Sprawy Pyjasa ciąg dalszy
Papier przyjmie wszystko. Nawet twierdzenia, że w latach 70. ubiegłego wieku Służba Bezpieczeństwa nie monitorowała działań prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa. I że to właśnie esbecja otworzyła im [młodym studentom działającym jeszcze przed śmiercią ich kolegi w nieformalnych strukturach opozycyjnych] oczy na szerzej rozumianą wolność. Funkcjonariusze [SB w ten sposób] niechcący wypracowali sobie świadomego przeciwnika.
Stylowa kreda. Na okładce portret młodego mężczyzny autorstwa Beaty Stankiewicz. W lewym górnym rogu tytuł: "Wokół sprawy Pyjasa". Na wydany przed rokiem przez krakowski Bunkier Sztuki tom złożyło się w sumie kilkanaście tekstów. Wśród nich cenne wspomnienia-świadectwa Joanny Szczęsnej czy dominikanina ojca Andrzeja Kłoczowskiego. Jest też tekst ułożony przez Marię Annę Potocką na podstawie rozmowy z Lesławem Maleszką.
Książkę wydano w 44. rocznicę śmierci krakowskiego studenta, lecz pretekstem do jej powstania była wcześniejsza o rok wystawa Doroty Nieznalskiej. Można ją było oglądać w krakowskim Pałacu Sztuki od 21 sierpnia do 18 października 2020 roku. Towarzyszył jej katalog. Nieznalska w krótkim wprowadzeniu do niego pisała m.in., iż 7 maja 1977 r. w Krakowie za sprawą Służby Bezpieczeństwa w niewyjaśnionych okolicznościach zginął Stanisław Pyjas, 24-letni student V roku filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, poeta, działacz opozycji antykomunistycznej. Jego śmierć wstrząsnęła środowiskiem, kręgiem przyjaciół i rodziną, zapoczątkowała działalność ruchu opozycyjnego w Krakowie.
Plakat z informacją o Mszy św. za Stanisława Pyjasa. Fot. IPN
Tekst programowy
Redaktor tomu, Maria Anna Potocka, w eseju "Trzy postacie, trzy dramaty" wyznaje, że jest zaskoczona zachowanymi w IPN dokumentami, które w sposób obszerny, niemal aptekarski, opisują okoliczności śmierci krakowskiego studenta i prowadzone w tej sprawie kolejne śledztwa.
- Czasy komunistyczne – stwierdza Potocka – kojarzą się z dyktaturą – którą w dużym stopniu były – na dodatek dyktaturą działającą arogancko i niezbyt przejmującą się wiarygodnością wyjaśnień, które narzucały. Dlaczego więc w tym przypadku zamiast uciąć sprawę na pozytywnej dla SB sekcji [zwłok Pyjasa], prokuratura tak dogłębnie ją drążyła?
Takie pytanie może paść tylko z ust osoby nieświadomej tego, co pisze lub – co gorsza - być może przekonanej, że prokuratura i Służba Bezpieczeństwa w okresie PRL działały w ramach prawa i były niezależne od komunistycznej władzy. Czytając tekst Marii Anny Potockiej można bowiem odnieść nieprzeparte wrażenie, że tzw. działania pozaprawne nigdy nie mieściły się w planach lub też w realizowanych przedsięwzięciach operacyjnych bezpieki. PRL-owska prokuratura zaś nigdy nie naginała prawa i nikogo nie krzywdziła.
Ślady wskazujące na przemieszczanie zwłok po śmierci studenta. Fot. IPN
Wspomnę może w tym miejscu tylko dwie późniejsze zaledwie o kilka lat od śmierci Pyjasa sprawy: śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka (maj 1983) oraz uprowadzenie i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki (październik 1984). Zachowane w archiwach IPN akta tamtych śledztw także zawierają sporo ekspertyz, przesłuchań i efektów pracy prokuratorów czy funkcjonariuszy milicji i Służby Bezpieczeństwa. I co z tego? Skoro obydwa wspomniane śledztwa - prowadzone formalnie wedle obowiązującego wówczas kodeksu postępowania karnego - były zmanipulowane a procesy w dużej mierze reżyserowane.
Nad śledztwem zaś w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa "dyskretną" opiekę zapewniło sobie Biuro Śledcze MSW. To samo zresztą, które nadzorowało zarówno sprawę śmierci Grzegorza Przemyka jak i ks. Popiełuszki.
