Nieznane materiały z Archiwum Hoovera - raport specjalny >>>
Urban sprzedał do Instytutu Hoovera łącznie 9 pudeł różnego rodzaju dokumentów. Wśród nich m.in. swój testament, wydruki pisanych przez siebie felietonów wraz z uwagami korektorskimi oraz materiały dotyczące okoliczności kandydowania przez Urbana w wyborach czerwcowych 1989 roku. Pomysł był prosty: wykorzystać rozpoznawalność ministra, rzecznika rządu i szefa Radiokomitetu, by w pierwszych, częściowo wolnych wyborach po 1945 roku trafił do Sejmu swój chłop - przedstawiciel komunistów. Choć Urban startował w 1989 roku jako kandydat bezpartyjny.
Chwytliwe hasła wyborcze
W każdych wyborach ważne jest wypromowanie kandydata. I hasło. Najlepiej krótkie. Czasem rymowane. Pokazujące kandydata z przymrużeniem oka lub też na poważnie.
W przypadku Jerzego Urbana rozważano różne koncepcje. Od tak bardzo prostych jak: "Nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego co da ci program »Uszatka«" czy "Pełnolaci – nikt z was nic nie straci! Chcesz mieć w telewizji fana – głosuj na Urbana"; aż po filozoficzne: "Najpierw się zastanów, kto będzie bardziej konsekwentny w działaniu – potem oddaj głos na tego, kto jest tego wart w twym mniemaniu".
Skan listu rozsyłanego przez sztab wyborczy Jerzego Urbana przed wyborami
Poparcie społeczne
Sam pomysł zyskał tak zwane poparcie społeczne. Urban otrzymywał listy od wielbicieli. Jeden z nich - Tadeusz z Warszawy - pisał m.in.: "Nie grzeszy Pan urodą a i lubić Pana trudno - ale przecież nie z Panem sypiam - (ale) był Pan niezrównanym rzecznikiem rządu, który nigdy nie nudził i nieźle mówił po polsku, na ogół krótko, (…) a choć z niezłą dozą cynizmu i złośliwości, to jednak wszystko się jakoś trzymało kupy".
Władysław, także mieszkaniec stolicy, dodawał: "Liczę, że ożywisz Pan naszą TV i ochronisz ją od jałowych dyskusji przez polityków, którzy nie mają nic do powiedzenia". Z kolei Rafał ubolewał: "Niestety, na Śródmieściu mieszka tylko moja Matka. Tak więc ja sam wspierać będę Pana tylko serdeczną myślą". Wojciech Żukrowski (wówczas znany pisarz) dodawał na odwrocie koperty swego listu: "Posyłam, bo przynajmniej w Sejmie nie będzie nudno".
Skan ulotki wyborczej Jerzego Urbana z kampanii wyborczej w 1989 roku
Ulotki za państwową kasę
Żeby wystartować w wyborach czerwcowych 1989 roku, nie wystarczało jednak samo poparcie kandydata wśród ludu ani nawet najbardziej chwytliwe wyborcze hasła. Potrzebne były materiały reklamujące program i samego przyszłego posła. Trzeba było więc wydrukować ulotki i dotrzeć z nimi do niezdecydowanych, ale i potencjalnych wyborców, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Kosztorys całej kampanii Urbana wyliczono na blisko 3,5 mln zł.
Jeden z rachunków za druk ulotek wyborczych Jerzego Urbana wystawiony na Biuro Prasowe Rządu
Co zrobiono? Wykorzystano państwowe pieniądze na druk ulotek (Urban sprzedał do Instytutu Hoovera rachunki dotyczące tego przedsięwzięcia wystawione na Biuro Prasowe Rządu) i dostarczono materiały wyborcze do konkretnych osób. Tu przydały się znajomości: Urban otrzymał z ówczesnego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych adresy ponad 48 tys. emerytów, którzy zamieszkiwali okręg, w którym kandydował, czyli Śródmieście Warszawy. To do nich, za pośrednictwem ZUS, rozesłano ulotki wyborcze kandydata (ich koszt wyliczono na 1 mln 741 tys. zł). Kiedy sprawa się wydała (informowało o tym Radio Wolna Europa), sztab wyborczy Urbana opublikował na łamach "Życia Warszawy" krótką, choć nieprecyzyjną informację.
Same ulotki już do kandydata na posła nie wróciły.
Przegrany, ale nie zatopiony
Ostatecznie Urban przegrał w swoim okręgu wyborczym z aktorem Andrzejem Łapickim. Popularny artysta otrzymał ponad 170 tys. głosów, a Urban zaledwie 34 tys. Była to klęska. Do czynnej polityki Urban nigdy już nie powrócił. Imał się różnych zajęć, próbował m.in. nielegalnie przywozić do Polski z Berlina alkohol (o czym wspomniał w wywiadzie z Teresą Torańską) oraz założył antyklerykalny tygodnik "Nie".
Piotr Litka (Polskie Radio), współpraca: Wiktor Świetlik (Polskie Radio) i Tomasz Krzyżak ("Rzeczpospolita")