Kopalnie "Wujek" i "Manifest Lipcowy" zastrajkowały po wprowadzeniu stanu wojennego. 15 grudnia 1981 roku, podczas tłumienia protestu w Manifeście, zomowcy z plutonu specjalnego postrzelili czterech strajkujących. W wyniku pacyfikacji Wujka 16 grudnia zginęło dziewięciu górników.
Jeszcze w 1981 roku śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Wojskowa w Gliwicach. Dochodzenie było sterowane przez Naczelną Prokuraturę Wojskową, która nakazała umorzenie postępowania. Stało się tak 20 stycznia 1982, po przyjęciu tezy, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
00:17 Adam Skwira kopalnia wujek 16.12.2013.mp3 Adam Skwira, jeden z przywódców strajku w kopalni "Wujek", o wydarzeniach z grudnia 1981 roku (IAR)
Zobacz serwis specjalny:
Proces po upadku komunizmu
Pierwszy proces milicjantów oskarżonych o strzelanie do górników rozpoczął się w marcu 1993 roku przed ówczesnym Sądem Wojewódzkim w Katowicach. Na ławie oskarżonych zasiadły wówczas 23 osoby. Sprawę dowodzącego pacyfikacją Kazimierza W. wyłączono ze względu na stan jego zdrowia. Również zły stan zdrowia był przyczyną przeniesienia do Warszawy sprawy b. szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka.
W listopadzie 1997 roku, po trwającym ponad 4,5 roku procesie sąd uniewinnił część byłych milicjantów, a wobec pozostałych umorzył postępowanie. Sąd uznał w uzasadnieniu, iż nie można precyzyjnie określić okoliczności wydarzeń z 15 i 16 grudnia 1981, a wnikliwa analiza materiału dowodowego nie potwierdziła podstawowych zarzutów stawianych w akcie oskarżenia.
Zdaniem sądu w trakcie procesu nie udało się też udowodnić, że odpowiadający za sprawstwo kierownicze b. wiceszef komendy wojewódzkiej MO w Katowicach Marian O. i dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald C. wydali jakikolwiek istotny rozkaz. Według sądu, polecenia wydawał komendant wojewódzki milicji płk Jerzy Gruba (nieżyjący już wówczas).
W grudniu 1998 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach uchylił wyrok sądu I instancji, bo po zasięgnięciu opinii prawnej Sądu Najwyższego uznał, że w procesie doszło do uchybień proceduralnych - zmieniono sędziego podczas procesu i wyznaczono zbyt dużą liczbę ławników. Proces musiał się rozpocząć ponownie.
Brak winnego
Po problemach ze skompletowaniem ławy obrończej akt oskarżenia udało się odczytać w październiku 1999 roku. Podobnie jak w pierwszym procesie żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Przesłuchani w charakterze świadków generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak mówili, że nikt nie dawał rozkazu otwarcia ognia do górników; ich zdaniem w kopalniach strzelano "spontanicznie", w obronie życia i zdrowia funkcjonariuszy. Według Kiszczaka, broni używał nie tylko pluton specjalny, ale również inne formacje, a ranni i zabici górnicy zostali postrzeleni z innej broni niż ta, którą miał pluton. B. szef MSW mówił, że nie wie, kto strzelał do górników.
Inni przesłuchani w procesie świadkowie zwykle podtrzymywali swoje poprzednie zeznania, złożone w pierwszym procesie i w prokuraturze. Sensację wzbudziły dopiero zeznania instruktora wspinaczki, byłego oficera milicji Jacka Jaworskiego, pierwszego nowego świadka. Powiedział on przed sądem, że niektórzy spośród oskarżonych podczas szkolenia w górach przyznawali się do strzelania do górników. Sygnał do otwarcia ognia miał dać dowódca plutonu specjalnego - Romuald C.
Zeznania taterników
Przełomem okazały się zeznania instruktora wspinaczki, byłego oficera milicji Jacka Jaworskiego. Powiedział on przed sądem, że niektórzy spośród oskarżonych podczas szkolenia w górach przyznawali się do strzelania do górników. Sygnał do otwarcia ognia miał dać dowódca plutonu specjalnego Romuald C. Zeznania te potwierdzili dwaj inni taternicy. Informacje zebrane w tzw. raporcie taterników z 1982 roku miały trafić do przywódców "Solidarności". Wezwani przez sąd byli szefowie związku, m.in. Lech Wałęsa i Zbigniew Bujak, nie potwierdzili, że trafił do nich raport, ale też nie wykluczyli, iż taki dokument mógł powstać.
W październiku 2001 roku Sąd Okręgowy w Katowicach ponownie wobec 22 byłych milicjantów umorzył postępowanie, a część z nich uniewinnił. Podobnie jak poprzednie orzeczenie z 1997 roku i to wzbudziło protesty. Wyrok zapadł niejednomyślnie. Jeden z członków składu orzekającego miał odrębne zdanie.
