Obchody 65. rocznicy zbrodni dokonanej w Hucie Pieniackiej zgromadziły prezydentów Polski i Ukrainy, dawnych mieszkańców, rodziny ofiar pomordowanych, a także przedstawicieli polskich organizacji z ziemi lwowskiej. Na miejscu wsi, w której znajdowały się kiedyś 172 zabudowania, znajduje się obecnie puste pole, granitowy krzyż i cmentarz.
28 lutego 1944 roku doszło do jednej z największych masakr ludności cywilnej w czasie II wojny światowej. Oddział SS „Galizien” złożony z ukraińskich nacjonalistów, dowodzony przez niemieckich oficerów, wraz ze wspierającymi go partyzantami UPA, wszedł o 5 nad ranem do wsi i dokonał mordu na jej mieszkańcach. Liczbę ofiar szacuje się na 600 do 1200 osób. Grupie około 100 Polaków udało się przeżyć. Strona ukraińska twierdzi, że w likwidacji wsi nie brał udziału oddział SS „Galizien”, że Ukraińcy nie byli inspiratorami mordu i że najprawdopodobniej dokonała go jednostka niemiecka, w odwecie za zabójstwo dwóch jej żołnierzy.
Liczy się przyszłość
Obaj prezydenci podkreślali, że trudna przeszłość nie może dzielić obu narodów. - Jesteśmy tu, by głośno powiedzieć, że taka tragedia nigdy więcej nie może się powtórzyć, że nigdy my - Polacy i Ukraińcy - nie staniemy przeciwko sobie – mówił prezydent Polski Lech Kaczyński. Podkreślił, że musimy zachować pamięć o tych strasznych wydarzeniach, by już nigdy w przyszłości nie miały one miejsca.
Jesteśmy tu, by głośno powiedzieć, że taka tragedia nigdy więcej nie może się powtórzyć, że nigdy my - Polacy i Ukraińcy - nie staniemy przeciwko sobie –prezydent Polski Lech Kaczyński
Prezydent nie powiedział, że za zbrodnie zarówno w Hucie jak i na Wołyniu w latach 1943-44 odpowiedzialni byli ukraińscy nacjonaliści. Za winnych uznał „siły trzecie”, uosabiane przez niemiecki faszyzm i sowiecki komunizm. To właśnie w efekcie ich prowokacji „zniewolone narody występowały zbrojnie nie przeciwko ciemiężcom, ale przeciwko innym okupowanym - same przeciw sobie". Podobne wnioski można było wyciągnąć z przemówienia Wiktora Juszczenki. - Mówiąc o wydarzeniach z 28 lutego 1944 r. schylamy głowy przed pamięcią każdej, niewinnie zabitej ofiary - powiedział. Obaj prezydenci podkreślili, że należy pamiętać o przeszłości, ale nie może ona negatywnie wpływać na wspólne cele obu narodów, „wspólną europejską przyszłość”.
Czy to krok w dobrym kierunku?
W komentarzach dotyczących przemówień prezydentów podkreślano, że dobrze się stało, iż Lech Kaczyński pojawił się na obchodach, bo podniósł ich rangę i dał do zrozumienia, że nie odcina się od tematyki kresowej. Dzięki temu tragedia mieszkańców Huty Pieniackiej miała szansę dotrzeć do świadomości większej liczby Polaków, ale i Ukraińców. - Jesteśmy wdzięczni panu prezydentowi za obecność na uroczystościach. Dla nas wszystkich jest to niesamowity honor i nadzieja na to, że Huta Pieniacka nie zostanie zapomniana – powiedziała portalowi Polskiego Radia Małgorzata Gośniowska – Kola, prezes stowarzyszenia Huta Pieniacka. - Pytania o to kto tego dokonał, zawisły gdzieś pod tym niebem. Moim zdaniem dzięki temu ludzie zaczną się zastanawiać, a kto będzie chciał, ten dowie się prawdy – dodała. Innego zdania jest Ewa Siemaszko, która uważa, że prezydent w swoim przemówieniu znacząco zafałszował historię. – On szukał wszędzie winnych poza winnymi. Ci, którzy dokonali zbrodni, zostali pominięci w tym przemówieniu – podkreśla. Dodaje przy tym, że reżim komunistyczny nie miał z tą zbrodnią nic wspólnego, co więcej, w okresie panowania tego systemu udało się w tym miejscu postawić niewielki pomnik, na którym podana została data zagłady i napis mówiący o tym, że dokonali jej „faszyści i ukraińscy burżuazyjni nacjonaliści”. – Ten napis został po 1989 roku usunięty przez miejscowych Ukraińców – przypomina Siemaszko.
