Feralnego dnia "Warszawa" prowadziła konwój AT-6 (Aleksandria-Tobruk), składający się z czterech transportowców i pięciu okrętów eskorty, który miał dotrzeć do Tobruku.
- Kilkakrotnie byliśmy w oblężonym Tobruku. "Warszawa" była jednym z nielicznych statków, które zaopatrywały Tobruk, a to z tego tytułu, że oprócz materiału wojennego mogła zabrać dosyć dużo mrożonego mięsa – ok. 600 ton. W drodze powrotnej zabieraliśmy jeńców – wspominał kapitan statku Franciszek Meissner w audycji z cyklu "Proszę mówić, słuchamy".
22:55 tadeusz meissner - kapitan żeglugi wielkiej.mp3 Gawęda Tadeusza Meissnera o jego służbie podczas II wojny światowej. Audycja z cyklu "Proszę mówić, słuchamy". (PR, 2.07.1958)
Zdobycie Tobruku. Polacy w libijskich piaskach
Gdy jednostka ostatni raz nadciągała do afrykańskich brzegów, mijał właśnie niespełna miesiąc, odkąd zakończyło się niepowodzeniem ponad półroczne oblężenie twierdzy przez siły włoskie i Afrika Korps pod dowództwem Erwina Rommla. Miasto stanowiło wówczas najważniejszy libijski port wojenny i bazę sił alianckich. Polska jednostka przewoziła na pokładzie zaopatrzenie i około 600 nubijskich żołnierzy. Konwój wziął na cel niemiecki okręt podwodny U-559.
– Po uderzeniu torpedy statek zaczął natychmiast tonąć, jednak, dzięki temu, że zamknięto drzwi wodoszczelne do tunelu, sytuacja została opanowana – wyjaśniał kpt. Meissner w audycji "O tych, którzy zginęli za polskie morze".
11:53 o tych, którzy zginęli za polskie morze___1461_tr_1-1_998963951d1336f[00].mp3 "O tych, którzy zginęli za polskie morze" - audycja ze świadectwami uczestników walk na morzu w czasie II wojny światowej. (PR, 28.10.1960)
"Warszawa" została unieruchomiona. Statek musiał zostać wzięty na hol przez korwetę HMS "Peony". Większość załogi ewakuowano. Na pokładzie zostało 19 osób, w tym kapitan. Jak się okazało, w pierwszym ataku zginęło czterech członków załogi i 25 żołnierzy.
- Na szczęście kubryk nie był pełen. Dlatego straty ograniczyły się tylko do tych czterech ludzi. Ciała zabitych wynieśliśmy z rozszarpanego kubryku i ułożyliśmy na pokładzie, po czym przykryliśmy polskimi banderami – dodawał kapitan "Warszawy". - Niestety nie mogliśmy im sprawić takiego pogrzebu, jaki normalnie odbywa się na morzu, bo w kilka godzin później trafiła druga torpeda.
Uderzyła ona w statek o 19.30. Cios okazał się śmiertelny. "Warszawa" poszła na dno. Na szczęście, ostatnim członkom załogi udało się wcześniej opuścić pokład.
Transatlantyk "Piłsudski" - duma żeglugi II Rzeczpospolitej
Smoleńsk pod polską banderą
Polska bandera na SS "Warszawa" po raz pierwszy załopotała w 1929 roku. Statek stał się wówczas własnością Polsko-Brytyjskiego Towarzystwa Okrętowego w Gdyni. Ale historia tej jednostki sięga znacznie dalej. Statek zbudowano w brytyjskim porcie Sunderland dla Rosyjskiego Północno-Zachodniego Towarzystwa Żeglugowego w 1914 roku. Pierwotnie jednostka nosiła nazwę "Smoleńsk". Wybuch I wojny światowej, a później rewolucji w Rosji, pokrzyżowały plany przekazania statku stronie rosyjskiej. "Smoleńsk" pływał początkowo pod brytyjską banderą, w 1920 roku został przejęty przez duńskiego armatora DFDS. W latach 20. Obsługiwał połączenia Londyn Gdańsk. Z tym wcześniejszym życiem "Warszawy" wiąże się anegdota, którą na antenie Polskiego Radia przytaczał kapitan statku.
- To był może szósty-siódmy raz, kiedy byliśmy w Tobruku. Zwrócił się wtedy do mnie brytyjski dowódca portu wojennego, który był oficerem rezerwy marynarki wojennej: "Proszę pana, ja pana częstuję herbatą, jak pan przypływa. Zdążył się pan pewnie zorientować, że woda nie jest za bardzo słodka, trochę słonawa. A i tej mamy niewiele. Ja od sześciu tygodni się nie kąpałem. Mam prośbę o możliwość wzięcia kąpieli na statku" – mówił Meissner w audycji z cyklu "Proszę mówić, słuchamy".
Kapitan oczywiście spełnił prośbę, a nawet zaprosił dowódcę portu na kolację. Wieczór przerwał nalot na port.
- Myślę sobie, że dowódca portu to już starszy człowiek, więc pomyślałem, że po stromych schodach odprowadzę go do trapu. Powiedziałem mu o moim zamiarze. On na to do mnie: "Nie niepokój się młody człowieku, ja ten statek znam lepiej od ciebie, ty jeszcze koszulę w zębach nosiłeś, jak ja tym statkiem dowodziłem. Jeżeli mi pan nie wierzy, to niech pan pójdzie do swojej kabiny. Jeżeli nie została przebudowana, to niech pan podejdzie do biurka i otworzy szufladę, tam niebieską kredką będzie napisane moje nazwisko – Smith". I tak faktycznie było – wspominał Meissner.
Wojna na morzu - zobacz serwis specjalny
Na wojennym morzu
Przed wojną "Warszawa" obsługiwała linię Gdynia-Londyn, w ramach której przewoziła ładunki drobnicowe i emigrantów, którzy z Wysp Brytyjskich udawali się dalej, do USA. Od kwietnia 1935 pływała na linii pasażerskiej z Gdyni do Hawru we Francji, zawijając także do Londynu, Dover, Cherbourga, transportując głównie emigrantów wybierających się docelowo do Ameryki Południowej.
To właśnie w Hawrze spotkał "Warszawę" wybuch II wojny światowej. Na początku wojny statek miał przewozić dostawy francuskiego sprzętu, który via Rumunia miał dotrzeć do walczącej Polski. Wobec tragicznej sytuacji Rzeczpospolitej po 17 września 1939 roku z tych planów niewiele wyszło.
Po klęsce 1939 roku transportowiec służył uchodźcom z Polski, których przewoził z Grecji i Jugosławii do Francji i Libanu, znajdującego się wówczas pod francuskim protektoratem. To w stolicy Libanu, Bejrucie, zastała "Warszawę" informacja o klęsce Francji w 1940 roku. Przy cichym przyzwoleniu Francuzów, statek, którego załogę oficjalnie aresztowano, zbiegł do Hajfy w Palestynie znajdującej się w strefie wpływów brytyjskich. Służbę w charakterze alianckiego transportowca przewożącego wojsko, sprzęt i zaopatrzenie statek rozpoczął w styczniu 1941 roku. Służył na Morzu Śródziemnym, biorąc udział w ewakuacji żołnierzy brytyjskich z Krety i Grecji oraz w dostawach do Tobruku.
bm