Reżyser Nicholas Ray w pierwszym etapie prac nad filmem do głównej roli przymierzał Marlona Brando. Kiedy jednak zaczął poważnie się przygotowywać, zaproponował główną rolę młodemu Jamesowi Deanowi. Wcześniej aktor ten wystąpił w "Na wschód od Edenu" Elii Kazana i zwrócił na siebie uwagę autentycznością w kreacji wrażliwego młodzieńca. Po "Buntowniku…" wystąpił w jednym tylko filmie - "Olbrzym", jednak to wystarczyło, by stał się legendą.
- W tych trzech filmach James Dean grał właściwie jedną rolę. Może nazbyt łatwo powiedzieć, że grał siebie - mówił Wojciech Zimiński w audycji Polskiego Radia. - Jego aktorstwo to mieszanka odrobiny patosu, nazywanego przecież mową cierpienia, i młodzieńczości pełnej zwykłych gestów. Emanującej energii i skrajnego osamotnienia. Takie były grane przez niego postaci: zbuntowani młodzieńcy, których delikatność zmusza do otoczenia ich ramieniem i powiedzenia "jestem z tobą, nie martw się" - kończył dziennikarz.
05:04 buntownik.mp3 W trzech filmach James Dean grał właściwie jedną rolę - mówił Wojciech Ziemiński w audycji z cyklu "Kalendarz radiowy”. (PR, 10.02.1991)
Słuszny gniew
"Buntownik bez powodu" to historia młodych ludzi, których naturalna szczerość i chęć życia zderzają się ze skostniałymi normami wychowawczymi i społecznymi. Przepaść pokoleniowa jest tym bardziej dotkliwa dla nastolatków, że rodzice nie potrafią z nimi rozmawiać, nie próbują zrozumieć, a przez swoje tchórzostwo i konformizm nie budzą ani zaufania, ani szacunku. Tytuł filmu można więc uznać za przewrotny - choć konserwatywni dorośli faktycznie mogą nie rozumieć buntu swoich dzieci, to dla nastolatków jest on oczywisty, ale niekoniecznie świadomy.
Główny bohater, Jim Stark (James Dean), przeprowadza się już kolejny raz, ponieważ jest niepokorny, ma problemy w szkole, a rodzice chcą go uchronić przed skutkami tych zachowań. W Jimie coś się burzy. Jego destrukcyjne działania są jedynie reakcją na sytuację domową: rodzice ciągle się kłócą, a oliwy do ognia dolewa babcia, ojciec nie ma charakteru i poddaje się krzykliwej żonie i matce. Choć chce wspierać syna, to nadal widzi w nim dziecko a jako zbyt słaby nie jest dla niego wzorem, nie umie stanąć na wysokości zadania i poważnie potraktować dorosłych dylematów chłopca.
Nad przepaścią
Jima w nowej szkole bierze na celownik grupa niebezpiecznych żartownisiów, w której dominuje Buzz. Swoim prowokującym zachowaniem upokarza Jima i zmusza do pojedynku na noże, który Jim wygrywa. W ramach rewanżu obaj rywale mają wziąć udział w ryzykownym "wyścigu cykorów" - kradzionymi autami kierowcy pędzą w stronę przepaści, a wygra ten, kto później wyskoczy z auta. Wyścig obserwują wszyscy znajomi Buzza, śmietanka towarzyska college'u z piękną Judy (Natalie Wood) na czele - nie trzeba dodawać, że to dziewczyna Buzza, która zwróciła też uwagę Jima.
Widzowie przyjechali jak na piknik. Są podekscytowani i rozweseleni rozrywką z dreszczykiem emocji, ale kiedy Jim wyskakuje a Buzz spada w przepaść, przerażeni odjeżdżają. Główne obawy, jakie teraz mają, to czy Jim nie doniesie o wszystkim policji.
Jim mówi o wypadku rodzicom, ale nie znajduje zrozumienia - ci, którzy mają być silniejsi, którzy mają dawać dobry przykład, chcą zataić sprawę albo znów się przeprowadzać. Jedyną osobą, na którą może liczyć chłopak, jest właściwie obcy człowiek - policjant z Wydziału Nieletnich - niejedno już widział, więc się nie boi, a poza tym ma dobre przygotowanie psychologiczne i dużo empatii w sobie.
Do tego momentu film jest fascynujący i trzyma w napięciu. Akcja toczy się wartko, przedstawione problemy są autentyczne i przejmujące. Następnie zaczyna się ostatni akt, zupełnie inny dramaturgicznie, nie przystający do reszty.
Akt trzeci, ostatni
Jim razem z Judy i szkolnym odrzutkiem, Platonem (Sal Mineo) uciekają przed mściwą bandą Buzza. Uwaga widzów przekierowana zostaje teraz na niestabilnego psychicznie Platona, który nerwowo wymachuje bronią i strzela do policjanta. Widać w tym fragmencie niezręczność scenarzysty, który najwyraźniej nie wiedząc, jak zakończyć film, zaczął się plątać.
Ostatecznie jednak Jim i Judy zbliżają się do siebie i można by mówić o happy endzie, gdyby nie wydarzenia pozafilmowe. James Dean brał udział w zdjęciach do kolejnego już filmu, a zarazem oddawał się swojej pasji - wyścigom samochodowym.
- Jego honoraria były bardzo wysokie i dzięki nim mógł należeć do tej nielicznej grupy ludzi posiadających prawdziwe cacko - sportowy model samochodu porsche spider - mówił w Polskim Radiu Wojciech Zimiński. - Pracował w zawrotnym tempie, realizując pierwszą część zdania, którą kiedyś wygłosił: żyć szybko, umrzeć młodo i być pięknym nieboszczykiem. Nie wiedział oczywiście, że wkrótce sprawdzi się także druga część tej sentencji - dodawał.
James Dean jadąc na wyścig swoim wymarzonym autem ze złowrogim napisem "Mały drań" na karoserii, uległ wpadkowi i zmarł w szpitalu kilka godzin później 30 września 1955 roku w wieku 24 lat - miesiąc przed premierą "Buntownika bez powodu".
az/im