Przed nim, w latach trzydziestych uczynił to Władysław Wagner, jednakże jego wyczyn trwał znacznie dłużej i odbywał się na trzech jachtach, a przerwy w podróży były znaczące. Niezależnie od tego wyczyny obu żeglarzy zasługują na najwyższy szacunek.
Teliga, choć urodzony w Wiaźmie (Rosja), dość szybko przeniósł się z rodziną do Grodziska Mazowieckiego, gdzie spędził całe swoje dzieciństwo i okres młodzieńczy. Od zawsze, jak twierdził na jednym ze swoich spotkań, interesował się żeglarstwem. Żeglarstwo nauczyło go poszukiwania męskich wyzwań, samodzielności, zaradności, hartu ducha.
Już przed wybuchem wojny, w 1938 roku, został podporucznikiem Wojska Polskiego. Tego samego roku, jako żołnierz, zdobył uprawnienia sternika morskiego na wojskowym kursie żeglarskim w Jastarni. Zmobilizowany 14 sierpnia 1939, w dniu wybuchu wojny przeniesiony ze swoim pułkiem w okolice Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie walczył w kampanii wrześniowej i został ranny. Spod Tomaszowa jego pułk ewakuował się na Wołyń – tam trafili do niewoli sowieckiej i zostali wywiezieni w głąb ZSRR.
Nawet w takim położeniu Teliga nie rezygnował z żeglarstwa. Po rocznym kursie szyprów pływał na statkach jako rybak na Krymie. Uciekając przed Niemcami, po ataku na ZSRR, zgłosił się do formowanej Armii Andersa, z którą wydostał się do Wielkiej Brytanii. Tam dostrzeżono jego umiejętności, głównie nawigacyjne i skierowano go na kurs lotniczy w Kanadzie.
Po kursie latał w Dywizjonie Bombowym 300 jako strzelec pokładowy. Za służbę swoją został dwukrotnie odznaczony Medalem Lotniczym. Po wojnie, w 1947 roku, wrócił do Polski i ostatecznie osiadł w Gdyni. Parał się wieloma zajęciami – był dziennikarzem, aktorem, tłumaczem i autorem, ale nade wszystko cenił sobie zajęcie instruktora żeglarstwa morskiego. Kiedy tylko mógł, wracał do rybołówstwa. Pływał także jako dziennikarz z polskimi rybakami na Dalekim Wschodzie i w wielu innych miejscach.
Od wielu lat planował też rejs dookoła świata. Plany te opierał na jachcie własnej konstrukcji i zbudowanym własnym sumptem. Dla osiągnięcia tego celu zbierał odpowiednie środki, broniąc się przed zinstytucjonalizowanym sponsorem czy państwowym organizatorem. Stąd też bierze się nazwa jego jachtu – OPTY.
Mówił, że jeśli uda mu się zdobyć odpowiednie środki, to nazwie swój jacht OPTY od pierwszych liter wyrazu optymista i opłynie świat..., a jeśli nie uda mu się ta sztuka, to wybuduje sobie kajak i nazwie go PESY od słowa pesymista i popływa nim na Mazurach.
Szczęściem udało mu się zdobyć odpowiednie środki i wybudować kilowy jacht morski, drewniany, niewielki, choć dość dobrze wyposażony. Jacht miał ożaglowanie bermudzkie typu "jol". Choć maszty były drewniane, to okucia i olinowanie już nierdzewne, posiadał też żagle na wszystkie rodzaje wiatrów, dwa zbiorniki na wodę i jeden na ropę. Na pokładzie znajdowała się także tratwa pneumatyczna, był też niezatapialny bączek, a dodatkowo aparatura sygnalizacyjna i radio. Jacht, niestety, nie posiadał radiostacji.
Z uwagi na porę roku zdecydowano o przetransportowaniu jachtu do Casablanki na pokładzie statku MS Słupsk. Stamtąd właśnie 25 stycznia 1967 roku wyruszył w rejs dookoła świata. Trasa wiodła przez Ocean Atlantycki, do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, później Barbados i Kanał Panamski. Tu nieoczekiwany 11-dniowy postój, po skandalicznym zachowaniu amerykańskiej administracji Kanału i targowaniu się o pozwolenie na przepłynięcie.
03:00 Kpt. Teliga na Thaiti.mp3 Leonid Teliga zawinął na Thaiti - rozmowa z polskim żeglarzem-samotnikiem. (PR, 31.01.1969)
Dalsze plany uległy zmianie właśnie z uwagi na możliwość podobnych zdarzeń choćby w portach Australii. Kolejne etapy to Ocean Spokojny, wyspy Galapagos, wyspy Markizy w Oceanii i dłuższy postój na Tahiti, gdzie podobnie jak na Fidżi dokonywał niezbędnych napraw i uzupełnień.
Stąd rozpoczyna się najdłuższy i najniebezpieczniejszy etap rejsu. Teliga listownie ostrzegał, że chce wykonać już tylko jeden "skok" do zakończenia pętli i z racji braku radiostacji nie będzie z nim przez długi czas kontaktu. Jedynie nieliczne jednostki pływające zauważały go z daleka. Prasa całego świata opisywała jego zmagania w tym ostatnim etapie rejsu – etapie przez pół świata - z Fidżi na Oceanie Spokojnym, przez Ocean Indyjski, do Dakaru w Afryce Zachodniej, bez zawijania po drodze do portów.
Trasa tego etapu zajęła Telidze 165 dni i była swoistym rekordem nieprzerwanej samotnej żeglugi oceanicznej. 5 kwietnia 1969 roku zamknął pętlę swojego rejsu dookoła świata w okolicach Wysp Kanaryjskich.
W mediach światowych było głośno o dzielnym Polaku. Nawet nasze komunistyczne władze chciały ten wyczyn wykorzystać na własne potrzeby propagandowe. Teliga jednak, z powodu postępującej choroby nowotworowej, uniemożliwił im zorganizowanie superuroczystego powitania, wpływając jak heros do Gdyni. Nie przypłynął, lecz przyleciał, a na Okęciu czekała na niego karetka. Zmarł niedługo potem, 21 maja 1970 roku. Cześć jego pamięci.
PP