Te okropne koncerty
W 1979 roku zespół Pink Floyd był u szczytu sławy. Od 11 lat występował w najpopularniejszym składzie (Roger Waters, David Gilmour, Richard Wright i Nick Mason). Za sobą miał eksperymenty z rockiem progresywnym, których owocem były m.in. płyty "Ummagumma", "Meddle" i "Atom Heart Mother", wydał dwa słynne i świetnie sprzedające się albumy "The Dark Side of the Moon" i "Wish You Were Here", a także krążek "Animals", promowany podczas wielomiesięcznej trasy koncertowej "In the flesh" w 1977 roku.
Cykl 55 koncertów Pink Floyd w Europie i Stanach Zjednoczonych trwał ponad pięć miesięcy. Bywało tak, że przez jedenaście wieczorów zespół grał na scenie codziennie, kolejno w kilku różnych krajach. Występy odbywały się często na stadionach i gromadziły nawet 95 tysięcy widzów. "In the flesh" było ogromnym przedsięwzięciem koncertowym i marketingowym, obliczonym na maksymalne wykorzystanie popularności grupy.
Napięcie, które w związku z tym towarzyszyło muzykom, zaczynało stawać się nieznośne, szczególnie dla Rogera Watersa, który pod koniec trasy zachowywał się nawet agresywnie wobec publiczności. Do tego dochodziły problemy finansowe spowodowane chybionymi manipulacjami finansowymi podjętymi przez członków zespołu, którzy z dnia na dzień stracili miliony funtów zarobione na "The Dark Side of the Moon" i "Wish You Were Here". I wreszcie - tarcia między muzykami zaczynały przeradzać się w poważny kryzys, który groził rozpadem zespołu. Wtedy właśnie w głowie Watersa zaczął rodzić się pomysł na "The Wall".
"Kolejna cegła w murze"
Pierwszy utwór albumu - "In The Flesh?" - wyraźnie odwołuje się do doświadczeń muzyka z 1977 roku. – Stadionowe koncerty, ogromna widownia, kilkadziesiąt tysięcy widzów na jednym koncercie - to wszystko bardzo dotknęło Rogera Watersa – mówił dziennikarz muzyczny Przemysław Psikuta w audycji "Wieczór płytowy" poświęconej jubileuszowi "The Wall". – Zdawało mu się, że ten ogromny tłum to masa, z którą nie da się nawiązać żadnej bezpośredniej interakcji. Zasięgał nawet porady psychologa w kwestii alienacji odczuwanej względem publiczności. I to właśnie motyw alienacji i oddzielenia murem stał się głównym wątkiem "The Wall" – dodał.
Album jest autorskim dziełem Rogera Watersa, który po raz kolejny potwierdził swoją dominującą pozycję w zespole. Davida Gilmoura dopuścił do współkomponowania zaledwie trzech piosenek. "The Wall" czerpie więc obficie głównie z biografii Watersa i jego refleksji. Dzięki "dyktatorskiej" kontroli jest jednak zarazem albumem bardzo spójnym, od początku do końca w przemyślany sposób opowiadającym historię artysty w XX-wiecznej Europie. Konstrukcja "The Wall" opiera się bowiem przede wszystkim na narracji, której bohaterem jest niejaki Pink, alter ego Watersa. Dlatego zdaniem wielu dzieła należy słuchać w całości.
– To nie jest płyta, która jest zbiorem przebojów, utworów do tańca, utworów, których się dobrze słucha w samochodzie – stwierdził Przemysław Psikuta. – Ten album został nagrany jako jedna całość, piosenki przechodzą jedna w drugą. Mamy tu pewną koncepcję, podążamy za akcją dramatyczną i muzyczną, musimy wejść w to dzieło, musimy podążać śladem bohatera, podmiotu lirycznego, i słuchać świadomie – powiedział.
Nie znaczy to, że na "The Wall" nie ma hitów. Wystarczy wskazać na największy z nich - "Another Brick in the Wall, Part 2", hymn przeciw szkolnej opresji i przemocy nauczycielskiej, z tanecznym rytmem zaczerpniętym z muzyki dyskotekowej. Piosenka niewątpliwie jest jednym z głównych powodów powodzenia albumu.
Upadek muru berlińskiego. Koniec zimnej wojny
"Mur", "Mur" i mur, czyli reinkarnacje muzyki
"The Wall" wydano 30 listopada 1979 roku w Wielkiej Brytanii nakładem wytwórni Harvest Records. To był wielki sukces. Przez trzynaście tygodni album utrzymywał się na pierwszych miejscach list przebojów w USA. W Wielkiej Brytanii był "zaledwie" trzeci, za to znalazł się na szczycie w kilkunastu innych krajach. 24 miliony sprzedanych egzemplarzy sprawiły, że "The Wall" to do dziś najlepiej sprzedająca się podwójna płyta w historii muzyki rockowej.
Fabularność dzieła zainspirowała filmowców. Niecałe trzy lata po premierze albumu na ekrany kin wszedł "Pink Floyd - The Wall" w reżyserii Alana Parkera. W rolę Pinka wcielił się znany muzyk Bob Geldof, w tamtym czasie lider słynnego zespołu The Boomtown Rats. Muzyczne tło filmu wypełniają oczywiście utwory z albumu "The Wall". Na zasadzie wzajemności Roger Waters do dziś wykorzystuje podczas koncertów pojawiające się w filmie animacje autorstwa Geralda Scarfe.
Po raz kolejny o albumie zrobiło się głośno 10 lat po jego wydaniu. – Płyta odżyła za sprawą przemian politycznych, które tchnęły drugie życie w "The Wall" – mówił Przemysław Psikuta. 9 listopada 1989 roku upadł mur berliński, co wielu od razu przywołało na myśl dzieło grupy Pink Floyd. Waters poszedł za ciosem. 21 lipca 1990 roku przy pozostałościach muru zorganizował słynny koncert "The Wall - Live in Berlin" z towarzyszeniem wielu artystów, m.in. zespołu Scorpions, Cindy Lauper, Sinéad O’Connor i Bryana Adamsa.
Materiał z "The Wall" Roger Waters - od 1985 solo - prezentuje na scenie do dziś.
Koncert "The Wall - Live in Berlin" na berlińskim Potsdamer Platz. Fot. Bundesarchiv, Bild 183-1990-0722-402 / CC-BY-SA 3.0
mc