Historia

Pacyfikacja strajku w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej. Preludium stanu wojennego

Ostatnia aktualizacja: 02.12.2023 05:45
Strajk okupacyjny w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie trwał od 25 listopada. Uformował się komitet strajkowy, który zgłosił gotowość podjęcia rozmów z Komisją Międzyresortową. Rozmowy zostały jednak zawieszone, a Minister Spraw Wewnętrznych podjął decyzję o użyciu sił porządkowych do rozwiązania konfliktu. Władze przewidywały, że strajkujący będą stawiać czynny opór.
Jednostki specjalne Milicji Obywatelskiej z tarczami z plexy przed gmachem Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej podczas strajku studentów
Jednostki specjalne Milicji Obywatelskiej z tarczami z plexy przed gmachem Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej podczas strajku studentówFoto: PAP/Wojciech Kryński

Szturm

O godz. 10.15 strajkujący otrzymali przez radiotelefon, przez który utrzymywali łączność ze wspierającymi protest z zewnątrz, informację o ruchach kordonów ZOMO wspieranych przez wojsko w okolicach szkoły. Z megafonów umieszczonych na milicyjnym samochodzie popłynął trzykrotnie komunikat wzywający do opuszczenia budynku. Odpowiedzi nie było. Szturm zaczął się o godz. 10.20. Na tyłach szkoły pojawiły się transportery opancerzone. Milicjanci przerzucili przez płot kładki, po których na dziedziniec dostało się 600 zomowców. Nad budynkiem uczelni pojawił się śmigłowiec transportowy, z którego na dach desantowano milicyjną grupę specjalną.

Większość studentów, których w tym momencie na terenie uczelni było 347, zgromadziła się w auli na ostatnim piętrze szkoły. Wcześniej udało się wyrzucić przez okna część dokumentów i filmów powstałych w czasie okupacji szkoły – cały protest był dokumentowany m.in. przez przedstawicieli "Solidarności". Przechwyciła je straż robotnicza, którą zorganizowano dla wsparcia strajkujących. Tych, którzy nie zdążyli uciec, milicjanci wyłapywali i odizolowali w sali gimnastycznej na parterze.


Posłuchaj
00:16 Pożar 3_3641759.mp3 Alina Dobrowolska z "Solidarności" S

 


Posłuchaj
00:16 Pożar 3_3641759.mp3 Alina Dobrowolska z "Solidarności" w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie. (Archiwum PR)

 

Niedługo potem nastąpił szturm na aulę. Drzwi zostały wyważone, studenci otoczeni milicyjnym kordonem i wyprowadzeni z sali. Na szczęście obyło się bez ofiar. Osoby spoza szkoły, które uczestniczyły w okupacji, zostały zatrzymane i wywiezione na przesłuchania. Podchorążym nakazano przebranie się w mundury wyjściowe – dla odróżnienia od funkcjonariuszy ZOMO. Strażackie mundury polowe, w które ubrani byli protestujący, były bowiem bardzo podobne do milicyjnych. Następnie rozwieziono ich na dworce z nakazem udania się do rodzinnych domów. Część nie wykonała polecenia - grupa 229 studentów WOSP kontynuowała strajk na Politechnice Warszawskiej do 6 grudnia 1981.


Posłuchaj
11:55 Studencji protestują, ZOMO pacyfikuje Protest w WOSP. Serwis Informacyjny Regionu Mazowsze - 3.12.1981

Posłuchaj
00:45 Student_3641766.mp3 Relacja anonimowego studenta WOSP, uczestnika strajku

  

Represje wobec strajkujących

Uczelnię przemianowano na Szkołę Główną Służby Pożarniczej i na początku lutego 1982 roku wznowiono zajęcia. Większość uczestników strajku ukończyła szkołę, jednak byli tacy, którym uniemożliwiono ukończenie jakichkolwiek studiów. Represjami objęto również część kadry. Oprócz "wilczych biletów" nikomu nie postawiono oficjalnych zarzutów - władzom zależało na jak najszybszym wyciszeniu sprawy. Były pochłonięte o wiele poważniejszą operacją niż pacyfikacja studenckiego strajku - 11 dni po jego zakończeniu w Polsce wprowadzono stan wojenny.