Na czym to polegało?
W największym skrócie: na zapewnieniu sobie faktycznej odpowiedzialności za [prowadzoną] sprawę przez SB. Nie będzie więc żadnej przesady w twierdzeniu, że Służba Bezpieczeństwa nie pytała prokuratury o szczegóły śledztwa dotyczącego śmierci Stanisława Pyjasa czy wykonywane na jego potrzeby ekspertyzy. Bezpieka po prostu na bieżąco o nich wiedziała.
Zastrzegający sobie anonimowość funkcjonariusz
Kilka razy w eseju Marii Anny Potockiej cytowany jest były funkcjonariusz, prawdopodobnie krakowskiej Służby Bezpieczeństwa. Nie poznajemy jego imienia, inicjału nazwiska, stopnia, ani też wydziału, w którym pracował dla dobra socjalistycznego porządku i prawa. Mówi on jednak rzeczy na tyle istotne, że warto o nich pokrótce wspomnieć.
I tak: wyznaje on na przykład, iż po znalezieniu ciała [Pyjasa] esbecja wpadła w panikę. Dodaje też, że w jednej z wersji przebiegu tragicznego zdarzenia zakładano, iż w mieszkaniu Barbary P. (znajomej Pyjasa, która mieszkała w kamienicy przy ulicy Szewskiej 7, gdzie znaleziono zwłoki studenta) w nocy z 6 na 7 maja 1977 r. mógł przebywać jej ojciec – major Milicji Obywatelskiej. Ostatecznie nie przesłuchano go a wątek ów starannie wyciszono.
Po co Potocka o tym wspomina? Ano z jednego powodu: choć wątek majora nie pojawił się w śledztwie, to przecież może tak było. A śmierć Pyjasa w ten właśnie sposób można strywializować, odbrązowić czy – bo to słowo padało w dyskusji wokół książki pod redakcją Marii Anny Potockiej najczęściej – odmitologizować.
Skoro jednak autorka weszła w posiadanie nowych informacji dotyczących okoliczności śmierci studenta, to czy nie powinna zgłosić tego faktu prokuratorowi z IPN? Przecież śledztwo – formalnie umorzone w czerwcu 2019 roku – może zostać podjęte na nowo gdy pojawią się w nim nowe wątki, do tej pory nie zweryfikowane a to na nie przecież wskazują pośrednio informacje anonimowego byłego funkcjonariusza bezpieki.
Fakty bezsporne
Dlaczego jednak to Służbę Bezpieczeństwa przede wszystkim opinia publiczna a także prokuratura (poza pierwszym śledztwem, kiedy dosyć szybko wycofano się z tej wersji wydarzeń), brały pod uwagę jako potencjalnie winną tej śmierci?
Z wielu powodów.
Po pierwsze: Pyjas – według prokuratora IPN - od 1976 r. był w rzeczywistym, stałym i intensywnym zainteresowaniu operacyjnym Służby Bezpieczeństwa. Inwigilowano go, prowadzono rozmowy i przesłuchania, które miały go zastraszyć, a w jego otoczeniu działała sieć tajnych współpracowników esbecji. Według prokuratora IPN, prowadzącego ostatnie śledztwo, SB uważała Pyjasa za jednego z czołowych działaczy grupy studenckiej, uznawanej za realne zagrożenie dla systemu politycznego PRL.
Z tego też pewnie powodu do znajomych Pyjasa i do niego samego w kwietniu 1977 r. wysłano starannie spreparowane i wulgarne anonimy, które miały obniżyć autorytet i wiarygodność studenta w oczach jego przyjaciół a w konsekwencji być może doprowadzić do rozbicia nieformalnej jeszcze opozycyjnej grupy młodych ludzi.
Po drugie: dużym zaskoczeniem dla esbecji było złożenie w sprawie otrzymanych anonimów do ówczesnej krakowskiej Prokuratury Wojewódzkiej zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Stało się to tuż przed tragiczną śmiercią Pyjasa, 5 maja 1977 roku. Sam zaś pokrzywdzony przez nieznanych sprawców (którymi po latach okazali się krakowscy esbecy) w przeddzień swojej śmierci, 6 maja 1977 r., prowadził aktywne działania i zbierał podpisy pod listem do KOR [Komitetu Obrony Robotników] w sprawie przeszukania mieszkania Bronisława Wildsteina.
Tyle prokurator IPN.
