Zgodnie z ideą projektu Ostatni Adres, zainicjowanego przez rosyjskie Stowarzyszenie Memoriał, w ten sposób upamiętniane są ofiary terroru politycznego w ZSRR. Tabliczki instalowane są na domach, które były ostatnim adresem tych ludzi, skąd ich zabrano i dokąd nigdy już nie wrócili.
Absolwent Politechniki Warszawskiej
Grzegorz Sigalin był absolwentem Politechniki Warszawskiej i członkiem przedwojennego SARP. Był autorem (wraz z bratem - Romanem Sigalinem i Jerzym Gelbardem) m.in. kamienicy w Warszawie przy ul. Mackiewicza 1 i gmachu laboratorium chemiczno-farmaceutycznego Asmidar przy ul. Grzybowskiej 88.
Wywodził się z pochodzącej z Kaukazu rodziny Sigalinów, która osiadła w Warszawie w wieku XIX; jego babka - Klaudia, była założycielką znanej sieci pijalni kefiru. Architektami byli też dwaj bracia Grzegorza: Roman Jakub i Józef Sigalin - szef powojennego Biura Odbudowy Stolicy. Grzegorz i Roman byli współautorami wielu budynków mieszkalnych i startowali w licznych konkursach na projekty gmachów użyteczności publicznej.
W ZSRR Grzegorz Sigalin znalazł się po tym, gdy we współpracy z Henrykiem Blumem i Bertholdem Lubetkinem w 1931 roku wziął udział w międzynarodowym konkursie na gmach Pałacu Rad w Moskwie. Ich projekt zdobył wyróżnienie. Po konkursie Sigalin skorzystał z propozycji wyjazdu do ZSRR. Zamieszkał w Moskwie i pracował w 5. Pracowni Architektonicznej Mossowietu, kierowanej przez znanego architekta Daniiła Fridmana.
Aresztowany i skazany na śmierć
10 lutego 1938 roku został aresztowany, oskarżony o szpiegostwo na rzecz Polski i skazany na śmierć. Wyrok wykonano 16 czerwca 1938 roku. Wraz z wieloma innymi ofiarami represji Sigalin został pochowany w zbiorowym grobie na poligonie NKWD w Komunarce pod Moskwą. W 1958 roku został oficjalnie zrehabilitowany. Wojnę przeżyła jego żona i syn Wiktor, urodzony zaledwie 10 dni przed aresztowaniem ojca.
Tragicznie potoczyły się też losy Romana Sigalina, który znalazł się wśród ofiar zbrodni katyńskiej - jeńców obozu NKWD w Starobielsku, zamordowanych w Charkowie.
Symbol ważniejszy niż pomnik
W niedzielnej uroczystości wziął udział szef sekcji polskiej Memoriału Aleksandr Gurjanow. - Takie symbole upamiętnienia imiennego - konkretnych, pojedynczych osób są ważniejsze od jakichś oficjalnych, wielkich pomników - powiedział PAP Gurjanow. Przypomniał, że celem projektu Ostatni Adres jest "przywrócenie chociażby nazwisk, imion pojedynczych osób - nie jakichś przywódców, wybitnych osobistości, ale takich zwykłych, prostych ludzi takich jak my, jak każdy z przechodniów, którzy przechodzą obok tego domu".
Podkreślił, że projekt wynika też z potrzeby rodzin i bliskich zamordowanych. "Te tabliczki są dla rodzin, potomków, wnuków jedynym znakiem", upamiętniającym ich bliskich, którzy padli ofiary represji. Najczęściej bowiem miejsce pochówku ofiar nie jest znane. Tak więc, tabliczki Ostatniego Adresu są dla potomków jedynym, pojawiającym się po już 80 latach, miejscem upamiętnienia ich przodków.
- W wielu przypadkach inicjatywa zamontowania takiej tabliczki zgłoszona do projektu Ostatni Adres staje się powodem do odnalezienia potomków i krewnych (osób upamiętnianych), którzy się po prostu nie znali albo zagubili kilkadziesiąt lat wcześniej. Pracownicy projektu zawsze szukają krewnych upamiętnianych osób, dzięki temu od nowa zawiązują się utracone i zerwane więzi rodzinne - powiedział Gurjanow.
PAP/dad