Strajki na uczelniach

Protesty studenckie, które przetoczyły się przez Polskę w latach 1980–1981, doprowadziły do zarejestrowania 17 lutego 1981 Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Udało się wynegocjować z władzami szereg przywilejów studenckich oraz autonomię dla uczelni. Nie oznaczało to jednak, że władze mają zamiar respektować wszystkie ustalenia. Od 12 listopada 1981 roku przez polskie uczelnie przetoczyła się fala protestów związana z sytuacją w Wyższej Szkole Inżynieryjnej w Radomiu, gdzie władze, łamiąc zawarte porozumienia, mianowały bez wymaganych procedur rektora Mieczysława Hebdę. W protesty te wpisał się również strajk w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej (WOSP) w Warszawie.

"Nie!" dla militaryzacji

Podstawową przyczyną napiętej sytuacji było miejsce WOSP w systemie szkolnictwa wyższego w Polsce. Studenci sugerowali, by uczelnia została objęta projektem ustawy o szkolnictwie wyższym. Sprzeciwiano się planowanemu objęciu WOSP przepisami ustawy o szkolnictwie wojskowym. Obawiano się, że podporządkowanie uczelni, a co za tym idzie jej studentów, resortowi siłowemu doprowadzi do wykorzystania ich do tłumienia demonstracji i zamieszek, jak miało to miejsce, np. w marcu 1968 roku. Problemem było również prawo własności budynku, w którym mieściła się szkoła. Zdaniem władz należał on do MSW, choć powstał w 1928 roku ze składek społecznych. Konflikt narastał.

Negocjacje

Począwszy od 18 listopada na terenie uczelni miały miejsce liczne wiece i spotkania dyskusyjne. 25 listopada studenci WOSP proklamowali strajk okupacyjny, do którego dołączyła też część kadry. Komitet Strajkowy 27 listopada zgłosił gotowość podjęcia rozmów z Komisją Międzyresortową składającą się z przedstawicieli MSW, Ministerstwa Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki oraz KGSP. Następnego dnia rozmowy zostały zawieszone.

Wejdź na stronę serwisu specjalnego poświęconego stanowi wojennemu:

src="https:\/\/static.prsa.pl/3ab8a157-2f35-48fb-bac0-16cf62734030.file"

Rada Ministrów rozwiązała WOSP rozporządzeniem z dnia 30 listopada 1981 roku. Należy podkreślić, że od samego początku protestu, za zgodą władz uczelni, na jej terenie przebywali jako obserwatorzy prof. Wejchert z Politechniki Warszawskiej, Seweryn Jaworski, wiceprzewodniczący Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność" i Marek Hołuszko z Regionu Mazowsze "Solidarności". W czasie strajku na terenie uczelni było łącznie 12 osób zaproszonych przez studentów. Ich obecność została wykorzystana przez komunistyczną propagandę, która twierdziła, że protest w WOSP był inspirowany i kierowany przez osoby z zewnątrz.

Oficjalne media podawały, że szkoła została opanowana przez pięćdziesięcioosobową "bojówkę Solidarności". W mediacje między władzami a protestującymi włączyli się profesorowie: Aleksander Gieysztor, Andrzej Stelmachowski i Klemens Szaniawski. Wkrótce po rozpoczęci strajku budynek uczelni został otoczony przez oddziały ZOMO, których liczebność stopniowo wzrastała.