Lesław Maleszka, tajny współpracownik bezpieki
Maria Anna Potocka analizuje i wymienia możliwe wersje wydarzeń w nocy z 6 na 7 maja 1977 r. Zakłada jednak, że najmniejszego związku ze śmiercią Pyjasa nie miała nie tylko Służba Bezpieczeństwa, ale też Tajny Współpracownik bezpieki o pseudonimach: Ketman, Return i Zbyszek. Chodzi o jednego z najbliższych przyjaciół Pyjasa – Lesława Maleszkę, złamanego – jak sam to przyznał Potockiej - podczas rozmowy z funkcjonariuszem bezpieki, który postraszył go możliwością usunięcia ze studiów.
Potocka przytomnie zauważa, że zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawił oficer prowadzący Maleszki – Marek Sz. Według jego wersji, motywem podjęcia współpracy z bezpieką przez studenta polonistyki były przede wszystkim pieniądze. Dlatego też na swoich przyjaciół i znajomych Maleszka składał donosy regularnie przez kilkanaście kolejnych lat. Potocka dodaje jednak: Lesław niewątpliwie brał pieniądze i nie ma sensu dociekać, czy były one warunkiem współpracy, czy też brał je, bo dawali.
Podpowiem redaktor Potockiej: pieniądze były warunkiem donoszenia i brał je Maleszka ochoczo i wielokrotnie. Dodam jeszcze, że często były to kwoty przewyższające standardowe wynagrodzenie innych współpracowników krakowskiej bezpieki.
Ponadto - jak TW "Ketman" sam wyznał prokuratorowi IPN - odradzał on swojemu oficerowi prowadzącemu Markowi Sz. - posługiwanie się formą anonimu, w grze operacyjnej skierowanej przeciwko członkom ruchu studenckiego. Dlaczego? Uważał je za archaiczne, "drobnomieszczańskie" i sprzeczne z kodem kulturowym środowiska. Bezpieka nie skorzystała z tych rad, zaś jeden z anonimów wysłano nawet do samego Maleszki. Prawdopodobnie chodziło o jego uwiarygodnienie i zarazem odsunięcie od niego jakichkolwiek podejrzeń o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa.
Ważny jest przy tym jeszcze inny szczegół: to właśnie Maleszka był obecny podczas rozmowy telefonicznej Bogusława Sonika z Jackiem Kuroniem, podczas której przekazana została informacja o śmierci Pyjasa. Wkrótce potem Maleszka nawiązał bliższy kontakt z Kuroniem oraz środowiskiem Komitetu Obrony Robotników (KOR) i stał się na tyle ważnym agentem dla krakowskiej bezpieki, że jego prowadzenie przejął od niższego stopniem Marka Sz. – sam szef Wydziału III SB KWMO w Krakowie – Jan B.
Wszystko to stało się już po śmierci Pyjasa. W umorzonym śledztwie IPN pojawia się jeszcze jeden ciekawy (acz zupełnie pominięty w publikacji pod redakcją Marii Anny Potockiej) epizod. Otóż świadek Joanna B. przesłuchiwana w sprawie zeznała, iż rano 7 maja 1977 roku, idąc na zajęcia na krakowską ASP ulicą Szewską zauważyła obok bramy kamienicy nr 7 (gdzie znaleziono zwłoki Pyjasa) Lesława Maleszkę. Kobieta zeznała – jak zaznaczył prokurator IPN – że Lesław Maleszka rozmawiający z nią w dniu 7 maja 1977 roku rano był w bardzo dobrym humorze.
Błędy, niedopowiedzenia, nieścisłości
Oczywiście o tym, że miejsce znalezienia zwłok Stanisława Pyjasa zostało z punktu widzenia oględzin kryminalistycznych dosłownie "zadeptane", było już wiadomo w 1977 roku. Nie dość, że z akt sprawy zniknął ręcznie sporządzony przez jednego z funkcjonariuszy milicji protokół z tychże oględzin (zachowała się jego wersja spisana na maszynie), to na poręczy schodów, którymi miał rzekomo wchodzić na drugie piętro kamienicy Stanisław Pyjas, nie było jego odcisków palców. Żadnych śladów linii papilarnych studenta nie było również na ścianach wzdłuż schodów ani też w okolicy miejsca znalezienia jego ciała.
