jego żołnierze są wyczerpani warunkami walki partyzanckiej. Ich walka miała być skierowana przeciwko Niemcom, co miało spowodować, że ludność polska miała im pomagać.

- Twierdzili, że chcą przegonić Niemców, ale tej nocy muszą przenocować w naszej wsi, a my im musimy pomagać. Kolejnego dnia mieli odjechać – wspominał Witold Kołodyński.

Do domu zamieszkanego przez Witolda Kołodyńskiego przyprowadzono pojmanych we Włodzimiercu Kozaków.

- Przed południem do dużego pokoju wprowadzili Kozaków ubranych tylko w bieliznę. Później dowódca opuścił dom, twierdząc, że idzie na naradę z resztą oddziału we wsi – mówił Witold Kołodyński. – Po obiedzie dowódca poprosił mamę o siekierę. Następnie zabił nią Kozaków zostawionych w dużym pokoju.

Mieszkańcy zajętej przez UPA wsi nie mogli opuszczać domów, nawet w celu dokonania niezbędnych prac gospodarskich, bez zgody któregoś z pilnujących ich partyzantów.

- Ukraińcy przeszukali zabudowania gospodarskie. Znaleźli broń, za co dotkliwie pobili ojca – dodał Witold Kołodyński.

Po obiedzie, banderowcy rozkazali wszystkim mieszkańcom wsi położyć się twarzą do podłogi we własnych domach. Następnie wszystkich związali sznurem. Takie postępowanie tłumaczyli koniecznością uniknięcia oskarżeń ze strony Niemców o udzielaniu pomocy partyzantom. Uzasadnienie stwarzało pozory realnego, ponieważ w okolicznych lasach zakładający miny partyzanci radzieccy, przywiązywali do drzew osoby wyznaczone przez Niemców do pilnowania torów kolejowych. Wobec tak obezwładnionych osób Niemcy nie wyciągali konsekwencji za dywersje radzieckie. Jednak w tym momencie skrępowanie ciał było tylko jednym z etapów mającej wkrótce nastąpić zbrodni.

- Położyliśmy się koło siebie: babcia, rodzice, ja i młodsza siostra Teresa. W kołysce została najmłodsza siostra. Od tego momentu nic nie pamiętam. Straciłem przytomność. Jak ją odzyskałem, to słyszałem, jak Ukraińcy wynoszą wyposażenie mieszkania i wyprowadzają inwentarz z zagród. Byłem cały zalany krwią – relacjonował Witold Kołodyński.

Co działo się dalej z 13-letnim Witoldem i jego siostrą Teresą? Posłuchaj wstrząsającej relacji.

Pacyfikacja wsi

Oprawcy zadawali śmiertelne ciosy siekierami i toporami, uderzając nimi w głowy ofiar i w inne części ciała. Mordowano wszystkich bez względu na wiek i płeć. Najstarszą ofiarą była 92-letnia Paulina Kołodyńska, a najmłodszą kilkumiesięczne niemowlę bez ustalonej tożsamości, które przybito do stołu bagnetem. Według Ewy i Władysława Siemaszków w Parośli zginęło 155 Polaków, w tym kilka osób, które w feralnym momencie przejeżdżały przez wieś. Napad przeżyło zaledwie 12 osób, głównie dzieci, które zostały ciężko ranne, osoby przebywające w tym czasie poza wsią oraz sześcioosobowa rodzina żydowska ukrywająca się w piwnicy u jednego z gospodarzy.

- Kolejnego dnia rano odważyliśmy się wyjść z siostrą z domu. Chcieliśmy pójść do stryja. Wtedy przekonaliśmy się o tym, że cała wieś została wymordowana – relacjonował Witold Kołodyński.

Makabrycznego odkrycia dokonał jeden z mieszkańców pobliskiej wsi – Wydymeru, który przyjechał 10 lutego na umówione wcześniej spotkanie z kolegą. O rzezi poinformowała również ranna w czasie masakry kobieta, która dotarła do Wydymeru. Natychmiast do Parośli zaczęli przybywać Polacy z całej gminy. Poinformowano również Niemców, którzy udokumentowali zbrodnię. Rannych zabrano do szpitala we Włodzimiercu.

