– Wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny komplikuje się sytuacja na Bliskim Wschodzie – twierdzi dr Jan Bury, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Izraelem wstrząsają krwawe ataki terrorystyczne, które, jak mówi gość Jedynki, mogą odwlec proces pokojowy.
– Władze izraelskie są w bardzo trudnej sytuacji – tłumaczy Bury. Od kilku tygodni trwały protesty Izraelczyków związane z rosnącymi kosztami życia. Teraz, w związku z zamachami, zostały zawieszone, ale oczywiście nie rozwiązuje to problemu. – Zdecydowana reakcja armii izraelskiej na zamachy spowodowała, że rządzący Autonomią Palestyńską Hamas wypowiedział obowiązujące od dwóch lat nieformalne zawieszenie broni – mówi gość "Sygnałów Dnia". Zamachy przypisuje się Ludowym Komitetom Oporu, które są hybrydą różnych organizacji terrorystycznych, ale w przeszłości współpracowały z Hamasem.
Z drugiej strony znawcy problemów bliskowschodnich zwracają uwagę, że zamachy nie są teraz na rękę Palestyńczykom. We wrześniu Zgromadzenie Ogólne ONZ ma głosować nad uznaniem ich autonomii za państwo.
– Z przecieków wynika, że Palestyńczykom brakuje tylko kilku głosów. Ale nawet gdyby im się udało, Rada Bezpieczeństwa zapewne to zawetuje – przekonuje Bury. Jego zdaniem uznanie miałoby charakter symboliczny, gdyż i tak nie zapewni spokoju w rejonie.
Izrael obawia się też, że nowe władze Egiptu będą chciały renegocjować porozumienie z Camp David z 1978 roku, które było bardzo korzystne dla państwa żydowskiego. Gwarantowało, że Egipt nie zaatakuje Izraela, nie będzie trzymał wojsk na Półwyspie Synaj, będzie natomiast walczył z muzułmańskim terroryzmem zagrażającym Izraelowi i dostarczał temu krajowi gaz po bardzo korzystnych cenach. W zamian Egipt otrzymał amerykańską pomoc, ale przede wszystkim wojskową.
– Gazociąg idący do Izraela wyleciał w powietrze. Wbrew porozumieniu Egipcjanie zgrupowali armię na Synaju. Mają tam problem z Beduinami, którzy zaczęli tworzyć "państwo w państwie", ale nie wiadomo, jak to się skończy – mówi Bury.
Rozmawiał Mariusz Syta.
(lu)