Co istotne: zwłoki znaleziono na parterze, chlebak na II piętrze, a należące prawdopodobnie do Pyjasa okulary w piwnicy obok wejścia do - mieszczącej się na parterze kamienicy przy ulicy Szewskiej 7 - kawiarni "Kropka". W piwnicy tej nie wykonano w 1977 roku żadnych oględzin. O okularach zaś prokuratura dowiedziała się wiele lat później…
Na fakty te zwrócił uwagę w swoim obszernym uzasadnieniu umorzenia śledztwa prokurator IPN. Jednak próżno szukać śladu choćby pobieżnej lektury tego tekstu, nie mówiąc już o cytatach z tego dokumentu, w eseju Marii Anny Potockiej. Szkoda.
Umorzenie ostatniego śledztwa
Prokurator Łukasz Gramza w obszernym uzasadnieniu sprzed trzech lat pisał bowiem, że wiarygodność przesłuchiwanych w śledztwie świadków – byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa - należy ocenić jako niską. Funkcjonariusze ci co do zasady przyjmowali postawę obronną i negatywistyczną i przyznawali jedynie te okoliczności, którym ze względu na treść ujawnianych dokumentów i innych dowodów nie można było zaprzeczyć. Posługiwali się przy tym argumentem, że nie mogli mieć żadnego związku ze śmiercią Pyjasa, ponieważ od dłuższego czasu posiadali w środowisku pokrzywdzonego świetnie uplasowanego tajnego współpracownika ("Ketman"), a sprawa operacyjna prowadzona z jego udziałem przynosiła znakomite rezultaty – byłoby więc nielogiczne podejmowanie działań o charakterze agresywnym wobec jednego z figurantów rozpracowania i narażanie w ten sposób operacji na niepotrzebne ryzyko.
Ta teza jest powtórzona w eseju Marii Anny Potockiej wielokrotnie.
Jest to jednak – jak zauważył prokurator IPN – argumentacja tylko pozornie racjonalna. Z jakichś bowiem do dziś nieznanych powodów do tej "przynoszącej znakomite rezultaty sprawy" wprowadzono krótko przed śmiercią Pyjasa element czynnej prowokacji, czyli anonimy. Mając na względzie – dowodził dalej prokurator IPN w tekście umorzenia – ujawniony w toku przesłuchań fakt, że w środowisku funkcjonariuszy [krakowskiego] Wydziału III [Służby Bezpieczeństwa] były podziały na tle personalnym i zawodowym łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której grupa funkcjonariuszy podejmuje działania zmierzające do "zdynamizowania" sprawy. Wysłane zostają więc anonimy i dzieje się rzecz sprzeczna z instrukcją pracy operacyjnej SB (zakazywała ona podejmowania działań o charakterze przestępczym). Nietrudno uznać za wiarygodną taką hipotezę przebiegu wypadków, w której wobec nieskuteczności prowokacji z wykorzystaniem pism anonimowych, funkcjonariusze podejmują działania zmierzające do zastosowania przemocy fizycznej wobec Pyjasa.
Z jednej strony zaaranżowanie pobicia studenta mogło zostać odebrane przez krąg jego znajomych jako zemsta kogoś spośród nich za domniemaną współpracę Pyjasa z SB, co było w anonimach wielokrotnie i wulgarnie podkreślone. Z drugiej zaś – cała ta nielegalna akcja – mogła wprowadzić elementy podziałów i wzajemnej podejrzliwości w rozpracowywanym środowisku, co według prokuratora IPN nie wydaje się niemożliwe z punktu widzenia celów i metod pracy organów bezpieczeństwa.
Czytaj także:
Umorzenie śledztwa w sprawie zabójstwa Stanisława Pyjasa. Dotarliśmy do dokumentów
Mec. Hambura: śmierć Pyjasa to sprawa ważna dla naszej historii
Zaszczucie
Atmosferę maja 1977 r. – poza znanymi relacjami przyjaciół Pyjasa z powołanego do życia po jego śmierci Studenckiego Komitetu Solidarność – przynoszą także świadectwa ludzi powiązanych z działalnością ówczesnego KOR-u. Jedną z nich była Joanna Szczęsna (autorka poruszającego świadectwa opublikowanego w książce pod redakcją Marii Anny Potockiej).
