81 lat temu, 4 lipca 1943 roku, o godzinie 23:07, 16 sekund po starcie z lotniska na Gibraltarze, samolot C- 87 Liberator wodował na morzu i wkrótce zatonął. W katastrofie zginął premier polskiego rządu na emigracji i Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski i pozostali pasażerowie maszyny. Uratował się tylko pilot, Czech Eduard Prchal.
Przebieg katastrofy gibraltarskiej w relacji naocznego świadka
Naocznym świadkiem katastrofy był Ludwik Łubieński. Był on od marca 1943 roku szefem Polskiej Misji Morskiej na Gibraltarze - agencji zajmującej się ewakuacją z kontynentu polskich żołnierzy chętnych do służby w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, a następnie współpracującej z brytyjską SOE (Special Operations Executive - Kierownictwem Operacji Specjalnych) przy organizacji akcji wywiadowczych i sabotażowych w rejonie Morza Śródziemnego.
Łubieński był jedną z ostatnich osób, które miały okazję rozmawiać z Sikorskim przed jego śmiercią. Tak wspominał moment katastrofy:
- Dzień 4 lipca 1943 roku w Gibraltarze zbliżał się ku końcowi. Po obiedzie wydanym na cześć generała Sikorskiego przez gubernatora Gibraltaru (Noela Masona-Macfarlane'a - przyp. red.) udaliśmy się gremialnie na lotnisko, aby asystować przy odlocie naczelnego wodza do Londynu. Zbliżała się godzina 23:00. Po zapakowaniu całego bagażu do samolotu, pilot zameldował gotowość do odlotu. Wszyscy byli bardzo dobrych humorach i w dobrym nastroju, a głównie generał Sikorski cieszył się, że już za parę godzin będzie w Londynie. Po ostatnich pożegnaniach wszyscy zajęli swoje miejsca. Ostatni jak zawsze wsiadł generał Sikorski - mówił Łubieński w relacji nagranej przez Rozgłośnię Polską Radia Wolna Europa.
03:30 Łubieński Gibraltar.mp3 Katastrofa w Gibraltarze, czyli śmierć gen. Władysława Sikorskiego w 1943 r. – relacja Ludwika Łubieńskiego, naocznego świadka. (RWE)
- Odprowadziłem go do samych stopni, gdzie ostatecznie się odmeldowałem. Nie przypuszczałam, że jego uścisk dłoni był ostatnim w jego życiu, a ja ostatnim Polakiem, który widział go żyjącego - ciągnął dalej swoją relację świadek. - Po zapuszczeniu silników i próbie motorów i przyrządów kierowniczych, samolot wolno odrolował na początek bieżni. Gubernator, jego otoczenie i ja podeszliśmy na sam brzeg bieżni. Po jakichś 10 minutach wszystkie reflektory zgasły i paliły się tylko światła kierunkowe wzdłuż całej bieżni. W tej samej chwili usłyszeliśmy ryk wszystkich 4 motorów Liberatora i samolot ruszył z miejsca. Minął nas i, mając jeszcze dużo wolnego miejsca przed sobą, wzniósł się całkowicie prawidłowo w powietrze.
Chwilę później, zgodnie z relacją Łubieńskiego, zaczęło się dziać coś dziwnego.
- Na małej wysokości samolot wypoziomował, żeby nabrać większej jeszcze szybkości i nagle ku naszemu przerażeniu zamiast iść dalej w górę, zaczął opadać ślizgowym lotem w kierunku morza. Zdrętwiałem. Czekaliśmy jeszcze na jakiś cud boski. Mieliśmy nadzieję, że może jeszcze pilot zdąży poderwać maszynę. Niestety nagle zapanowała głucha cisza. To pilot zamknął wszystkie motory, by uniknąć eksplozji. Rozległ się alarm na całym lotnisku. Wszystkie reflektory poszły w ruch, kierując swe promienie w kierunku morza. Gubernator krzyknął i zakrył oczy ręką, ja odruchowo pobiegłem w stronę brzegu. Popatrzyłem na zegarek. Była akurat godzina 23:15.W świetle reflektorów zobaczyliśmy, w odległości około pół kilometra, jak gdyby czarnego olbrzymiego ptaka na powierzchni wody.
Czytaj także:
Ludwik Łubieński. Nasz człowiek na Gibraltarze
Ludwik Łubieński w chwili katastrofy gibraltarskiej miał zaledwie 31 lat. Mimo młodego wieku miał już spore doświadczenie dyplomatyczne. Robienie kariery ułatwiało mu znane nazwisko. Łubieńscy awansowali na początku XIX wieku, dzięki udanym inwestycjom pomnażającym majątek, do grona polskiej arystokracji, a przedstawiciele rodu wsławili się udziałem w wojnach napoleońskich i powstaniu listopadowym. Z kolei matce Łubieński zawdzięczał to, że w jego żyłach płynęła krew znanej rodziny Hutten-Czapskich - wujem Ludwika był Józef Czapski.
Zaraz po studiach, w 1937 roku, Ludwik rozpoczął pracę w konsulacie RP w Rzymie. Dwa lata później, w lipcu 1939 roku, został sekretarzem ministra Józefa Becka. Razem z nim przekroczył granicę polsko-rumuńską we wrześniu 1939 roku. Udało mu się jednak przedostać do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii.
Po wojnie Łubieński pracował w londyńskim biurze gen. Władysława Andersa. W latach 1958-1968 był dyrektorem Rady Polonii Amerykańskiej na Europę. W latach 60. znalazł zatrudnienie w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. W latach 1968-1979 pełnił funkcję kierownika Działu Produkcji Rozgłośni Polskiej RWE.
Łubieński do końca życia pozostał na emigracji. Zmarł 22 stycznia 1996 roku w Londynie.
Kontrowersje związane z postacią Łubieńskiego
Na początku lat 2000 dziennikarz i badacz dziejów II wojny światowej wysnuł hipotezę, że Sikorski padł ofiarą zamachu zleconego przez Brytyjczyków (niezadowolonych z nieprzejednanej postawy Sikorskiego wobec Moskwy) i dokonanego rękami Polaków. Zgodnie z teorią Baliszewskiego, wódz naczelny i jego najbliżsi współpracownicy mieli zostać zamordowani już w willi gubernatora Gibraltaru, a celem wypadku lotniczego było zamaskowanie tej zbrodni. Według tej teorii, ważną rolę w domniemanym mordzie miał odegrać właśnie Łubieński. Miałby mieć ku temu powody i możliwości - oficer był związany ze skonfliktowaną z generałem sanacją, został przez Sikorskiego umieszczony w ośrodku odosobnienia w Cerizay, gdzie wódz naczelny internował wojskowych, co do których lojalności miał wątpliwości, wreszcie Łubieński był, z racji sprawowanej funkcji, blisko związany z brytyjskim SOE.
W listopadzie 2008 roku, w ramach śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, ekshumowano szczątki gen. Sikorskiego. Wyniki badań wykazały, że generał zginął w wyniku obrażeń wielu narządów, typowych dla ofiar katastrof komunikacyjnych, co obala tezę Baliszewskiego o wcześniejszym zamordowaniu Sikorskiego. Śledztwo prokuratorów IPN nie dało jednak odpowiedzi dotyczącej przyczyn katastrofy, w której zginął generał Sikorski.
bm