Piłsudski i pies, który wabił się Pies
Marszałek był znany ze swojej słabości do zwierząt. O Kasztance słyszał chyba każdy, ale sympatią darzył nie tylko konie. Menażeria Komendanta powiększała się z roku na rok.
- W czasie, kiedy Piłsudski mieszkał w dworku Milusin, na każde imieniny dostawał dziesiątki różnych stworzeń. Miał ulubionego gąsiora (który "przyjaźnił się" z baranem), dostawał kury i króliki - powiedział w radiowej Dwójce dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski, autor książki dla dzieci "Mój pan woła na mnie Pies".
Jednak szczególne miejsce w domu Piłsudskich zajmowały psy. Jeszcze przed zamachem majowym mieszkańcem Sulejówka był Dorek, o którym wiemy, że w oczach swoich właścicieli jawił się jako "stary i mądry".
Piłsudski w Sulejówku. Psem na pierwszym planie najprawdopodobniej jest Dorek. Fot.: NAC
Gdy Piłsudski objął faktyczną władzę w państwie, jego nieodłącznym kompanem został owczarek, który z niewiadomych przyczyn otrzymał imię... Pies.
- Był psem policyjnym, przeszkolonym do tego, żeby pilnować tajnej kancelarii. Jego zadaniem było pilnowanie, żeby ktoś, kto wejdzie do kancelarii pod nieobecność oficera lub samego Marszałka, nie mógł z niej wyjść. Pies miał jednak bardzo ludzkie cechy. W ogóle nie chciał zajmować się swoim zadaniem, był rozpieszczany przez córki Piłsudskiego, o czym pisali niejednokrotnie zmartwieni tą sytuacją adiutanci Marszałka – wyjaśniał Jan Ołdakowski.
Pies Pies i jego pan. Fot.: NAC
Choć Aleksandra Piłsudska opisywała Psa jako pokornego leniucha, to potrafił on też napędzić stracha. Przede wszystkim za swój obowiązek uważał obronę, ale nie dokumentów, tylko córek Marszałka, do których nierzadko nie dopuszczał nikogo z zewnątrz. Słynną stała się anegdota o tym, że na widok groźnie wyglądającego Psa poetka i sekretarska Piłsudskiego, Kazimiera Iłłakowiczówna, zwaliła się ze strachu z nóg. Uspokajać musiał ją sam Marszałek, przekonując, że owczarek nie jest groźny.
Korfanty. Moryc, czyli pies na Niemców
Stróżem swojego pana był też Moryc, wierny druh Wojciecha Korfantego. Podobnie jak Pies, również on był owczarkiem niemieckim. Towarzyszył Korfantemu w najtrudniejszym dla niego czasie – w dobie powstań śląskich i plebiscytu.
- Korfanty ponoć wytresował Moryca w ten sposób, że gdy pies usłyszał niemiecką mowę, rzucał się na takiego agitatora, dotkliwie go kąsając po kostkach lub drąc mu spodnie - mówił Jan Planta z Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach.
Inna wersja tej anegdoty głosi, że Moryc faktycznie reagował na niemiecki, ale chodziło o komendy w tym języku wydawane przez jego pana. Na komendę "Heimattreuer" ("Wierny ojczyźnie") w Moryca miał wstępować demon. Przekonać się o tym miał Józef Biniszkiewicz, zastępca Korfantego w czasie, gdy ten był polskim komisarzem plebiscytowym. Polityk miał zirytować jednego z ojców niepodległości tym, że w dniu plebiscytu wkroczył do jego gabinetu wykrzykując coś i wymachując nerwowo rękami. Na podane hasło Moryc zabrał się do obrony swojego pana tak skutecznie, że podobno Biniszkiewicz przez jakiś czas nie mógł siadać.
Urzędnicy Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Koło nóg Korfantego leży Moryc. Fot.: NAC
Ta szczególna tresura nie była przejawem okropnego charakteru Korfantego. Politykowi groziło ciągłe niebezpieczeństwo, więc potrzebował niezawodnej ochrony. Ataki na komisariaty plebiscytowe na Górnym Śląsku zdarzały się często, ale na życie jednego z ojców niepodległości czyhano nie tylko w regionie – Korfanty mało nie zginął z od kuli zamachowca w Warszawie, tuż przed inauguracyjną sesją Sejmu w lutym 1919 roku. Dlatego Moryc wyszkolony był w ten sposób, by nerwowo reagować również na zapach prochu. Niestety, ten odruch przyniósł wilczurowi w końcu zgubę.
W niedziele, kiedy rodzina Korfantego chodziła na mszę, pies był zamykany w domu. Zawsze potrafił jednak znaleźć drogę ucieczki. Moryc kierował się wówczas do kościoła i kładł się u stóp pana w jednej z ław. Pewnego razu na drodze do świątyni pies wyczuł zapach prochu od kierującego ruchem drogowym policjanta i zaczął go atakować. Funkcjonariusz w obronie własnej zastrzelił wilczura.