Dywersja psychologiczna

Równolegle władze prowadziły akcję propagandową skierowaną przeciwko podchorążym i ich rodzinom, do których wysyłano telegramy z fałszywymi informacjami, np. na temat stanu zdrowia. Część rodzin, szczególnie studentów spoza Warszawy, dała się "złapać" na podstęp. Ich przedstawiciele zaczęli gromadnie przybywać do stolicy. Już na dworcach PKP i PKS byli "przechwytywani" przez funkcjonariuszy MSW, którzy wręczali im deklaracje wystąpienia ze strajku i formularze zgody na rozpoczęcie nauki w nowej uczelni, strasząc oraz namawiając do wpłynięcia na protestujących.

Podchorążowie otrzymywali z kolei fałszywe informacje o chorobach i nieszczęśliwych wypadkach, które miały mieć miejsce w ich rodzinach. Wokół szkoły narastał tłum, nie tylko rodzin. 1 grudnia odgrodzono go od budynku metalowym płotem. Uniemożliwiono również dostarczanie protestującym żywności. Zablokowano zupełnie dostęp osób z zewnątrz. Zgromadzeni wokół szkoły zaczęli przerzucać przez płot chleb dla strajkujących. Podchorążowie spodziewali się najgorszego. W związku z przerwaniem rozmów, pobytem na terenie uczelni osób niezwiązanych z WOSP oraz możliwością włączenia do akcji solidarnościowej uczniów szkół ponadpodstawowych, minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak podjął decyzję o użyciu sił porządkowych do rozwiązania konfliktu.

Tekst powstał na podstawie biuletynu "Solidarność ziemi łódzkiej" nr 48 (61) z 4 grudnia 1981 oraz materiałów ze strony internetowej Szkoły Głównej Służby Pożarniczej.

 

Czytaj także

38. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce

Ostatnia aktualizacja: 13.12.2016 06:00
W niedzielę 13 grudnia 1981 roku o godz. 6 rano Polskie Radio nadało wystąpienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, w którym informował on Polaków o ukonstytuowaniu się Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i wprowadzeniu na mocy dekretu Rady Państwa stanu wojennego na terenie całego kraju.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Strajk w KWK "Piast". Najdłuższy strajk stanu wojennego

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2023 06:00
Przez dwa tygodnie 650 metrów pod ziemią ponad tysiąc górników protestowało przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Ich strajk zakończył się 28 grudnia 1981 roku.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Stan wojenny w liczbach [INFOGRAFIKA]

Ostatnia aktualizacja: 13.12.2019 05:55
Wojskowy zamach stanu przeprowadzony 13 grudnia 1981 roku przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego skutkował wyprowadzeniem na ulicę tysięcy milicjantów i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Dla tysięcy członków opozycji demokratycznej zaczął się czas aresztowań i internowania. Dla przeciętnego Polaka oznaczał też pogłębienie problemów ze zdobyciem pożywienia, godzinę policyjną i utrudnienia w przemieszczaniu się choćby do miejsc pracy. Stan wojenny pochłonął prawdopodobnie 122 ofiary śmiertelne.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Prof. Andrzej Paczkowski: "Kiszczak przypominał Wałęsie o swojej polisie"

Ostatnia aktualizacja: 14.12.2018 13:14
- Kiszczak chciał się zabezpieczyć. Przeciwko niemu toczyło kilka spraw, przede wszystkim o zbrodnię w kopalni Wujek i odpowiedzialności za stan wojenny. Lech Wałęsa jako prezydent miał prawo łaski i być może Kiszczak na to liczył - wyjaśniał Portalowi PolskieRadio24.pl prof. Andrzej Paczkowski
rozwiń zwiń
Czytaj także

Piotr Dmitrowicz: bez zgody Jaruzelskiego i Kiszczaka nie byłoby pacyfikacji kopalni Wujek

Ostatnia aktualizacja: 16.12.2018 14:51
- Generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak powinni odpowiadać za wprowadzenie stanu wojennego i za wszystkie ofiary, około 100 osób, które zginęły lub zostały zamordowane. Mord w kopalni Wujek jest najbardziej wstrząsający, to była prawdziwa masakra - mówił w Polskim Radiu 24 historyk Piotr Dmitrowicz.    
rozwiń zwiń