8 grudnia we wsi Wiskule w Puszczy Białowieskiej Białoruś, Ukraina i Federacja Rosyjska podpisały historyczny układ o rozpadzie Związku Radzieckiego. Dokument stwierdzał, że ZSRR „jako podmiot prawa międzynarodowego i rzeczywistości geopolitycznej” przestaje istnieć, na jego miejsce powołano Wspólnotę Niepodległych Państw.
W Puszczy Białowieskiej doszło wówczas do spotkania przywódców Białorusi, Rosji i Ukrainy - Stanisława Szuszkiewicza, Borysa Jelcyna i Leonida Krawczuka.
Stanisław Szuszkiewicz, ówczesny przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi, obecnie polityk opozycyjny, wspomina, że zakładany cel spotkania był zupełnie inny: chodziło o to, że nie było pieniędzy na gaz i ropę. Nikt nie spodziewał się, że zostanie rozwiązany Związek Radziecki. Wspomina, że pierwszy z inicjatywą likwidacji ZSRR wystąpił pierwszy i jedyny sekretarz stanu w Rosji, Giennadij Burbulis, współpracownik Jelcyna. Eksperci przygotowali umowę.
- Zrozumiałem, że jeśli powstanie Wspólnota Niepodległych Państw, to po raz pierwszy od prawie dwustu lat po trzecim rozbiorze Polski, Białoruś będzie uznana przez Rosję jako państwo niepodległe. Dla mnie to było najważniejsze – wspomina Stanisław Szuszkiewicz. Dodaje, że obawiał się reakcji w kraju, zaprzepaszczenia tej historycznej szansy – na szczęście po przyjeździe wszyscy przyjęli umowę białowieską z zadowoleniem.
Ówczesny szef Rady Najwyższej Białorusi mówi, że mniej bał się reakcji Michaiła Gorbaczowa, na to co się działo we wsi Wiskule. Wiedział, że jest osobą, która nie potrafi zareagować energicznie, bo jak mówi, nigdy tak nie działał.
Stanisław Szuszkiewicz zauważa, że rozpad ZSRR boli nadal wiele osób, wychowanych jeszcze w radzieckiej mentalności, oczekujących, że wszystko zapewni im państwo, a nie własny rozum i energia. Wspomina, że ci ludzie po prostu nie umieli pracować, tak jak trzeba. - To znaczy nie tylko przyjść do pracy i „wysiedzieć”, i otrzymać mały grosz. Teraz trzeba pracować tak, żeby był jakiś wynik tej pracy – mówi białoruski opozycjonista. Zaznacza jednak, że większość społeczeństwa popiera układ w Białowieży.
Zaznacza, że do Wiskuli zapraszał na polowanie po to, żeby sprowadzić tam Borysa Jelcyna. Premier Ukrainy faktycznie ustrzelił małego dzika. - Wszyscy jednak szybko zrozumieli, że dzieją się tu sprawy znacznie ważniejsze - powiedział Stanisław Szuszkiewicz.
fot. Wikipedia/kremlin.ru
Rozmowa ze Stanisławem Szuszkiewiczem:
Raport Białoruś: Jak doszło do spotkania w Puszczy Białowieskiej, które zapoczątkowało rozpad ZSRR?
Stanisław Szuszkiewicz: Zebrałem w Puszczy Białowieskiej tych wszystkich ludzi nie dlatego, żeby podpisać umowę, którą później przyjęliśmy. Mieliśmy problem – jak nie zamarznąć zimą 1991-1992. Nie mieliśmy pieniędzy, chcieliśmy stać się państwem rynkowym, ale nie mieliśmy wtedy autorytetu, wiarygodności. Nikt by nie dał nam kredytu. Nie moglibyśmy kupić ropy naftowej i gazu. Dlatego chcieliśmy poprosić, żeby prezydent Rosji Borys Jelcyn znalazł jakiś stary radziecki sposób, żeby nam „postawić” tę ropę naftową i gaz. Kiedy się już tam zebraliśmy, zrozumieliśmy, że jedyne co można zrobić, to prosić o to Michaiła Gorbaczowa, bo przecież on stał na czele państwa radzieckiego, żeby znalazł jakiś sposób rozwiązania naszych problemów.