- Przyjechały po nas ciotki. Chciały zabrać nas do lekarza. Początkowo opieraliśmy się, twierdząc, że nie opuścimy domu, ale nas przekonały. Miałem wtedy 13 lat, a siostra 11 – dodał Witold Kołodyński.

Reakcje Polaków

Po mordzie w Parośli, wśród ludności polskiej zaczął dominować strach i panika. Zagrożenie ze strony Ukraińców sprawiło, że część polskich mieszkańców wsi zaczęła uciekać do miast. Mieszkańcy pobliskiej Antonówki nawet wyprosili u Niemców obronę wsi przed Ukraińcami. Inni postanowili tworzyć samoobrony, czyli placówki złożone z przedstawicieli cywilnej ludności narodowości polskiej rozlokowanej w różnych wsiach. Ich zadaniem była obrona we własnym zakresie mieszkańców danej miejscowości, zdobywanie broni oraz patrolowanie najbliższej okolicy i informowanie o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Masowe zabójstwo w Parośli zapoczątkowało krwawy rajd UPA po wsiach położonych w powiatach sarneńskim i kostopolskim

Powstanie Wojskowych Oddziałów OUN

W październiku 1942 roku została zwołana I Konferencja Wojskowa OUN. Podczas obrad została podjęta m.in. kwestia polska. Działacze OUN stwierdzili, że należy… obiecać Polakom zatrzymanie w swych granicach Wołynia i Galicji uświadamiając ich, że największym wrogiem dla nich są Niemcy. W wyniku tego zabiegu, Polacy mieli zająć się wyłącznie walką z Niemcami, odpuszczając sobie sprawy ukraińskie. Ukraińcy wykorzystując sytuację, mieli zająć interesujące ich tereny. Jeszcze na tej samej konferencji uchwalono, że należy wysiedlić z ziem uznanych za etnicznie ukraińskie wszystkich Polaków pozwalając im zabrać swój dobytek. W razie odmowy wyjazdu, należało przystąpić do likwidacji opornych rodzin. Za zagorzałych wrogów uznano "członków organizacji antyukraińskich", czyli polskich organizacji podziemnych, w tym Armię Krajową. Likwidacją miała zajmować się żandarmeria, w szczególnych wypadkach Służba Bezpeky. Na tej konferencji postanowiono również powołać do życia Wojskowe Oddziały OUN, której żołnierze mieli zostać objęci zakazem zabijania ludności cywilnej.

Choć powołana do życia formacja nosiła nazwę Wojskowych Oddziałów OUN, to w literaturze przedmiotu ten moment uznaje się za początek powstania Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) i taka nazwa od tej pory funkcjonuje w wielku opracowaniach. Warto w tym miejscu pamiętać, że sam proces tworzenia UPA był długi i skomplikowany.

Formalne powstanie UPA

W dniach 17-23 lutego 1943 roku zwołano III Konferencję OUN. Odbyła się ona już po odniesionej przez Niemcy klęsce pod Stalingradem. Z tego powodu banderowcom wydawało się, że już wkrótce Niemcy przegrają wojnę. Jeden z działaczy – Mychajło Stepeniak – zaproponował, że w przypadku wygrania wojny przez ZSRR, należy zorganizować zwartą formację zbrojną, która odpowiadałaby za działania mające ocalić Ukrainę przed okupacją radziecką.

Propozycja spotkała się z akceptacją innych działaczy, zachęconych dodatkowo "sukcesami" UPA w powiecie sarneńskim. Postanowiono rozpocząć przygotowania do "ukraińskiej rewolucji narodowej, która w chwili kryzysu współczesnej wojny doprowadzi do usunięcia okupantów z Ukrainy". Przez termin "okupant" rozumiano m.in. Polaków, za których to OUN uważał od samego powstania w 1929 roku.

Zapowiedź rzezi

Postanowiono powołać nową organizację militarną o nazwie Ukraińska Armia Wyzwoleńcza. Ostatecznie jednak przyjęto nazwę Ukraińskiej Armii Powstańczej – UPA, którą to nazwę przejęto od oddziałów Tarasa Bulby – Borowcia (według badacza Ryszarda Torzeckiego UPA Borowcia istniała na Wołyniu już od końca 1941 roku. Oddziały Borowcia zostały siłą wcielone do UPA wiosną 1943 roku).

