Dość szybko przeniesiono przedstawienia na czwartkowy wieczór, który dla coraz większej rzeszy telewidzów stał się "kryminalnym czwartkiem". W ramach czwartkowych przedstawień prowadzone były de facto trzy teatry: Teatr Kobra, Teatr Sensacji i Teatr Sensacji i Fantastyki "Sfinks". Ten ostatni emitowany był zaledwie kilka lat. Pierwszy zaczynał się czołówką z rozwijającym się wężem kobry i stąd właśnie nazwa.
Był to jeden z najlepszych pomysłów w historii Polskiej Telewizji. Najpierw w poniedziałek, a później, przez prawie cały okres działania, w czwartki. Połowa Polski, zaraz po Dzienniku Telewizyjnym, siadała przed telewizorami, a druga połowa przychodziła do tych, którzy mieli telewizor. Tak właśnie zaczynał się uwielbiany przez Polaków cotygodniowy Teatr Sensacji. Pamiętamy, szczególnie znacznie starsi czytelnicy i radiosłuchacze, te słynne powiedzonka: "Dzień dobry, jestem z Kobry" czy "Kobra makabra" - mówione dla podkreślenia grozy czy na przywitanie w codziennym życiu. Tak wtedy bardzo często witali się Polacy na ulicy czy w pracy, wchodząc do domu czy witając się z grupą znajomych. Tak właśnie zwykliśmy mówić o czwartkowych seansach teatralnych w telewizji i mówiliśmy to z sympatią i udawaną grozą w głosie. Cały cykl trwał w sumie nieprzerwanie aż do 1993 roku. Co ciekawe, po kilku latach przerwy wznowiono jego nadawanie od 2013 roku.
W zasadzie od początku, oprócz pierwszego spektaklu, "Kobra" nadawana była w czwartki i był to tylko teatr. Później, w latach 70. zaczęły pojawiać się przedstawienia fabularyzowane w formach filmowych, a w latach 80. były to przeważnie seriale filmowe – teatr jako taki pojawiał się dość sporadycznie.
Wszystko wymyśliła redaktor Illa Genachow i wszystko zapewne spełzłoby na niczym, gdyby nie jej talent i ogromna wiedza. Znała języki zachodu, pracowała wcześniej w radiu, "od zawsze" interesowała się telewizją i co najważniejsze – potrafiła przekonać każdego do swoich pomysłów. Pomimo przynależności do PPS nie było jej łatwo po wojnie. Przed zjednoczeniem się partii komunistycznych w PZPR wyrzucono ją z PPS-u. W zatrudnieniu i realizowaniu swoich zainteresowań pomógł jej ówczesny premier Józef Cyrankiewicz. Najpierw została zatrudniona w radiu, a potem, od 1953, w telewizji.
Telewizja była dla niej wręcz wymarzonym terenem działania. W roku 1956 rozpoczęła realizację cyklicznych przedstawień teatralnych o tematyce kryminalnej, czasami także z dziedziny fantastyki naukowej. Pomagał jej w tym inny radiowiec, proweniencji lwowskiej, Józef Słotwiński. Kryminalne czwartki z miejsca stały się szlagierem gromadzącym prawie 90-procentową widownię. Ulice miast pustoszały na czas spektakli. Należy przyznać, że dobór dramaturgiczny był pierwszorzędny – Christie, Connan Doyle, Chandler, Simenon i wielu innych. Genachow potrafiła zjednywać i przekonywać do zgody na ekranizację wielu pisarzy i dramaturgów zachodnich. Wielu gotowych było przystać na niskie stawki autorskie lub nawet rezygnowali z tantiem. Genachow dokładała do tego przekłady własnego autorstwa, a w przypadku powieści własne adaptacje.
Jej autorstwu przypisuje się też powstanie serialu wszech czasów Polskiej Telewizji. Wydzielając z głównego nurtu "Kobry" odrębną Scenę "Sfinks" zaproponowała polskiemu widzowi także spektakle z gatunku sensacji czy fantastyki naukowej. Genachow, do realizacji własnego pomysłu na pokazanie okupacji w bardziej sensacyjnym świetle, mniej sztampowo, patetycznie czy martyrologicznie, zatrudniła dwu scenarzystów – Andrzeja Szypulskiego i Zbigniewa Safjana – piszących razem pod pseudonimem Andrzej Zbych. Tak oto, od 1965 do 1967, na antenie Telewizji Polskiej nadawano kolejne spektakle "Stawki większej niż życie". To Genachow uparła się, że główną rolę ma zagrać aktor z Lublina – Stanisław Mikulski. To ona wybrała dla niego niemieckie nazwisko oficera Abwehry- Hans Kloss... ponoć jedno z najbardziej popularnych nazwisk w niemieckiej książce telefonicznej tamtych czasów.
Serial teatralny odniósł tak duży sukces, że jego twórcy zdecydowali wykorzystać istniejące już scenariusze, poszerzając je o dodatkowe zdarzenia i plenery, do realizacji serialu filmowego. Ten z miejsca stał się hitem i to nie tylko w Polsce, ale też w wielu innych krajach, które zakupiły prawa do jego emisji.
W Internecie bez trudu znajdziemy spisy spektakli "Kobry", reżyserowanych przez znanych i wybitnych reżyserów, granych przez najlepszych aktorów. Trudniej jednak znaleźć informacje jak taki czwartkowy teatr grozy przyjmowany był przez władze PRL. Według relacji samego Cyrankiewicza, w rozmowie z Janem Karskim, Gomułka był zachwycony tymi spektaklami, co wynikało z jego opisu: "Widzisz, Kobra mogła być nadawana i mieć tak szaloną popularność, bo pokazywała zgniliznę Zachodu. Jacyś zblazowani bogacze chlają ekskluzywne alkohole, palą drogie cygara i z nudy się zabijają. To Gomułce bardzo ideologicznie pasowało (…) Kloss był podobnie odbierany. Polak robiący w konia hitlerowców w sojuszu z radzieckimi towarzyszami". Tak opisywał to były premier Cyrankiewicz.
Konkluzja może być tylko jedna – jak to dobrze, że każdy mógł w tym znaleźć coś dla siebie... zwykli Polacy widzieli w "Kobrze" tchnienie Zachodu, mieli świadomość, że taki inny świat istnieje, taki, za którym też tęsknili..., a władza komunistyczna widziała w tych czwartkowych seansach prawdziwy obraz zgnilizny Zachodu, czuła wtedy nieodpartą wyższość idei komunistycznych. Czyli "wilk syty i owca cała".
PP