W wychodzącym w drugim obiegu "Zapisie" (nr 4 z 1977 r.) Szczęsna opisała sytuację osoby ukrywającej się przed Służbą Bezpieczeństwa w połowie maja 1977 r., a więc niespełna tydzień po śmierci Pyjasa:
- Nie wiem, ile w tym wszystkim, o czym piszę – notowała Joanna Szczęsna – było przesady, a ile realnej oceny sytuacji i własnego zagrożenia. Nie wiedziałam tego wtedy i nie wiem teraz. Ale wiem jedno – nie lubię siebie takiej spanikowanej i pełnej wewnętrznego dygotu, z tym strachem, który mnie paraliżuje i uniemożliwia wyjazd, a jednocześnie nie pozwala usiedzieć spokojnie na miejscu. Nosi mnie po mieście i od telefonu, bo chcę wiedzieć co słychać, a że nie słychać dobrze, więc jestem w coraz większym proszku i nie mogę normalnie funkcjonować. Rozglądam się spłoszona po ulicy, czy nie idzie za mną tajniak. Rozglądam się przerażona pod domem znajomych, czy nie ma obstawy. To jestem jakaś inna ja, ja nie od zaakceptowania. Tu nie ma miejsca na żaden wybór, na żadną decyzję – to, że nie uciekam z Warszawy, nie jest zasługą, to, że praktycznie nic nie robię, tylko zajmuję się swoim rozdygotanym wnętrzem, nie jest winą. Coś mnie trzyma w mieście, ale byłoby to pochlebne dla mnie, gdybym nazwała to poczuciem solidarności czy obowiązku. Jakoś tam zostałam ubezwłasnowolniona i tego też nie lubię.
Podobne słowa mogłoby napisać wielu ówczesnych opozycjonistów. Także Pyjas i ludzie z kręgu jego najbliższych znajomych.
Głodówka w kościele św. Marcina w Warszawie. Na podwórzu kościoła św. Marcina Joanna Szczęsna i Stanisław Barańczak. Maj 1977 r. Fot. IPN
Działalność opozycyjna redaktor Potockiej
W eseju Marii Anny Potockiej odnajdujemy sugestię jakoby również i ona była w opozycji wobec ówczesnego PRL-owskiego porządku. Wspomina o tym w początkowych partiach swego tekstu.
- Czytanie tej literatury, tak zwanej bezdebitowej – pisze Potocka – było wówczas postrzegane jako działalność wywrotowa – dzięki czemu oczywiście smakowało podwójnie. System komunistyczny doskonale wyczuwał "rewolucyjną moc idei humanistycznej", więc za czytanie takich książek groziło nawet więzienie.
Z oficjalnego życiorysu redaktor Potockiej nie wynika, by za swoje nielegalne działania poniosła sankcję w postaci aresztu czy spotkania z prokuratorem. Ale już w tekście "Gazety Wyborczej" (który ukazał się w weekend 22-23 maja 2021 r. w magazynie "Wolna Sobota") czytamy, że Maria Anna Potocka znała Pyjasa i jego grupę.
Bogusław Sonik stwierdził w rozmowie telefonicznej z Polskim Radiem, że nie kojarzy Marii Anny Potockiej z lat 1976-1977, nawet pod jej panieńskim nazwiskiem: Socha. Także żadne z nazwisk: ani Socha, ani Potocka, nie pojawia się w dokumentach Studenckiego Komitetu Solidarności, utworzonego po śmierci Pyjasa.
Z kolei redaktor Potocka kilka tygodni po tekście w "Gazecie Wyborczej" udzieliła krótkiego wywiadu krakowskiemu "Dziennikowi Polskiemu" (jak wynika z tekstu, pytania zostały przesłane wcześniej mailem a Maria Anna Potocka odesłała swoje odpowiedzi). Tu temat jej działalności opozycyjnej w latach 70. ubiegłego wieku jest potraktowany zdecydowanie obszerniej:
- Czy "bycie" w pamięci Sonika - odpowiadała pytaniem na pytanie Potocka – to warunek konieczny do analizowania wydarzeń z tamtych czasów? W takim razie coraz mniej ludzi ma na to szanse. Należy przypomnieć, że w Krakowie nie było żadnej opozycji demokratycznej sensu stricto. Powstała dopiero razem z SKS-em [Studenckim Komitetem Solidarności]. To był rok 1977! Natomiast ja od 1972 roku prowadziłam w swoim mieszkaniu pierwszą prywatną instytucję kultury – Galerię Pi. To było prawdziwe forum walki o niezależną kulturę. I miejsce spotkań opozycyjnych literatów i twórców. Opozycja ma różne twarze.