Pierwszym dowódcą UPA został Wasyl Iwachiw. Po śmierci Iwachiwa w starciu z Niemcami w maju 1943 roku, dowództwo przejął Dmytro Klajczkiwśky "Kłym Sawur", mianowany wcześniej dowódcą okręgu UPA-Północ.

Na wiosnę 1943 roku wydano rozkaz przejścia do struktur UPA funkcjonariuszom Ukraińskiej Policji Pomocniczej. Potraktowano to jako sygnał do rozpoczęcia ukraińskiego powstania. Była to liczba około 12 tysięcy ludzi, która miała stanowić trzon UPA na Wołyniu. Znaczną część UPA stanowili ludzie związani z OUN-B. Członkowie UPA, którzy wcześniej służyli w Ukraińskiej Policji Pomocniczej, brali udział w likwidacjach żydowskich gett na terenie Wołynia, przez co zyskali umiejętność pozbawiania życia dużej grupy osób w stosunkowo krótkim czasie.

Decyzję podjęte na III Konferencji OUN zwiastowały nadejście krwawych czasów dla ludności polskiej Wołynia i Galicji Wschodniej.

Sandra Błażejewska

Źródła: Grzegorz Motyka, Ukraińska partyzantka 1942-1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraiński Powstańczej Armii, wyd. 2006; Ewa i Władysław Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, t.1 i 2, wyd. 2000; Ryszard Torzecki, Polacy i Ukraińcy. Sprawa ukraińska w czasie II wojny światowej na terenie II Rzeczypospolitej, wyd. 1993.

 

Czytaj także

Huta Stara - wołyńska reduta

Ostatnia aktualizacja: 16.11.2021 05:45
16 listopada 1943 roku, Polacy zgromadzeni w samoobronie Huta Stara, skutecznie odparli nacierających na wieś banderowców. Dzięki temu życie ocaliło kilkuset polskich mieszkańców.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Trzeba terroru – uczyńmy go piekielnym!" Powstanie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów

Ostatnia aktualizacja: 27.01.2023 05:38
Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która bezwględnym terrorem miała walczyć o niepodległe państwo ukraińskie, powołano do życia 27 stycznia 1929 roku w Wiedniu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zbrodnia w Kolonii Lipniki - okrutna śmierć z rąk UPA

Ostatnia aktualizacja: 26.03.2021 05:55
W nocy z 26 na 27 marca 1943 roku jeden z dowódców Ukraińskiej Powstańczej Armii - Iwan Łytwyńczuk ps. Dubowy zarządził mobilizację w okolicznych ukraińskich wsiach. Po zebraniu uzbrojonych w siekiery, piki i widły chłopów, ruszył na pogrążoną we śnie Kolonię Lipniki. W wyniku napadu zginęło 185 osób.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Prof. Grzegorz Motyka: możemy mówić o sporze historyczno-politycznym w sprawie rzezi wołyńskiej

Ostatnia aktualizacja: 10.07.2019 18:00
Z rąk ukraińskich nacjonalistów tylko na Wołyniu zginęło, według różnych szacunków, 50-60 tysięcy ludzi (dzieci, kobiet, mężczyzn). Ale skala mordu była o wiele większa, bo na terenie Galicji Wschodnie, w obwodach lwowskim, tarnopolskim, stanisławowskim, a także na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu mogło zginąć jeszcze ok. 40 tysięcy Polaków.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Sprawiedliwi". Literacka opowieść o tych, którzy nie godzili się na Rzeź Wołyńską

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2019 14:56
– Ukraińcy, którzy zdecydowali się pomóc Polakom, przeciwstawiali się swoim rodakom, bardzo często krewnym, płacąc za to męczeństwem. Wystarczyło, że ktoś zapłakał nad losem swoich polskich sąsiadów, by naraził się na wyrok śmierci – powiedziała Maryla Ścibor-Marchocka, autorka książki "Sprawiedliwi".
rozwiń zwiń