Wyspa Timor położona we wschodniej części Archipelagu Malajskiego, na południowy-wschód od Borneo i na zachód od Papui-Nowej Gwinei liczy zaledwie 35 tysięcy kilometrów kwadratowych, a jej wschodnia część niecałe 15 tysięcy. Choć administracyjnie podzielona, etnicznie stanowi jeden konglomerat ludności. Na trwałe podzieliła ją historia. Wyspę zamieszkują głównie Malajowie i Papuasi, których łączy wspólny język i kultura. Mieszkańcy są mistrzami wzornictwa tkackiego, których wyrobów poszukuje się na kresach Azji, a nawet w Europie. Jest to jeden z najsłabiej rozwiniętych krajów na świecie, gdzie dochód narodowy na głowę jednego mieszkańca nie przekracza 200 dolarów rocznie.
Kolonia portugalska
Przez kilka wieków Timor Wschodni był kolonią portugalską, która czerpała ogromne zyski z handlu przyprawami korzennymi. Później w okolicy pojawili się Holendrzy i przez ponad dwa wieki toczyła się rywalizacja między mocarstwami, zakończona zwycięstwem Holandii. Portugalczykom została jedynie wschodnia część wyspy Timor. Tak zostało aż do wojny w 1975 roku.
- Portugalia uważała Timor Wschodni za swoją kolonię, ale nie dbała o to, aby kulturowo podnosić ten lud i przygotować do samodzielności - mówił na antenie Polskiego Radia prof. Władysław Góralski. - Jedyne, co zrobili na plus, to chrystianizacja wschodniego Timoru. Nauczyli ludzi zasad etyki chrześcijańskiej.
Krwawa dekolonizacja
Po rewolucji goździków w 1974 roku Portugalia zmieniła swój stosunek do kolonii. Zapowiedziała uregulowanie problemu Timoru Wschodniego.
- Wtedy nastąpiło nieprzewidziane. Mianowicie bratobójcza wojna między trzema stronnictwami społecznymi, z których najsilniejsza była lewicująca partia, tzw. FRETILIN – mówił prof. Władysław Góralski. – Walczyli z innymi, aby Timor Wschodni mógł być niezależnym państwem.
Gdy w listopadzie 1975 roku FRETILIN proklamowała niepodległość Timoru Wschodniego, powstał nowy ruch, pragnący przyłączyć Timor do Indonezji. Tak zwana partia proindonezyjska. Potężny sąsiad tylko czekał na taką propozycję. W grudniu 1975 roku do Timoru wkroczyły wojska indonezyjskie, a organizatorzy republiki i ruch narodowo-wyzwoleńczy musieli uciec w góry.
Bratobójcza wojna
Rozpętana bratobójcza wojna między trzema partiami politycznymi, mimo obecności wojsk indonezyjskich nie ustała. Ludzie wzajemnie się napadali, palili swoje posiadłości i mordowali. Liczono na pomoc ONZ, gdzie sprawa trafiła na wniosek Portugalii. Jednak Indonezja nie posłuchała wezwania o wycofanie wojsk i w 1976 roku anektowała Timor Wschodni. Znaczna część ludności nie pogodziła się z tą inkorporacją i podjęła walkę zbrojną.
W ciągu roku zginęła 1/3 ludności Timoru. Z 650 tysięcy mieszkańców przy życiu pozostało 420 tysięcy. Powstałą próżnię Indonezja próbowała wypełnić emigrantami z przeludnionej Jawy.
Stało się przyczyną nowych starć. Uprzywilejowani Jawajczycy, chociaż byli w mniejszości, czuli się władcami wyspy. Wybuchł też religijny konflikt między miejscowymi chrześcijanami a muzułmańskimi przybyszami.
Noblista z Timoru Wschodniego
W tej sytuacji na scenę wkroczył lider ruchu niepodległościowego, nagrodzony Pokojową Nagrodą Nobla biskup Carlos Filipe Ximenes Belo. Przemawiał: "Uciszmy gniew i wrogość. Chęć odwetu i wszystkie ciemne emocje. Zmieńmy się w pokorne narzędzia pokoju. Ludzie we Wschodnim Timorze są gotowi do kompromisu. Są chętni by wybaczyć i przezwyciężyć swoją gorycz. Pragną pokoju w swoim kraju i całym regionie".
30 sierpnia 1999 w Timorze Wschodnim odbyło się referendum, w którym ogromna część jego mieszkańców opowiedziała się za niepodległością. Ten wynik stał się początkiem kampanii terroru i wypędzeń systematycznie prowadzonej przez władze indonezyjskie. Na 800 tys. mieszkańców ponad połowa utraciła swoje domy, 300 tys. musiało opuścić kraj, a 140 tys. trafiło do Timoru Zachodniego, do wcześniej przygotowanych przez władze miejsc wysiedlenia.
Kres pogromom położyła dopiero misja wojskowa ONZ. 20 maja 2002 Timor Wschodni odzyskał pełną niepodległość, stając się pierwszym suwerennym państwem powstałym w XXI wieku.
mjm