Historia

Makabryczne odkrycie w gujańskiej dżungli

Ostatnia aktualizacja: 18.11.2014 07:00
”W Gujanie odnaleziono ciała ponad 900 osób, członków sekty religijnej Jima Jonesa, którzy ponieśli samobójczą, rytualną śmierć” - ta wiadomość, podana 18 listopada 1978 roku, zelektryzowała całą światową opinię.
Audio
  • Samobójcza śmierć członków sekty Świątynia Ludu - fragm. aud. "7 dni w kraju i na świecie" (18.11.1978)
Wjazd do osady Jonestown, Wikimedia Commons, źr. Jonestown Institute
Wjazd do osady Jonestown, Wikimedia Commons, źr. Jonestown InstituteFoto: Mosedschurte

- Świat wstrząśnięty jest niezwykłymi wydarzeniami, jakie rozegrały się w gujańskiej dżungli. Najpierw strzelanina na lotnisku Kaituma, w wyniku której zginął kongresman z Kalifornii Leo Ryan. Potem zagadkowe, makabryczne samobójstwo kilkuset członków sekty Świątynia Ludu – donosiło Polskie Radio.

Wstrząsajace odkrycie

Sektę założył w 1956 roku w Indianapolis James Jones. Dziewięć lat później przeniósł ją do Kalifornii. Wokół Jonesa zaczęło gromadzić się coraz więcej osób. Był moment, że do Świątyni Ludu należało ok. 30 tys. ludzi. Sekta dysponowała dużym majątkiem, a jej przywódca stał się dla swych wyznawców niekwestionowanym autorytetem moralnym. 900 z nich, mieszkających w gujańskiej dżungli, zażyło truciznę i popełniło zbiorowe samobójstwo.  
- Według ostatnich doniesień tylko 38 członków sekty zostało odnalezionych w dżungli otaczającej osadę Jonestown. W Gujanie twierdzi się, że istnieją niewielkie szanse odnalezienia pozostałych, zbiegłych z osady członków sekty – relacjonował korespondent radia amerykańskiego.

Wpływowy oszust

Kim był człowiek, który doprowadził tylu ludzi do zbiorowej śmierci? James Warren Jones urodził się w 1931 roku w Lynn (Indiana), niedaleko Indianapolis. Nie miał żadnego wykształcenia, podejmował się pracy dorywczej. W końcu stanął na czele kilkudziesięcioosobowej grupy, którą nazwał Świątynia Ludu, i dla której, pod pretekstem działalności charytatywnej, zaczął zbierać pieniądze. Szybko rosła liczba wyznawców, przybywało też środków na koncie grupy. Jones przeniósł się do Kalifornii. Twierdził, że jest Mesjaszem, otoczył się dwunastoma uczniami. Każdy, kto chciał się stać członkiem Świątyni Ludu przekazywał cały swój majątek Jonesowi. Popularność guru rosła niemal z dnia na dzień, o jego poparcie zaczęli zabiegać nawet niektórzy politycy. W połowie lat 70. Jonesa zaliczano do najważniejszych przywódców kościołów i sekt w Stanach Zjednoczonych.

Obozowy rygor

Życie osób, które przystąpiły do Świątyni Ludu podlegało nieustannej kontroli. Ludzie byli poddawani ciągłej inwigilacji i ”praniu mózgu”. Zmuszano ich do niewolniczej pracy. Jeśli nie chcieli wypełniać nakazów Jonesa, musieli składać publiczną samokrytykę, nierzadko wymierzano im karę chłosty. Powoli prawda o sekcie zaczęła wychodzić na jaw. By uciszyć sprawę, jej przywódca wykupił kawałek ziemi w gujańskiej dżungli i tam założył osadę Jonestown.
Ośrodek w Gujanie był pod obserwacją władz Stanów Zjednoczonych. Odbierano sygnały, że Jones pastwi się nad ludźmi. Nawet małe dzieci za nieposłuszeństwo czy zachowanie, niezgodne z regułami przyjętymi w sekcie, były karane. Poddawano je torturom, elektrowstrząsom. By móc interweniować, potrzebne były jednak niezbite dowody.

Śmierć kongresmena

Część członków Świątyni Ludu zgłosiła się do badającego sprawę amerykańskiego wysłannika rządu, kongresmena Leo Ryana. Chcieli razem z nim wrócić do USA. Był 18 listopada 1978, tuż przed powrotem na pasie startowym lotniska w Kaituma, oddalonego od osady Jonesa o pięć kilometrów, doszło do strzelaniny. Ryan, trzej towarzyszący mu dziennikarze oraz kilkoro uciekinierów, zostało zamordowanych strzałami z broni maszynowej.

"Świątynia zagłady"

Tymczasem w samym Jonestown ok. 900 członków sekty zażyło truciznę. Szczegóły zdarzenia nie są znane. Wiadomo jedynie, że wokół ośrodka guru kazał rozstawić kordon uzbrojonych strażników. Ocalały dwie osoby, którym w ogólnym zamieszaniu na początku rytualnego samobójstwa udało się ukryć, a potem wymknąć do dżungli. W Jonestown znaleziono 903 ciała. Przywódca Świątyni Ludu nie wypił trucizny – zginął od strzału w głowę.
Nie ustalono liczby osób, które przebywały w osadzie Jonesa. Policjanci, którzy przybyli na miejsce tragedii, stwierdzili, że kasa pancerna, w której ”wielebny” trzymał pieniądze, została rozbita.
Rytualne samobójstwo wyznawców sekty opisał Jacek Syski w książce ”Świątynia zagłady”.
bs