Dmowski. Bystrek, który listy "pisał"
Słabość do wilczurów miał też Roman Dmowski. Ideowy przywódca narodowej demokracji od 1922 do 1934 roku mieszkał w rezydencji w Chludowie pod Poznaniem. Uwielbiał spędzać czas na łonie natury, a w spacerach towarzyszył mu pies Bystrek (ponoć często zostawiał ślady łap na białych spodniach swojego pana). Feliks Fikus, jeden z młodszych przedstawicieli endecji, charakteryzował owczarka jako "przemiłego i wiernego".
Dzięki Bystrkowi ujawniała się daleka od polityki, ludzka twarz Dmowskiego. Choć autor "Myśli nowoczesnego Polaka" nigdy nie założył własnej rodziny, to był bardzo przywiązany do swoich chrześnic. Pisał do nich listy, w których wcielał się właśnie w Bystrka opowiadającego dziewczynkom zabawne i pouczające historyjki.
"Podobno braciszek Pani, Jędruś, jest majorem i chodzi z ostrogami. Czy on lubi psy? Bo ja także z nim chciałbym się bawić. Czy on lubi kiełbasę, tak jak ja? Bo myślę sobie, że jak przyjedzie, to może kawałek przywiezie. Już widzę nasze spotkanie. Ale ja nawet na kiełbasę będę z początku szczekał. Bo inaczej nie wypada" - to fragment jednego z listów pisanych w imieniu Bystrka.
Dmowski pod koniec życia przeprowadził się z Chludowa do Drozdowa, gdzie znalazł się pod opieką córki chrzestnej Marii Niklewiczówny. Z fotografii z maja 1938 roku wiemy, że w ostatnich miesiącach życia towarzyszył mu pies.
- W swojej powieści "Dziedzictwo" Dmowski czyni jednym z "bohaterów" psa Pioruna. W swojej korespondencji pisywał o psach i zawierał wiele uwag behawiorystycznych. Widziałem zdjęcie Dmowskiego (po którym nie zostało wiele fotografii) z psem, przy czym nie było to jego zwierzę, tylko należące do pensjonatu, w którym przebywał. To wszystko świadczy o tym, że Dmowski darzył te zwierzęta sympatią – podkreśla biograf Dmowskiego prof. Krzysztof Kawalec.
Fotografie Bystrka można zobaczyć w książce Feliksa Fikusa "Roman Dmowski 1864-1939. Życiorys-wspomnienia-zbiór fotografii" dostępnej w zbiorze cyfrowym Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej pod tym adresem.
Strona z książki Feliksa Fikusa "Roman Dmowski 1864-1939. Życiorys-wspomnienia-zbiór fotografii" Fot.: dzięki uprzejmości PAN Biblioteka Kórnicka/ Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa
Paderewski: Ping Lung – podarunek od chińskiego księcia
Zupełnie inny zwierzak był domownikiem państwa Paderewskich. Pies rasy pekińczyk został sprezentowany wirtuozowi przez chińskiego księcia i wabił się Ping Lung.
Paderewski był międzynarodową gwiazdą, poprzednikiem idoli pokroju Elvisa Presleya i Beatlesów. Gdy nastała "Paddymania", długie włosy Ping Lunga okazały się wybawieniem dla pianisty. Jego żona, zalewana prośbami o pukiel włosów Paderewskiego, miała ponoć odsyłać fanom... włosy Ping Lunga.
Artysta musiał być bardzo przywiązany do swojego psa. Gdy pekińczyk zachorował, Paderewski odwołał występy podczas trasy koncertowej po amerykańskim Środkowym Zachodzie i czym prędzej udał się do Chicago, by zasięgnąć opinii najlepszych weterynarzy. Nic zatem dziwnego, że informacja o stanie zdrowia i śmierci jego pupila trafiała do gazet. I to nie byle jakich. W numerze z 27 kwietnia 1924 roku "New York Times" donosił w liczącym trzy kolumny artykule o śmieci Ping Lunga. Z tekstu dowiadujemy się, że piesek zdechł, mimo usilnych starań weterynarzy, w wieku 15 lat.
"Pingy", jak przechrzciła psiaka amerykańska prasa, był nierozłącznym towarzyszem podróży państwa Paderewskich, co zostało udokumentowane na przedwojennej kronice filmowej:
Witos. "Przy gospodarstwie musiał być pies"
Niewiele wiadomo o psach, które posiadał Wincenty Witos. Wybitny polityk ruchu ludowego nie pisał o żadnym czworonogu w "Moich wspomnieniach", informacje o pupilu kilkukrotnego premiera nie zachowały się też w przekazach rodziny jednego z Ojców Niepodległości.
- Na pewno w gospodarstwie w Wierzchosławicach musiał być pies lub psy. Nie wiemy jednak nic o tym, czy Witos był do nich, lub przynajmniej jednego z nich, przywiązany. Nie sądzę, bo jego potomkinie należały do wielbicielek psów i pewnie zachowałyby taką informację - wskazuje Marek Steindel, prawnuk Witosa.
Oprac. Bartłomiej Makowski