Może i tak, ale w katalogu czytelni IPN nie można odnaleźć żadnych informacji na temat Galerii Pi. Za to w Internecie jest krótka notka, z której wynika, że instytucja ta przestała działać w roku 1980, a więc w momencie narodzin Solidarności.
Nieco więcej na temat Galerii Pi Maria Anna Potocka pisze w korespondencji mailowej:
- Intencją założenia Galerii Pi nie była działalność opozycyjna, tylko stworzenie miejsca, gdzie będzie można uprawiać niezależną, dziwną, awangardową sztukę. Ta Galeria była bodajże pierwszą prywatną instytucją kultury w Polsce. Więc oczywiście zbliżyli się do niej ludzie związani z opozycją. Kilka razy byli Adam Zagajewski, Ryszard Krynicki, Julian Kornhauser. Stałymi bywalcami byli Jan Rostworowski (właśnie wrócił z emigracji) i Marek Rostworowski. Panowała tam atmosfera swobody artystycznej i intelektualnej. Miałam 22 lata i poza odmową paszportu nie doznałam wtedy żadnej opresji ze strony polityki, więc byłam średnio czujna, a przy tym zawsze byłam trochę anarchistyczna. Oczywiście narzucono nam cenzora wystaw i ulotek, ale mało się wtrącał. W 1977 r. miał wielkie kłopoty, bo przepuścił teatr hipisowski i ulotkę z tytułem: Teatr ukryty. Odnoszę wrażenie, że wtedy nie traktowano sztuki tak poważnie jak literatury i lekceważono ją jako narzędzie polityczne. Na pewno kręcili się jacyś funkcjonariusze, ale żaden się o nic nie pytał. Nawet nie czepiali się nielegalnego – bez zgody ambasady czeskiej – wystawiania artystów czeskich.
PRL - dobry czas dla wybranych
Znacznie więcej na temat życia i działalności publicznej Marii Anny Potockiej przynoszą dokumenty zachowane w krakowskim i warszawskim archiwum IPN. Konkretnie: jej obszerne akta paszportowe. Wynika z nich, że Maria Anna Potocka (jak sama pisze w jednym z kwestionariuszy: absolwentka polonistyki UJ w 1973 r.) podróżowała zarówno w latach 70. jak i 80. XX wieku m.in. do Austrii, Francji, Holandii, Szwecji, RFN, Berlina Zachodniego i Wielkiej Brytanii. Dokładnie 5 maja 1979 r. w sprawie pilnego załatwienia jej paszportu służbowego na wyjazd do Londynu interweniował "u Towarzysza Pułkownika" sam Tadeusz Hołuj, wówczas prominentny pisarz, poseł na Sejm PRL a także członek plenum Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Krakowie.
- Obywatelka Maria Anna Potocka – pisał Hołuj – plastyczka krakowska, pracuje obecnie dzień i noc przy wystawie plastyków – komunistów (tzw. I grupa krakowska) zainspirowanej przez Partię, na której nam niezwykle zależy. (…). Osoba ta nie może czekać u Was w ogonkach, gdyż zawaliłaby wystawę, dlatego serdecznie proszę o załatwienie jej paszportu w trybie pilnym, ze względu na dobrą sprawę. Z partyjnym pozdrowieniem – Tadeusz Hołuj.
Paszport przyznano, ale to nie wszystko, bo w tym samym roku (choć w jednym z kwestionariuszy paszportowych podany jest także rok 1978), Potocka otrzymała państwowe wyróżnienie: ministerialną odznakę "Zasłużony Działacz Kultury", przyznawaną od 1962 r.
Z kolei - jak wynika z tzw. wypisów ewidencyjnych IPN - 15 stycznia 1985 r. Wydział III Służby Bezpieczeństwa KWMO w Krakowie (którego funkcjonariusze rozpracowywali środowisko Stanisława Pyjasa, zarówno przed jak i po jego śmierci) przesłał do centrali w Warszawie (Departament III MSW) szyfrogram dotyczący Marii Anny Potockiej. Centrala z kolei przekazała przesłane informacje wyżej – Wydziałowi XI Departamentu I MSW (wywiad). Z wypisów wynika, że Maria Anna Potocka z domu Socha była tzw. zabezpieczeniem do Rozpracowań Obiektowych o kryptonimach: "Kobry" i "Węże".
Czego one dotyczyły?