Dobrze jednak wiedzieliśmy, że on tego zrobić nie może. Dlatego, po tym jak wysłuchaliśmy nawzajem swoich opinii, (Giennadij) Burbulis (rosyjski sekretarz stanu) złożył propozycję, że może podpiszemy się pod takimi słowami: że Związek Radziecki, jako rzeczywistość geopolityczna i podmiot prawa międzynarodowego przestaje istnieć. Kiedy wszyscy zgodzili się na to, poprosiliśmy naszych ekspertów, tak żeby nie było żadnych wątpliwości i nieporozumień, żeby stworzyli umowę, stwierdzającą, że związek przestaje istnieć, jak będą rozwiązane kwestie kontaktów między byłymi podmiotami ZSRR. W ten sposób przyjęliśmy deklarację białowieską. A umowa białowieska wyznaczyła założenie Wspólnoty Państw Niepodległych.
Kto wpadł na taki pomysł? Czy wszyscy uznali, że to dobra idea? Przecież to była rewolucja.
Pierwszy krok zrobił Burbulis. To były jego słowa, że Związek Radziecki jako rzeczywistość geopolityczna i podmiot prawa międzynarodowego przestaje istnieć. To jemu należy przyznać. Był wtedy drugą osobą w Rosji, sekretarzem stanu, pierwszym i ostatnim.
Co pan wówczas pomyślał, kiedy usłyszał pan tę propozycję?
Długo by o tym mówić, ale zrozumiałem, że jeśli powstanie Wspólnota Niepodległych Państw, to po raz pierwszy od prawie dwustu lat po trzecim rozbiorze Polski, Białoruś będzie uznana przez Rosję jako państwo niepodległe. Dla mnie to było najważniejsze.
Prezydent Ukrainy na przykład mówił, że żałował podpisania umowy.
Ukrainie było lżej, w tym kraju było referendum o ogłoszeniu niepodległości (1 grudnia 1991 roku, red.). Stąd nie należało oczekiwać jakiegoś innego kroku od Leonida Krawczuka. Na Ukrainie były jednak siły, które przeciwstawiały się utworzeniu Wspólnoty Niepodległych Państw. Na Białorusi praktycznie takich sił nie było, nie oczekiwałem jakiegoś protestu. Wiedziałem, że mogą być protesty dotyczące rozwiązania Związku Radzieckiego.
I takie protesty były?
Było dużo rozmów, niemal od razu. Nursułtan Nazarbajew (obecny prezydent Kazachstanu) powiedział, że nigdy by tego nie podpisał. 19 grudnia podpisał, z takim zadowoleniem, że nie dołącza się do umowy białowieskiej, a tworzą w Ałma-Acie nową Wspólnotę Niepodległych Państw. To jednak zostało niezauważone i deklaracja w Ałma-Acie to faktycznie dołączenie do naszej umowy tych trzech państw – Mołdawii, Azerbejdżanu, Armenii.
Do dzisiaj rozpad Związku Radzieckiego nie podoba się wielu osobom. Są nadal ludzie, którzy uważają, że gdyby pozostał Związek Radziecki, byłoby lepiej. Byli wychowani w stylu sowieckim, chcieli, żeby wszystko im dało państwo, a nie ich własna praca, własny rozum, własna energia. Takich ludzi jest niemało. Większość jednak popiera, to co się stało w Białowieży.
Jak to wszystko się odbywało? Byliście tam przez kilka dni. W międzyczasie było polowanie.
Żeby zaprosić Borysa Jelcyna, zaproponowałem polowanie. Polowanie było tylko jedno, poszli na nie Leonid Krawczuk i ówczesny premier Ukrainy Witold Fokin. Fokin ustrzelił malutkiego dzika. Zaproszenie było na polowanie, ale zrozumieli, że są sprawy znacznie ważniejsze.
Przeciwnicy Borysa Jelcyna w Moskwie nie zorientowali się, że w Wiskuli dzieje się coś bardzo ważnego?
Ja wiedziałem, że Michaił Gorbaczow nie jest tego typu postacią, która działałaby w sposób energiczny i próbowałaby się przeciwstawić w sposób energiczny. On nigdy tak nie działał. Nie miał też takich doradców, którzy skierowaliby tam KGB etc. To było moje osobiste przekonanie. Nie wiem, co myśleli inni.
Kiedy pan już wrócił z umową – jakie były reakcje w Mińsku?
Kiedy wracałem, to obawiałem się, że nasz parlament białoruski nie zrozumie sytuacji i w ogóle może nie ratyfikować tej umowy. A to trzeba było zrobić szybko. Jednak w rzeczywistości poparcie było szalone. Wszyscy mówili, że to bardzo dobrze. W ogóle się tego nie spodziewałem.
Później oczywiście znaleźli się ludzie niezadowoleni, którzy nie umieli pracować, tak jak trzeba pracować. To znaczy nie tylko przyjść do pracy i „wysiedzieć”, i otrzymać mały grosz. Teraz trzeba pracować tak, żeby był jakiś wynik tej pracy.
Rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl i Raport Białoruś