Zwrot ten tłumaczy się jako "imię jest wróżbą" lub "imię stanowi znak". Dla wielu takim znakiem był numer tej misji – 13. Znaleźli się też tacy, którzy w znaku tym widzą dowód, że jest on szczęśliwy, bo przecież trzej astronauci wrócili na Ziemię.
Malkontenci powiedzą – a miało być tak pięknie. Kolejny lot na Księżyc, lądowanie, spacer i zbieranie "kamieni" księżycowych. Kolejny tryumfalny powrót i dowód na wyższość astronautów amerykańskich nad kosmonautami rosyjskimi. Jak do tej pory różnice między nimi wynikały jedynie z faktu kto ekspediował ich poza atmosferę Ziemi. Amerykanie wysyłali w kosmos astronautów, a Rosjanie kosmonautów. Obecnie jest jedno odstępstwo od tej reguły – Amerykanie zawsze pozostają astronautami, niezależnie od tego czyja jest rakieta.
Odpowiadamy wszystkim – i było pięknie! Ta misja to wyraźne zwycięstwo myśli ludzkiej nad niesprzyjającymi zdarzeniami. Dzięki wspólnej pracy grupa ludzi zdołała przeciwstawić się przeciwnościom losu, wynikającymi z drobnych błędów człowieka, tych błędów, które popełniono w fazie przygotowania lotu. Działanie ludzkie często obfituje w niezauważalne i mało znaczące błędy, które jednostkowo nie prowadzą do tragedii. W przypadku przygotowywania misji Apollo 13 tych drobnych błędów było jednak dość dużo i powstały w ich wyniku ciąg zdarzeń mógł doprowadzić do tragedii. Wszystko wskazywało na to, że trzej astronauci nie przeżyją tego lotu.
W skład złogi wchodzili: dowódca James A. Lovell, pilot modułu dowodzenia John L. "Jack" Swigert oraz pilot modułu księżycowego Fred W. Haise. Należy dodać, że był ktoś jeszcze, kolejny członek załogi, który tuż przed lotem został wykluczony ze składu. Lekarz misji, z obawy przed chorobą zalecił zmianę na stanowisku pilota modułu dowodzenia i Swigert zastąpił Thomasa K. "Kena" Mattingly. Ten pozostawiony na Ziemi pilot w znaczącym stopniu przyczynił się do bezpiecznego sprowadzenia misji na Ziemię. Co ciekawe – wcale nie był chory – a jedynie lekarz źle odczytał parametry badań jego organizmu. W przekonaniu wielu specjalistów bez jego pomocy i znajomości kabiny dowodzenia nie byłoby możliwe sprowadzenie statku kosmicznego do atmosfery ziemskiej.
Roja jaką odegrał została kapitalnie pokazana w legendarnym filmie "Apollo 13" w reżyserii Rona Howarda. Film nakręcona w 1995 roku na podstawie prawdziwej historii lotu. Zagrali w nim znamienici aktorzy: Tom Hanks w roli Lovella, Kevin Bacon w roli Swigerta, Bill Paxton w roli Haise'a, Ed Harris w roli kierownika lotu Gene Kranza czy Kthleen Quinlan w roli żony dowódcy lotu Marilyn Lovell. Natomiast w niesamowicie sugestywnej roli pozostawionego na Ziemi pilota Thomasa Mattingly wystąpił Gary Sinise. Film ten z dziewięciu nominacji do Oscara otrzymał dwie statuetki. Jest też jeszcze jednym dowodem na to, że nawet najtrudniejsze sytuacje, najczarniejsze scenariusze i ciągi zdarzeń można "przekuć" w sukces.
Gwoli przypomnienia – w trakcie lotu w kierunku księżyca nastąpił tragiczny wybuch tlenu w zbiorniku nr 2 w module serwisowym. Zdarzenie to odcięło też dopływ tlenu ze zbiornika nr 1. Efektem była utrata możliwości wytwarzania energii elektrycznej potrzebnej do utrzymywania w działaniu wszystkich urządzeń w module dowodzenia, w tym także do filtrowania powietrza i wytwarzania wody. Przestały działać też niektóre z silników odpowiedzialnych za ustawienie właściwej trajektorii lotu powrotnego i wejścia w atmosferę ziemską. Zdarzenie to miało miejsce już nie 11 kwietnia, w dniu startu, a dopiero dwa dni później – 13 kwietnia!
O lądowaniu na Księżycu można było zapomnieć... jedynie podczas filmu pokazano piękne sceny oglądania jego "ciemnej strony" i przeżycia astronautów w tej fazie lotu. Sukcesem człowieka okazała się jednak nie eksploracja naturalnego satelity Ziemi, lecz umiejętność wyjścia z tej trudnej sytuacji. Zadziałali ludzie i ich determinacja, zadziałało "myślenie w potrzebie", a mieli na to raptem od kilku do kilkunastu godzin, zadziałały też wymyślone znacznie wcześniej procedury awaryjne, które w wielu punktach były "lekko przestarzałe", ogólnie jednak wskazywały właściwy kierunek działań.
Tak oto, po niecałych 6. dobach – 17 kwietnia – statek kosmiczny Apollo 13 powrócił na Ziemię i wylądował na Oceanie Spokojnym, na południowy zachód od Amerykańskiego Samoa. Misja trwała dokładnie 142 godziny, 54 minuty i 41 sekund... to znacznie dłużej niż film (140 minut). Astronauci jednak nie mogli słyszeć pięknej muzyki Jamesa Hornera, skomponowanej do tego filmu. Kompozytor ten towarzyszył nam w ponad 110 filmach, większość to hity światowego kina. W tym filmie kapitalnie budował napięcie i wprowadzał elementy liryczne.
Wróćcie do tego filmu, choćby dla wiary w to, że "13" może oznaczać szczęście... znacznie większe niż inne liczby, bo jest znakiem ratowania życia trzech pilotów.
PP