Rozpracowywania środowisk opozycyjnych zdelegalizowanej Solidarności w Szwecji. Dokładniej: w Malmö oraz Sztokholmie. Chodziło m.in. o takie osoby jak: Wiesław Patek – delegat Rządu RP na Uchodźstwie na teren Szwecji i zarazem prezes Polskiego Komitetu Pomocy oraz ksiądz prałat Czesław Chmielewski – szef Polskiej Misji Katolickiej.
Akta Rozpracowań Obiektowych o kryptonimach "Kobry" i "Węże" zostały protokolarnie zniszczone – co skrupulatnie odnotowano – łącznie z okładkami i obwolutami we wrześniu 1989 r. Jak tłumaczono: zebrane materiały nie pokazywały w sposób obiektywny sytuacji panującej w środowisku Emigracji polskiej na Zachodzie po wprowadzeniu Stanu Wojennego w PRL [pisownia oryginalna – PL].
1. Postanowienie o zniszczeniu akt Sprawy Obiektowej KOBRY. IPN.pdf
2. Postanowienie o zniszczeniu akt Sprawy Obiektowej WĘŻE. IPN.pdf
Co oznaczał termin: zabezpieczenie w nomenklaturze wywiadu PRL? Był wieloznaczny.
- Był on – mówi w rozmowie z Polskim Radiem dr Witold Bagieński z IPN - używany przez funkcjonariuszy PRL-owskiego wywiadu standardowo. Chodziło przede wszystkim o to, by uniknąć równoległych działań wobec jednego człowieka przez dwie jednostki SB naraz, a równocześnie ukryć cel zarejestrowania danej osoby przez wywiad. W zachowanych "Dziennikach ewidencyjnych" Biura "C" MSW zachowało się bardzo dużo tego typu wpisów dokonanych przez funkcjonariuszy Departamentu I MSW. Dotyczyły one zarówno rozpracowywanych i osób będących figurantami w danej sprawie, jak i świadomie z nią współpracujących.
Redaktor Potocka odpowiada
Na przesłane mailowo pytanie dotyczące kontaktów z funkcjonariuszami Wydziału III SB KWMO w Krakowie w latach 80. XX wieku, Maria Anna Potocka odpowiedziała, że ich nie miała.
- Galerię Pi – pisała - zamknęłam w 1980 r., bo musiałam opuścić mieszkanie na Kraszewskiego. Wtedy równolegle prowadziłam Galerię Foto-Video, którą zamknął stan wojenny. Na początku lat 80. wystąpiłam do miasta z pomysłem założenia muzeum sztuki współczesnej. Strasznie się to ślimaczyło i nie było z ich strony woli, więc w 1986 założyłam Galerię Potocka. Na pewno kręcili się tam jacyś polityczni podglądacze – tak przynajmniej mówili znajomi – ale nigdy bezpośrednio mnie nie zaczepili.
Z kolei na pytanie o kontakty z funkcjonariuszami Departamentu I MSW (wywiad) w l. 80. XX wieku, Potocka odpowiedziała:
- Chyba nie. Na pewno nie z racji galerii. Po 1981 r. pracowałam jako rzeczoznawca w Desie. Ponieważ w Muzeum Narodowym była około połowy lat 70. poważna kradzież i niektóre z tych obrazów były sprzedawane potem przez Desę, więc razem z innymi rzeczoznawcami byłam parę razy – na przestrzeni kilku lat – przesłuchiwana przez milicję lub może innych funkcjonariuszy.
Piotr Litka
Podczas pisania tekstu korzystałem z akt paszportowych oraz wypisów ewidencyjnych dotyczących Marii Anny Potockiej z domu Socha z Archiwum IPN, 133-stronicowego postanowienia o umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa prowadzonego przez pion śledczy IPN z 7 czerwca 2019 r. o sygnaturze S 35.2008. Zk, fragmentów książek: Filipa Musiała, "Podręcznik bezpieki", Kraków 2015 oraz "Wokół sprawy Pyjasa", (red.) Maria Anna Potocka, Kraków 2021, tekstów: Joanny Szczęsnej, "W kościele świętego Marcina", "Zapis", nr 4/1977, Wojciecha Czuchnowskiego, Wolimy wierzyć w legendę, magazyn "Gazety Wyborczej" z 22-23 maja 2021 r. oraz wywiadu Anny Piątkowskiej, "Wokół sprawy Pyjasa". Maria Anna Potocka: Spodziewałam się rozmowy, a nie oburzenia, "Dziennik Polski" z 10 czerwca 2021.