Sąd uznał, iż nie ma wystarczających dowodów na to, że oskarżeni strzelali do górników, nie można też przypisać sprawstwa kierowniczego zabójstwa Marianowi O. i Romualdowi C. W uzasadnieniu wyroku sąd argumentował, że w dniu pacyfikacji kopalń przepisy dekretu o stanie wojennym, zwłaszcza te dotyczące "wypadków nadzwyczajnych", były obowiązującym prawem.
Uchybienia, zła kwalifikacja
W lutym 2003 roku Sąd Apelacyjny uchylił wyrok. W uzasadnieniu wskazał wiele uchybień procesowych i złą kwalifikację prawną. Sąd stwierdził, że czyny te należy zakwalifikować jako zbrodnię komunistyczną, która nie ulega przedawnieniu. Podkreślił również, że górnicy zdecydowali się stawić opór, walcząc o dobro całego społeczeństwa.
Trzeci proces rozpoczął się w 2004 roku Oskarżonych zostało 17 byłych milicjantów – trzech oskarżonych zostało już wcześniej prawomocnie uniewinnionych, dwóch zmarło. W 2007 roku sąd uznał za winnych 15 oskarżonych. Uniewinniono b. wiceszefa MO z Katowic Mariana O., a sprawę jednego z zomowców z "Manifestu Lipcowego" umorzono. Wyrok 11 lat więzienia otrzymał ich dowódca Romuald C.; jego 14 podwładnych – od 3 lat do 2, 5 roku. Romualda C. skazano za sprawstwo kierownicze zabójstwa górników – uznano, że dał on sygnał do otwarcia ognia. Resztę zomowców skazano za "udział w bójce z użyciem broni palnej i ze skutkiem śmiertelnym".
Uzgodniona wersja
Według sądu Romuald C. pierwszy oddał strzał i zachęcał innych funkcjonariuszy do otwarcia ognia. Zaznaczono, że członkowie plutonu specjalnego uzgodnili wspólną, nieprawdziwą wersję wydarzeń, a ówczesne organa ścigania nie były zainteresowane wyjaśnieniem prawdy. To, a także zmowa milczenia, uniemożliwiło ustalenie, kto do kogo i z jakiej broni strzelał.
W 2008 r. sprawę ponownie rozpoznawał Sąd Apelacyjny. Prawomocnie skazał 14 oskarżonych, Romualdowi C. zaś złagodził karę z 11 do 6 lat więzienia, z kolei 13 jego podwładnym wymierzył od 3,5 do 4 lat więzienia. Uniewinniony został b. wiceszef Komendy Wojewódzkiej MO. Sprawa jednego z 17 oskarżonych została umorzona, a innego została skierowana do ponownego rozpoznania.
- Wydając końcowe orzeczenie, należy powiedzieć: Gloria Victis – chwała zwyciężonym, bo polegli w słusznej sprawie. Kara zaś dla tych, którym w sposób niewątpliwy można było wykazać, że dopuścili się czynów przestępczych – mówił przewodniczący składu sędziowskiego Waldemar Szmidt.
Sprawstwo kierownicze
W wyroku sąd nie zgodził się na skazanie Romualda C. i Mariana O. za sprawstwo kierownicze zabójstwa. Ten drugi został uniewinniony, a w przypadku dowódcy plutonu specjalnego ZOMO została zmieniona kwalifikacja przestępstwa z powodu "niedostatków dowodowych". Sąd podkreślił, że w myśl obowiązujących wówczas przepisów broni można było użyć tylko w wyjątkowych sytuacjach. Tymczasem kiedy oddawano strzały, nie było zagrożenia dla zdrowia i życia funkcjonariuszy.
Ostateczny wyrok zapadł w 2009 roku, Sąd Najwyższy oddalił wtedy kasacje obrony, uznając je za niezasadne, a wyroki sądów niższych instancji – za zgodne z prawem. Według SN sądy dwóch instancji słusznie uznały, że zomowcy użyli broni bezprawnie, gdyż strzelając, nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali strzały z bezpiecznej odległości, a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo. SN zaznaczył, iż ciężkie obrażenia górników świadczą o tym, że strzały były mierzone.
Proces Kiszczaka
W oddzielnym procesie odpowiadał szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w stanie wojennym gen. Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników. Katowicka prokuratura oskarżyła go o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 roku jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego.
Proces Kiszczaka toczył się przed warszawskim sądem. Pierwszy ruszył w 1994 roku Dwa lata później szef MSW został uniewinniony. W 2004 skazano go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 roku sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W roku 2011 ponownie Kiszczaka uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał Sąd Apelacyjny w Warszawie. Oskarżony zmarł w listopadzie 2015 roku.
im/PAP