Ostrzał Osetii Południowej i wejście regularnych wojsk gruzińskich do tego regionu poprzedziły miesiące prowokacji, których dopuszczali się południowoosetyjscy separatyści, wspierani przez Rosję.
Od maja 2008 roku na tymczasowej linii rozgraniczającej dochodziło do wymiany ognia, a gruzińska ludność każdej nocy barykadowała drzwi swoich domów w obawie o życie.
Uchodźcy z Osetii Południowej opowiadali o bandytach kradnących ich majątek i niszczących domy, a gruzińscy żołnierze - o bestialstwie separatystycznych oddziałów, wspieranych przez ochotnicze zaciągi, działające pod ochroną rosyjskich wojsk.
Regularna wojna, która rozpoczęła się w nocy z 7 na 8 sierpnia, kosztowała życie kilkuset osób, a co najmniej 150 tysięcy rodzin pozbawiła dachu nad głową.
Reakcja Polski
W trakcie pięciu dni działań zbrojnych ludność cywilną Gruzji i uchodźców z Osetii Południowej wspierali były prezydent Lech Kaczyński, polscy politycy, dyplomaci i wolontariusze. Już w pierwszym dniu wojny Polska zainicjowała działania Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, które miały powstrzymać pochód rosyjskiej armii w głąb terytorium Gruzji.
12 sierpnia, gdy rosyjskie czołgi znajdowały się około 40 kilometrów od Tbilisi, a Gruzini spodziewali się zbombardowania miasta, do stolicy Gruzji przyleciał prezydent Lech Kaczyński, przywożąc ze sobą przywódców: Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Polski przywódca wygłosił wtedy przemówienie, które sami Gruzini ocenili jako "iskrę nadziei” i "międzynarodowy parasol ochronny nad Gruzją”.
W pierwszym dniu, po wybuchu działań zbrojnych polscy dyplomaci pracujący w Gruzji zorganizowali akcję ewakuacji obcokrajowców. Samolotem prezydenta Lecha Kaczyńskiego wywieziono z kraju ogarniętego wojną rodziny zagranicznych dyplomatów, pracowników międzynarodowych instytucji i firm oraz turystów. Później ten sam samolot przez wiele dni przywoził do Gruzji: lekarstwa, odzież, jedzenie i środki czystości, niezbędne kilkudziesięciu tysiącom uchodźców.
IAR/agkm