Dla uratowanych w ten sposób przed zniszczeniem w pierwszych dniach września okrętów zaczęła się epopeja sześciu lat walk na morzu.
Zbliża się wojna
Na Wybrzeżu silniej niż w głębi kraju odczuwano klimat nadciągającej wojny. W Wolnym Mieście Gdańsk coraz głośniej słychać było proniemieckie hasła. Wiosną 1939 roku Hitler upojony dotychczasowymi łatwymi sukcesami – wkroczeniem do Nadrenii, Anschlussem Austrii i utworzeniem Protektoratu Czech i Moraw – postanowił zagarnąć Kłajpedę.
Gdy kanclerz Rzeszy wysłał silny zespół Kriegsmarine z pancernikiem "Deutschland" w celu zajęcia litewskiego portu, powstała uzasadniona obawa, że powracająca eskadra zdecyduje się siłą przejąć Gdańsk. 18 marca 1939 roku polska Marynarka Wojenna została postawiona w stan gotowości.
Jednocześnie rozpoczęło się gorączkowe budowanie umocnień na Wybrzeżu. Półwyspu Helskiego strzegła już bateria artylerii nadmorskiej im. Heliodora Laskowskiego, wznoszono naprędce nowe schrony i pozycje obronne.
One musiały przetrwać
Nadejście lata przyniosło wzmożony ruch niemieckich okrętów na trasie do Prus Wschodnich. Napięcie narastało z każdym dniem, dowódcy zarządzali coraz częstsze ćwiczenia. Morska bryza niosła zapowiedź wojny.
Lato przyniosło też ustalenia dotyczące udziału floty w nadchodzącej wojnie. Polskie niszczyciele były stosunkowo dużymi okrętami. Istniało ryzyko, że na niewielkim akwenie, jakim jest Zatoka Gdańska, będą narażone na ostrzał i zatopienie przez niemieckie lotnictwo.
Ponadto przeczuwający zbliżający się konflikt Brytyjczycy mieli świadomość, że do obrony konwojów z kolonii i podjęcia walki z Kriegsmarine będzie im potrzebny każdy okręt. W efekcie, na skutek sojuszniczych ustaleń, opracowano plan ewakuowania dywizjonu niszczycieli do Wielkiej Brytanii.
Rozkaz Nr 1000 wydany przez admirała Józefa Unruga, dowódcy Floty i Obszaru Nadmorskiego, został odczytany w obecności kapitanów niszczycieli na "Błyskawicy". Poza nią, rozkaz przewidywał przedostanie się do Wielkiej Brytanii także "Burzy" i "Gromu". Czwarty niszczyciel, ORP "Wicher", miał pozostać w kraju w celu ochrony stawiacza min "Gryfa".
Chcieli wracać
Rejs trzech okrętów przez Bałtyk i Cieśniny Duńskie przebiegał spokojnie. Był to jednak spokój pozorny. Niszczyciele były pod stałą obserwacją jednostek niemieckich. Członkowie załóg okrętów początkowo myśleli, że płyną na manewry. O wybuchu wojny dowiedzieli się dopiero po godzinie dziewiątej 1 września. Niszczyciele były wtedy na Morzu Północnym. Wojna rozpoczęta przez ostrzał placówki Westerplatte przez pancernik "Schleswik-Holstein" trwała już od pięciu godzin. Po godz. 17 "Błyskawica", "Burza" i "Grom" wpłynęły na redę portu w Edynburgu.
Marynarze nie byli zadowoleni z tego, że przerzucono ich na Zachód. Tam, gdzieś na Wybrzeżu walczyli i ginęli ich koledzy. Brytyjczycy obawiali się buntu załogi i próby przedarcia do Polski. Żeby temu zapobiec, przenieśli polskie okręty do portów na zachodzie Wysp i zarządzili intensywne ćwiczenia.
Gdy opuszczali Zatokę Gdańską, polscy marynarze nie wiedzieli jeszcze, że przyjdzie im walczyć przez kolejne sześć długich lat wojny, a dla niektórych z nich widok znikającego za horyzontem Wybrzeża będzie ostatnim pożegnaniem z ojczyzną.
bm