Potrzeba prawdy
Także uczestnictwo w obchodach prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki zostało odebrane z mieszanymi uczuciami. Środowiska kresowe oskarżają go o przyzwolenie na odradzanie się kultu UPA na Ukrainie, stawianie pomników Stepana Bandery i innych przywódców nacjonalistów ukraińskich i nadawanie ich imionom szkół i ulicom miast.
Nie powinniśmy wspierać Ukrainy w tym, by zbrodniarze stawali się bohaterami. Musimy im pomóc w przełamaniu się, dojściu do prawdy i oczyszczeniu moralnym – Ewa Siemaszko
Ewa Siemaszko uważa, że to za jego czasów o UPA w coraz większym stopniu mówi się na Ukrainie jako o bohaterach walk narodowowyzwoleńczych. Jej zdaniem przemówienia prezydentów wzmocniły zafałszowywanie historii i nie zrobiono kroku naprzód, w kierunku rzeczywistego pojednania pomiędzy narodami. - Nie powinniśmy wspierać Ukrainy w tym, by zbrodniarze stawali się bohaterami. Musimy im pomóc w przełamaniu się, dojściu do prawdy i oczyszczeniu moralnym – dodaje Siemaszko. Podobnie uważa ksiądz Zaleski, który wielokrotnie podkreślał, że popiera utrzymywanie jak najlepszych stosunków z Ukraińcami, ale że o wydarzeniach, które dzielą oba narody, należy mówić prawdę.
Zapomniane Kresy
źr. www.prezydent.pl
W zeszłym roku tematyka związana z obchodami rocznic mordów, dokonanych na Kresach przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA w czasie II wojny światowej, często gościła w mediach. O lekceważenie pamięci narodowej oskarżano wtedy zarówno prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i większość parlamentarzystów. Środowiska kresowe czuły się dotknięte zarówno brakiem konkretów podczas przemówień i w wypowiedziach polityków dotyczących tego kto był winien fali mordów, jak i brakiem uczestnictwa przedstawicieli władz państwowych podczas kolejnych obchodów. Szczególne słowa krytyki wygłoszono pod adresem marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który twierdził, że winnymi byli sowieci, a oskarżanie o to Ukraińców jest na rękę Rosji. Krytyczne głosy księdza Tadeusza Isakowicza - Zaleskiego i Ewy Siemaszko, autorki monografii o ludobójstwie dokonanym na Kresach, pod adresem prezydenta, były umiejętnie wykorzystywane przez część mediów do krytykowania głowy państwa, mimo że na codzień tematyka narodowa jest przez nie raczej spychana na drugi tor.
Kwestia Kresów podzieliła także polski kościół. Doszło do ostrych sporów pomiędzy greckokatolickimi duchownymi: metropolitą Janem Martyniakiem i biskupem Włodzimierzem Juszczakiem a księdzem Isakowiczem – Zaleskim. Ksiądz Zaleski wielokrotnie przypominał o tym, że część księży unickich, wraz z arcybiskupem Szeptyckim, sympatyzowała z UPA i hitlerowcami. Mówił też, że kościół polski zapomina o męczeństwie licznych księży na Kresach.
Nowe święto
Uroczystości w Hucie Pieniackiej zmobilizowały posłów do przyspieszenia prac nad projektem uchwały, ustanawiającym tragedię na Kresach świętem narodowym. Zdaniem księdza Zaleskiego inicjatywa ta może pomóc w szerzeniu wiedzy o tych wydarzeniach. - 11 lipca i 28 lutego, daty największych mordów dokonanych na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, powinny być uczczone przez państwo podobnie jak oddajemy hołd ofiarom II wojny światowej. To jest ważne nie tylko dla nas, ale i dla przyszłych pokoleń – podkreśla duchowny.
- Ostateczne decyzje zapadną po rozmowach z organizacjami kresowymi, wtedy też dojdzie do podjęcia decyzji w sprawie daty – mówi o projekcie nowej ustawy Paweł Kowal z PiS. Zapowiedział, że w pracy nad nią PiS będzie współpracował z innymi partiami, by została ona przyjęta jednogłośnie. W zeszłym roku projekt ustawy upamiętniający mordy na Kresach przedstawili posłowie PSL, nie spotkał się on jednak z szerszym odzewem ani ze strony PiS ani PO. - Co więcej marszałek Komorowski schował tę uchwałę do szuflady w lęku przed ambasadorem Ukrainy – zaznacza ksiądz Zaleski.
Petar Petrović