W połowie stycznia 1945 roku Armia Czerwona była przygotowana do okrążenia i zduszenia wojsk niemieckich znajdujących się w Prusach Wschodnich. Po raz pierwszy w czasie II wojny światowej tereny należące przed wojną do państwa niemieckiego i zamieszkane w dużej części przez Niemców znalazły się w strefie walk.
Titanic - katastrofa, która stała się legendą
Operacja "Hannibal"
Ludność cywilną opanowała panika. Historie o okrucieństwie Armii Czerwonej, która pałała żądzą odwetu za barbarzyństwo Niemców, budziły powszechne przerażenie. Panika opanowała także polskich Mazurów – wiedzieli, że dla Sowietów ich narodowość nie będzie miała znaczenia.
Z zagrożenia zdawało sobie sprawę niemieckie dowództwo. Admirał Karl Dönitz, szef Kriegsmarine, rozkazał przeprowadzenie wielkiej akcji ewakuacyjnej drogą morską, przez Bałtyk. Operacja Hannibal, bo taki nadano jej kryptonim, zakładała przetransportowanie z Prus Wschodnich i okupowanego polskiego Wybrzeża tylu żołnierzy i cywilów, ilu się da.
Do akcji oddelegowano ponad tysiąc statków i okrętów. Niemcom udało się ewakuować ponad 1,2 mln ludzi, w tym 350 tys. żołnierzy. Tym samym "Hannibal" była największą operacją ewakuacyjną w dziejach.
Dzieci "Wilhelma Gustloffa"
Wśród jednostek, które oddelegowano do operacji, znajdował się "Wilhelm Gustloff", chluba cywilnej niemieckiej żeglugi. Ten swego czasu piąty co do wielkości statek pasażerski świata został w czasie wojny przemieniony najpierw na okręt szpitalny, a później statek-hotel dla szkolących się załóg U-Bootów. Został także dozbrojony w działka przeciwlotnicze i bomby głębinowe. Pod koniec stycznia ten luksusowy liniowiec zmienił się w największą arkę uchodźców na Bałtyku. W ostatni rejs wyruszył 30 stycznia 1945 roku z gdyńskiego portu.
– Była straszna śnieżyca. "Gustloff" stał na Oksywiu. Przed wejściem kłębiły się tłumy ludzi, ale załadunek przebiegał szybko, bo trzeba było się kryć przed nalotami, które zdarzały się często – wspominała w audycji Lechosława Stefaniaka pt. "Tragedia »Wilhelma Gustloffa«" polska pasażerka statku, która chciała pozostać anonimowa. W chwili tragedii liniowca miała 22 lata i roczne dziecko. Posłuchaj przejmującej relacji.
31:08 tragedia wilhelma gustloffa.mp3 Tragedia "Wilhelma Gustloffa". Reportaż Lechosława Stefaniaka. (PR, 6.07.2001)
Nawet tak wielki statek, jak "Gustloff", został zapełniony po brzegi. Na pokładach znalazło się ok. 10 tys. ludzi. Jednostka była przeznaczona do przewożenia dwóch tysięcy. Znaczną część pasażerów stanowiły dzieci.
– Mieliśmy rozkaz, żeby zabierać na pokład tylko kobiety z trojgiem lub więcej dzieci. To zalecenie przed 30 stycznia nie było już przestrzegane, więc zabieraliśmy też kobiety z jednym lub dwójką dzieci. Można założyć, że spośród 10 tys. pasażerów połowę stanowiły dzieci – twierdził Heinz Schön, cywilny członek załogi "Gustloffa" i wieloletni badacz jego dziejów.
Nieszczęśliwa trzynastka
"Gustloff" udał się w rejs w eskorcie torpedowca "Löwe". Płynął nocą, kiedy sztormowa pogoda na Bałtyku utrudniała ostrzał z powietrza. Warunki atmosferyczne nie były jednak przeszkodą dla sowieckiego okrętu podwodnego S-13. Jednostka pod dowództwem kmdr. Aleksandra Marineski od dwóch tygodni polowała samotnie u wybrzeży Bałtyku.
Bitwa o Atlantyk. Jak ocean stał się grobem dla 50 tysięcy ludzi
Tuż przed godz. 21.00 S-13 wpadł na trop "Gustloffa" na wysokości Słupska. Minął kwadrans i radziecki dowódca wydał rozkaz wystrzelenia torped. Wszystkie trzy pociski dosięgły celu. Liniowiec zaczął natychmiast tonąć.
"Morze było czarne od ludzi"
– Na schodach leżeli już martwi ludzie, zadeptani przez pozostałych uciekających. Zapanował chaos, którego po tylu latach nie jestem w stanie opisać – wspominał swoją ucieczkę z tonącej jednostki Heinz Schön.
Morze zapełniło się ludźmi, którzy wyskakiwali za burtę.
– Znalazłam się w wodzie. Nie miałam już dziecka na rękach. Uczepiłam się pontonu. Początkowo pozostali pasażerowie chcieli mnie odepchnąć, bo obciążałam tratwę, ale kiedy kilku z nich umarło i wyrzucili ich za burtę, wciągnęli mnie na ich miejsce. Ludzie umierali bardzo szybko – opowiadała pasażerka jednostki.
Czy zatopienie okrętu wypełnionego głównie cywilami było zbrodnią? Według prawa wojennego Marinesko mógł to zrobić – liniowiec był przez Sowietów potraktowany jako jednostka pomocnicza, miał eskortę okrętu wojennego. Ochronie podlegały statki szpitalne z odpowiednimi oznaczeniami i takie, które nie były zaciemnione. Jednostka nie spełniała tych kryteriów.
– Z punktu widzenia konwencji zatopienie to było legalne. Możemy mieć tylko zastrzeżenia natury etycznej. W czasie wojny jednak ani jedna, ani druga strona nie miała takich obiekcji – wyjaśniał historyk prof. Józef Dyskant.
W niczym nie umniejsza to tragedii pasażerów "Wilhelma Gustloffa".
bm, kor-wm